Nie jest dobrze. Tobias'a w szkole znowu nie było od paru dni. Kilka razy juz do niego dzwoniłam, ale nie odbierał ode mnie telefonu. Co teraz.? Dobra, może źle postąpiłam ostatnio w kuchni, ale to nie jest powód do obrażania się na mnie. Z reszta to nie ja zawiniłam ale on.
Nie, to zły tok myślenia. Muszę mu jakoś pomóc. Nie może on teraz z tym wszystkim zostać sam.
W szkole kiedy były przerwy starałam się dodzwonić do niego, ale to wszystko było na marne. Nic nie odpowiadał. Zaczęłam się martwić. A jak mu się coś stało.? Chciała bym, żeby te lekcje już jak najszybciej się skończyły i mogła bym iść do niego.
Po lekcjach.:
-Tara. Nie martw się. Wszystko się jakoś ułoży. Nie możecie się rozejść przez takie coś.
-Liz.! To nie jest takie coś. To jest poważna sprawa. Myślałam trochę nad tym i w sumie nie będzie mi to przeszkadzać, że Tobias będzie ojcem, ale z drugiej strony nie będzie miał dla mnie już tyle czasu, i każde zawołanie tej jego byłej, bo coś jest dziecku to on będzie tam leciał. Powiem ci, że nie wiem co mam robić. -Zakryłam twarz w dłoniach i ją przetarłam.
-Tara. Nie martw się. Zobaczysz wszystko się jakoś ułoży.
-Mam nadzieje.
Liz przytuliła mnie na pożegnanie. Najgorsze jest to, że Pani od projektu kazała mi zostać dłużej, bo nadchodził termin oddania go i trzeba było już go szybko kończyć.
Tak naprawdę ze szkoły wyszłam po 17:00. Byłam strasznie zmęczona, zmartwiona i wypruta z energii.
Po drodze zaszłam do sklepu. Musiałam zjeść coś słodkiego. Każda dziewczyna czasami ma tak, że jak ją napadnie na słodkie, to musi zjeść i koniec.
Poszłam do stoiska z batonami. Wzięłam mojego ulubionego i poszłam jeszcze po zimny sok.
-Nie uwierzysz, on się na to nabrał.! -Śmiały się dziewczyny zza regału. Nie sądziłam, że jest on taki głupi. A jego dziewczyna.? Niech wie co ja czułam po jego stracie.
-Nie.! To nie może być ona.?! Czy to jego była.? -Podeszłam bliżej aby lepiej podsłuchać.
-Teraz, niech ma za swoje. Niech wie, że ze mną się nie zrywa. Teraz się z niego śmieje cała szkoła.! Biedny Tobias... w ogóle nu nie współczuje. Jakoś nawet mnie to nie obchodzi.
Perfidnie się śmiały. Wahałam się, czy do nich podejść czy nie. Czy zrobić awanturę, czy udawać że nic nie wiem.? Nie.! Muszę coś zrobić. Teraz ona niech wie, że ze mną się nie zadziera.!
-Ej.! Ty.!
Wyszłam za regału.
Tak, to ona. Ta sama postura i długie włosy, które rzuciły mi się w oczy, kiedy ona stała pod domem Tobias'a.
-Jak możesz okłamywać Tobias'a.? Myślisz, że coś tym osiągniesz.? Powiem tak, jesteś nic nie warta w jego oczach. Zachowujesz się jak rozpuszczona dziewczynka, która nie dostała cukiereczka. I wiesz co.? Nie wiem jak Tobias z tobą wytrzymał. Jesteś wprost dla mnie śmieszna.! Powinnaś się leczyć, a nie rozpowiadać takie chore plotki na jego temat. I jeszcze jedno. Masz się trzymać od nas z daleka, bo jak ciebie zobaczę jak komuś niszczysz życie, jak niszczysz życie Tobiasowi to inaczej pogadamy i nie będę już taka dla ciebie miła.! Rozumiesz.!
-Pfffff. Za kogo ty się uważasz.? Nie będziesz mi rozkazywać.! Nie jesteś moją matką.!
-Może i nie, ale przynajmniej jestem mądrzejsza od ciebie.!
-Zastanawiam się, co on w tobie widzi.?
-A ja zastanawiam się, jak on mógł być z taką idiotką.?
-Co.!? Zaraz zobaczysz.!
-Ha, nie boję ciebie.! Myślisz że możesz mi grozić.?
-Mogę, i to wiele. Patrz.
No i zaczęła się szarpanina. Ona pierwsza się na mnie rzuciła, ale ja nie dam jej za wygraną. W sumie to ta bójka była trochę dziecinna, ale musiałam obronić Tobias'a. W końcu wyszło na to, że pracownik sklepu nas wywalił. Trochę poszarpałam jej je głupie kudły, ale ma za swoje.
Otrzepałam się i nawet już nie chciało mi się gadać z tą dziewczyną, wiec ja poszłam w swoją stronę, a ona z koleżanką w swoją.
Doszłam do domu.
-Skarbie.! Co ci się stało.?
-Nic mamo. Nie chce mi gadać.
Pobiegłam do swojego pokoju, rzuciłam torbę w kont i starałam się dodzwonić do Tobias'a, ale znowu było to samo. Czyli zero odpowiedzi. Zaczęłam się denerwować. O co może chodzić.
Postanowiłam pójść do jego domu.
Zadzwoniłam do drzwi.
Otworzył jego brat.;
-Hej. Co tam.?
-Nie widziałeś gdzieś swojego brata.?
-Znowu się pokłóciliście.?
Oparł się o futrynę w drzwiach.
-Bardzo śmieszne. A tak na serio. Gdzie on jest.? Dzwonię do niego od samego rana i dalej nic.
-Jak to Tobias.
-Proszę cię.! Ahhhh, co ja z wami mam.! Narazie.
No i w sumie dalej nic nie wiedziałam.
Zaczęło się ściemniać, a mnie już od tego wszystkiego zaczęła bolec głowa. Nie uwierzycie ale dostałam sms'a.
Od Tobias.:
Wiem, wszystko schrzaniłem. Jestem idiotą. Nie chcę już nikogo skrzywdzić, ranić.! Daje wam wolność ode mnie. Kiedy mnie już nie będzie to odpoczniecie ode mnie. W kocu nie będę dla was problem, nie będziecie musieli znosić mojej choroby. Jak by to powiedzieć pozbędziecie się problemu.
Zamierzam z tym skończyć. Ze sobą skończyć.
Skoro dostałeś tego sms'a, to znaczy, że jesteś dla mnie ważną osobą i teraz robię to dla ciebie. Dla ciebie skoczę z tego mostu, żebyś w końcu miał normalne życie.
-Taro, rodzice, bracie, i ty.... Pamiętaj o mnie tylko te dobre chwile. Kiedy wybije 20:00 na waszych zegarach mnie już tu nie będzie.
Dziękuje, że byliście ze mną? aż do tej chwili.
Teraz się z wami żegnam.Cholera.! Co to ma być.? Nagle ktoś z rozmachem otworzył moje drzwi. To brat Tobiasa.
-Tara.!? -Trzymał swój telefon przed moimi oczami. -Też to dostałaś.?
-Tak.! Co to do jasnej ma znaczyć.!
-Nie wiem, ale wiem jedno. Wiem gdzie on teraz jest.
-Która jest godzina.?
-19:40.
-Szlak.! Mamy 20 minut. Szybko jedziemy.
Wzięłam auto i pojechaliśmy tam gdzie miał być Tobias. Serce waliło mi jak oszalałe.
Proszę Tobias. Nie rób tego. Nie chce zobaczyć go martwego. Kocham go.!
Ta chwila jechania na miejsce wydawała mi się bardzo długa. Cholera, jeszcze do tego jest korek.!
-Daleko to z stąd.?
-Jeszcze dwie przecznice.
-Wiem, że jesteś jeszcze młody, ale ja muszę do niego biegnąć. Musisz sobie jakoś z tym autem poradzić.
-Jasne.! Leć.!
Biegłam ile miałam sił w nogach. Biegłam tak, że czułam kłucie w płucach.
Na zegarku była 19;52. Jeszcze trochę i będę.
Już widziałam most.
-Tobias.! Tobias.!
On tam stał. Stał na krawędzi.
-Tobias.! Nie.!
Podbiegłam do niego.
-Tara.! Co ty robisz.!? -Na jego twarzy zobaczyłam zdziwioną minę.
-Twój br... twój...brat. -Nie mogłam złapać oddechu. -Powiedział mi gdzie jesteś. Proszę cię.! Zejdź z tej barierki.
-Nie Tara. Już postanowiłem.
-Tobias.! Nie możesz mnie zostawić.!
Mówiłam przez łzy.
-Ja mam dość. Wszystkich zawodzę.
-Ale mnie nie.! Ja ciebie kocham.! Jeśli ty skoczysz, to ja zrobię to za tobą.!
-Nie możesz.!
-Ty też nie.
Łzy bardzo szybko spływały mi po policzku.
-Tara.! Beze mnie będzie ci lepiej.
-Nie będzie. Bez ciebie będę cierpieć.! Kiedy to zrozumiesz.?
-Tara.... ja...
Nie mogłam na to patrzeć. Szybko podbiegłam do niego, złapałam go za koszulkę i pociągnęłam go na chodnik. Nie mogłam pozwolić mu skoczyć. Wylądowaliśmy razem na ziemi.
-Musiałam to zrobić.
Widziałam, że jego oczy były szkliste. Chciał płakać, ale on nie chciał żebym poczuła jego słabość.
-Kocham ciebie. Nie możesz odejść ode mnie.
Po tych słowach go mono przytuliłam. Tak jak nigdy. Klęczeliśmy jeszcze długo na chodniku w tuleni w siebie, ale to co przeżyłam, przeżyliśmy było naprawdę straszne.
-Przypomniało mi się. Tobias. Ona... ona ciebie okłamała. Nie ma żadnego dziecka. Przepraszam, że ci nie wierzyłam.
-Mówiłem ci, że to nie prawda, że mnie w to chce wrobić.
-Przepraszam.
CZYTASZ
Mimo wszystko chcę Ciebie.
Romance-Kocham go,nawet bardzo. Już od pierwszego spotkania zaczęłam coś do niego czuć. Czy to miłość czy zauroczenie? Czy to coś poważniejszego.? Dlaczego mam wrażenie że go stracę mimo iż nie jesteśmy razem.? Moja historia jest skomplikowana. Dlaczego? D...