Rozdział 25

200 15 26
                                    

...Chwilę później odpłynełam.

POV RYE:

W nocy nie mogłem spać. Byłem podekscytowany spotkaniem z Amelią. Ale zauważyłem że nie tylko ja nie śpie. Jack'a też coś meczyło. Zdaje mi się że tym "czymś" jest Amelka. Zastanawiam się czy dobrze robię umawiając się z nią. Podoba mi się ale wiem że krzywdze tym też Jack'a. Jest moim przyjacielem i nie chce żeby cierpiał.. Muszę przemyśleć co mam zrobić..

Obudził mnie Andy, który przypomniał mi że mam spotkanie z Amelką. Byłem mu naprawdę wdzięczny że mnie obudził, bo gdyby tego nie zrobił na bank bym się spóźnił. I tak napewno się spóźnie bo jest 13:20. Szybko wybiegłem do łazienki. Umyłem twarz i zęby. Wróciłem do pokoju i załorzyłem swoje czarne jeansy i t-shirt a na to koszule. Spojrzałem w lustro.

- Jaack! - krzyknąłem.

-Czego chcesz Beaumont.- powiedział wchodząc do pokoju.

- Pożycz mi jakąś koszule.

On tylko przewrócił oczami i wyszedł. Po chwili wrócił z czarną koszulą w ręcę. Wziąłem od niego górną cześć garderoby i ubrałem ją. Trzy ostatnie guziki pozostawiłem odpięte. Ponownie spojrzałem w lustro i stwierdziłem że jest okej. Wziąłem moje wyjściowe perfumy i psiknołem kilka razy. Ubrałem buty i spojrzałem na zegarek. Była 13:47. No super. Spuźnie się. Napewno się spuźnie.

Szybko wyszedłem z mieszkania i pobiegłem w stronę domu Amelii.

POV AMELIA:

Wstałam około dziewiątej. Wziełam prysznic, umyłam włosy i zęby. Wyszłam i poszłam do garderoby. Ubrałam sukienke w koloże pudrowego różu. Wykonałam make up. Ten standardowy. Przejrzałam się w lustrze.

- Jest okej. - stwierdziłam.

Poszłam na dół do kuchni. Na blacie leżała mała karteczka.

    Kochanie wyjechaliśmy w delegacje.
    Nie chcieliśmy Cię budzić a sami
    dowiedzieliśmy się dzisiaj rano.

                                             Kochamy Cię
                                                 Tata.

No okej. W sumie to nawet dobrze. Lubię mieć wolny dom.

Zrobiłam sobie omlet z malinami a do tego kubek kawy. Zjadłam wszystko ze smakiem i zmyłam naczynia. Wróciłam na górę i wziełam mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Była 13:30. Jeszcze 30 minut i przyjdzie Rye. Szczerze mówiąc jestem podekscytowana tym spotkaniem. Każdy z nich jest cudowny ale propozycja Rye'a mnie zdziwiła. Jest szybki. Nawet bardzo.

Zeszłam na dół i usiadłam w salonie. Robiłam coś w telefonie żeby się nie zanudzić. Była juz godzina 14:10 a jego nadal nie ma. Coś się stało? Może zapomniał? A może nie chce przyjść? Nie ważne. Poczekam jeszcze 10 minut..

Jakieś pięć minut później usłyszałam dzwonek do drzwi. Miałam nadzieję że to Ryan. Był to tylko listonosz. Przyniósł listy od moim przyjaciółem. Zrezygnowana chciałam iść do mojego pokoju jednak nie zdążyłam wejść do góry bo gdy pyłam w połowie schodów znów usłyszałam dzwonek.

- Czego znowu. - powiedziałam sama do siebie.

Zawróciłam i podeszłam do drewnianej powłoki. Nacisnełam klamke i kto był za drzwiami? Tak. Rye. Był bardzo zdyszany. 

- Myślałam że nie przyjdziesz. - rzuciłam.

- Przepraszam. Naprawdę bardzo przepraszam. Gdyby nie Andy pewnie jeszcze bym spał. Przepraszam. - powiedzał ciężko oddychając.

Pierwszy koncert, pierwsza miłość. | ZAKOŃCZONA | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz