Rozdział 53

170 5 0
                                    

Ostatnie spojrzenie na morze i czas jechać.
Wzięliśmy swoje walizki i udaliśmy się w drogę powrotną.
Oczywiście jak to ja stres, nie przespana noc po tym co mi powiedziała Liz.
Ludzie, a co się okaże jak to będzie prawda.? Moje studia. Tak bardzo na to pracowałam. Wszystko się obróci o 180 stopni. Moje życie już nie będzie takie samo. Nasze życie. Ja nie mam pracy, Tobias ledwo ciągnie.
Dobra Tara.! Ogarnij się. Może to nie prawda. Może ona się myśli. To zatrucie. Tak. To jest to, czego się trzymam.

Po kilkunastu minutach dojechaliśmy na lotnisko. Odstawiliśmy nasze auto pod wypożyczalnie i udaliśmy się do naszej poczekalni na samolot.
To był cieki czas. Mdliło mnie, kręciło mi się w głowie.
Poszłam do łazienki i obmyłam twarz zimną wodą.
Po chwili przyszła do mnie Liz.
-Co jest.?
-Ja się boje. To mnie przeraża. Ja nie jestem gotowa na bycie mamą. -Załamałam się.
-Kochanie jesteś. Kiedy jak nie teraz masz nią zostać.? Przynajmniej teraz urośnie ci brzuch, ale masz młode ciało więc ci się to wszystko wchłonie.
A po 30.! Zrobi ci się obwisłe i będziesz wyglądać jak stara baba. Są tego plusy. Uwierz mi.
-Dzięki Liz. Bardzo mnie pocieszyłaś. -Zmartwiona wrzuciłam ręcznik papierowy do kosza.
Ahhh te jej wywody. Zawsze znajdzie coś dobrego w tragicznych sytuacjach.
Poszłyśmy do chłopaków. Oczywiście mieliśmy wywody.. co tak długo.? Jak zawsze baby razem.
Pffff niech se gadają i tyle im z tego.
Po chwili usłyszeliśmy komunikat, że nasz samolot jest już gotowy i możemy stawać do wejścia.
Po paru minutach weszliśmy już do samolotu.

-Startujemy.! -Powiedział Pilot.
Przed nami długi lot do domu. Mam czas na rozmyślanie.
...

-No w końcu ojczyzna. -Powiedział przeciągający się Zack.
-Tak.! Już w domu. -Dodał uradowany Tobias.
Wyszliśmy z samolotu i udaliśmy się po nasze walizki.
Koło 15 byliśmy już w domu.
-Tara, mogę na chwile. -Liz zaciągnęła mnie trochę od chłopaków. Oni wyciągali walizki z bagażnika.
-Co jest.?
-Jutro godzina 16:30 mamy umówione spotkanie u ginekologa.
-Okej. Dzięki Liz. Jesteś kochana. -Przytuliłyśmy się na pożegnanie i pojechali do domu.
-Aaaaa.!!!!!!! Kochanie.! Nasze dzieci wróciły.! -Krzyczała mam biegnąc do nas. Tata wybiegł zaraz za nią.
-Cześć mamo.
-Cześć kochanie.!
Pocałunki na przywitanie.
-Jak było.? -Zapytał tata.
-Super, ale jesteśmy bardzo zmęczeni. To była bardzo męcząca podróż.
-Rozumiem. Idźcie odpocząć, a ja coś zrobię do jedzenia.
Poszliśmy do naszej sypialni. Jak się walnełam na łóżko, to nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Obudził mnie zapach domowej szarlotki. Wzięłam telefon do ręki.
19:34
Wstałam, niechętnie i poszłam na dół.
Oczywiście Tobias i mój tata piwkowali się w najlepsze. Mama gotowała jeszcze w kuchni.
-Kochanie nakryjesz do stołu.?
-Tak. -Poszłam po talerze. I w tym momencie bardzo zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się.
-Wszystko okej.?
-Tak mamuś. To zmęczenie wychodzi ze mnie.
Kiedy przestało mnie ćmić w głowie nakryłam do stołu.
-Kolacja.! -Krzyknęłam.
Mama ugotowała moje ulubione jedzenie.
-Winka kochanie.? -Zapytał mnie tata.
-Nie, dziękuje. Napije się wody. -Zrobił dziwną minę. Bo ja nigdy alkoholu nie odmawiam. To było coś nowego dla otoczenia.
-Jesteś chora.?
-Nie tato. -Zaśmiałam się. -Nie mam ochoty.
-Okej, a ty synu.?
-Oczywiście.!
Tak miło razem spędziliśmy wieczór. Potem na deser do ciasta puściliśmy zdjęcia i filmiki z wakacji.
Oczywiście nie obeszło się bez prezentów.
Koło 23 wzięłam prysznic i poszłam z spać Tobias jeszcze siedział z moimi rodzicami.

Rano:

Obudziłam się koło 7 rano. Oczywiście, że jak jest wolny dzień to człowiek musi wstawać rano. Lecz kiedy musi rano wstać, to śpi w zaparte.
Przebrałam się w dresy i zeszłam do kuchni. Byłam strasznie głodna.
Matko jak ja miałam ochotę na żółty ser z masłem orzechowym. Zrobiłam sobie taką kanapkę.
Czekaj.! Żółty ser i masło orzechowe.? Przyznam to jest niepokojąco dziwne.
No nic zjadłam to cudo i w sumie poszłam spać dalej.

Mimo wszystko chcę Ciebie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz