Rozdział 58

479 13 0
                                    

-Kochanie... upiekłem ciasto w naszym nowym piekarniku.
-Co.?! I żyjesz.?
-No, a czemu miał bym nie żyć.?
-Że to nie wybuchło. -Zaśmiałam się.
-Bardzo śmieszne. Masz spróbuj.
No powiem wam, że miła niespodzianka z rana. Upiekł ciasto coś takiego jak kret. Czyli kopa z bananami. Byłam w szoku, że z niego taki Gordon.
-Chcesz coś do picia.?
-Nie dzięki. Zjem twoje ciasto.-Zabrałam całą foremkę na kanapę. Dobrze mieć taki wielki brzuch, przynajmniej jest ciasto blisko moich ust i leży sobie wygodnie na brzuszku.
I kiedy tak sobie jadłam, to poczułam coś mokrego na dupie.
Wstałam, odłożyłam ciasto na stół. Tak przy okazji wspomnę o ty, że już od paru miesięcy mieszkamy w nowym domku. Wszystko jest już gotowe i dla maluszka i dla nas.
-Tobi.!
-Nie mam więcej ciasta. Całe przecież zeżarłaś.
-Ja chyba będę rodzić.
-Co.?! -Szybko do mnie przybiegł.
-Bierz torbę do szpitala i jedziemy.
Szybko wsiedliśmy w auto i jechaliśmy tam jak najszybciej Tobias mógł.
Oczywiście nie obeszło się bez sms^ów do wszystkich, że rodzę.
Dojechaliśmy na miejsce. Na szczęście żeby wejść do szpitala był wjazd dla inwalidów, więc jakoś się tam wydrapałam.
Po wejściu poszliśmy do recepcji.
-Moja żona rodzi. Niech pani coś zrobi.! -Gadał przerażony Tobias.
Pielęgniarka poszła po wózek, usiadłam na nim i udaliśmy się na sale porodową.
Ludzie to chwila. Zostanę matką.!
Tobias biegł za mną.
Wjechaliśmy do dużej sali gdzie były różne wysokie leżaki, a na nich niektóre kobiety. Też się szykowały do porodu.
Pielęgniarka pomogła mi usiąść. Tobias stał po mojej prawej stronie. Trzymał mnie za rękę.
Oczywiście na pewno już cała rodzina czekała przed wejściem i się denerwowali.
-Dobrze. Więc zobaczmy co tutaj mamy. -Podszedł do mnie lekarz.
-Więc tak... skurcze były.?
-Lekkie, bardziej odeszły mi wody, a potem były małe uściski.
-Dobrze... rozwarcie jest jeszcze za małe. Musimy poczekać na te mocne skurcze powinny się pojawiać co 3,4 minuty. Było tak.?
-Nie zbytnio.
-Musimy poczekać na skurcze. Może najlepiej niech Pani pochodzi, albo poskacze.
-Poskacze.?! -Zdziwiliśmy się razem.
-Jakoś to maleństwo musimy wywabić z dziupli.
Podszedł do mnie bliżej i pochylił się nad moim brzuchem.
-Mały... czy mała.?
-Mały.
-Mały, może zaczniesz już wychodzić.? Twoja mamuśka chciałaby, żebyś już był z nami.
-Tak się chyba nie da.
Nagle złapał mnie straszny skurcz. Myślałam, że się posikam z bólu.
-Dobrze, czas rodzic. -Powiedział położny. -Ciśniemy małego.
Masakra, co za wyluzowany lekarz.
Strasznie mnie bolało.
Przyjście dziecka na świat było bardzo trudne.
Po paru minutach byłam bardzo zmęczona. Nie chciałam nic na ból, ale to chyba był błąd.
Mocny ból w kręgosłupie, ból brzucha.
Tobias cisnął mnie za rękę, ja jego. Cały się denerwował ze stresu.
Pomagał mi. Bardzo cie cieszyłam, że był tu ze mną.
-Ostatnia prosta. Proszę mocno się spiąć i będzie maluszek z nami.
Zrobiłam tak jak chciał.
Po chwili mały wyszedł. Poczułam wielką ulgę.
Tobias mnie pocałował w czoło.
-Jesteś dzielna. Kocham cie.
Mały nie zapłakał. Nie płakał.
-Czemu on nie płacze.?
-To normalne. Poczekajmy jeszcze chwile.
Nic się nie działo. Było cicho.
-Proszę coś zrobić.
-Dobra, bierzemy małego na stół.
Lekarz go położył. Zrobił mu masarz serca. Trwało to z pięć minut.
To nie może być prawda. On nie może odejść. Jest za mały. Ludzie, już wole nie żyć, nic stracić mojego chłopczyka.
Lekarz dalej robił masaż serca. Założyli mu taką małą maseczkę z tlenem.
Łzy napływały mi do oczu. Tobias mnie bardzo mocno przytulał. Tak strasznie się baliśmy. Było już za długo.
On umarł. On umarł.
-On żyje.! On żyje.! -Mówił lekarz. Było słychać płacz.
Kamień z serca. Dzięki Bogu mały żyje. Jestem wdzięczna za wszystko. To jest wspaniały moment.
Zostałam matką. Najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
Powiany grodzą, ale szczęśliwy.
-Proszę, o to Państwa dziecko. -Pielęgniarka położyła je na moim brzuchu. Synek był bardzo malutki. Taki pomarszczony. Wyglądał jak taki łysy duży chomik.
-Czy wybrali już Państwo imię.?
-Tak. -Rzekł Tobi. -Będzie się nazywał Max. Max Felton.
-Pięknie. -Pielęgniarka wzięła małego do umycia. A mnie ogarnięto i zawieziono do pokoju dla matek.
Zleciała się cała rodzina. Oczywiście milion pytań do.
Po chwili przynieśli Maxa na jedzenie. Oczywiście karmiłam go piersią. Taki był głodny.

W szpitalu spędziłam trzy dni. Szybko się mi zagoiło i mogliśmy jechać w trójkę do domu. Do naszego domku w lesie. To właśnie tutaj zaczniemy nasze nowe życie.
W tym domu nauczymy Maxa chodzić, mówić, będziemy się z nim bawić.
Będzie w nim dorastał, aż nagle odleci z domku.
Jego pokój był gotowy na jego przyjazd.
Ułożyliśmy go w łóżeczku. Chwile koło niego staliśmy. Patrzyliśmy się na nasze małe cudo.
-Piękny jest.
-Po mamusi.
-Raczej po tatusiu.
-No nie powiedziała bym.
Zeszliśmy do salonu, gdzie mogłam odpocząć.

Rok później

Czas szybko minął. A Max rósł jak na drożdżach.
Liz przyjeżdżała do nas z Zoe, więc maleństwa się razem bawiły.
Max był coraz bardziej większy, a my mieszkaliśmy dalej w naszym domu.
Max już coraz bardziej lepiej sobie radził z raczkowaniem. Rozwijał się bardzo dobrze.

Przeżyliśmy razem sporo, ale wiem jedno. Tworzymy mocną rodzinę.
Ja i Tobias...  nasze początki były różne. Różnie się układało, ale w końcu finał okazał się bardzo zaskakujący.
Jesteśmy razem mimo naszych niedoskonałości.
Mimo jego choroby bardzo go kocham.
Ostatnio nawet się już poprawiło. Dawno nie miał ataków. Może i już będzie lepiej.
Chcę, żeby wiedział jedno i będę mu to mówiła do końca.
Mimo wszystko chcę jego.

Mimo wszytko chcę Ciebie ...Tobias.!!

Mimo wszystko chcę Ciebie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz