Rozdział 56

185 6 0
                                    

Liz

Właśnie przyjechaliśmy z Zoe do domku. Rodzice zrobili mały powitalny obiad.
Tata był zachwycony małą. To w końcu jego jedyna wnuczka, narazie. Myśle, że chyba chcę dwoje dzieci. Choć na razie odechciewa mi się rodzić.
Położyłam małą w jej łóżeczku i razem z Zackiem patrzyliśmy się na nasze małe cudo.

Tara:

Nie wiem czy pamiętacie, ale Tobias dał mi w prezencie klucze do naszego domku.
Wiecie co się okazało, żeby to zostało jeszcze w tajemnicy dzisiaj mnie tam zabrał.
Coś mi nie pasowało. Znam tą drogę.
Ten las. Nie wieże.
-Tobias.! -Mówiłam z pod wrażenia. -To nie może być to.?
-Tak, to to.
Podjechaliśmy bliżej. Tobias ja i nasze maleństwo będziemy mieszkać w tym właśnie drewnianym domku, gdzie spędziliśmy razem kilka wspaniałych chwil.
-To jest nie możliwe.!
-Możliwe kochanie. Kiedy wyjeżdżałem, przyjeżdżałem tutaj. Musiałem pare rzeczy wyremontować i oczywiście zrobić z pokoju gościnnego, pokuj dla naszego maluszka.
Przytuliłam go. Tak bardzo się ciesze.
Już nie mogę się doczekać kiedy to zobaczę.
-Choć. Pokaże ci co zrobiłem.
Weszliśmy do domku. Oczywiście na dole nic się nie zmieniło. Ale weszliśmy na 1 piętro.
Udaliśmy się do pokoiku dla dziecka. Chociaż jeszcze nie wiemy jaka jest płeć dziecka, to Tobias zrobił pokuj taki uniwersalny.
Wchodziło się przez drewniane drzwi. Jak to w domku drewnianym.
Na podłodze była szara wykładzina w lekką kratę.
Na przeciwko mnie były drzwi do balkonu, a obok stało dla dziecka łóżeczko. Różne szafeczki, oczywiście w szarości. Łóżeczko było z białego materiału.
Po prawej stronie pokoju była sofa ze stoliczkiem. Pełno kufrów z zabawkami, no i duża szafa. Już się nie mogę doczekać żeby zapełnić ją ciuszkami.
W pokoju wisiał też piękny biały żyrandol. Okna były zasłoniete białymi długimi zasłonami.
W pokoju ściany miały kolor turkusowy, a na suficie była tapeta z gwiazdami. Podobno jak się zgasi światło będzie cały sufit świecił. Muszę to przetestować.

Po oglądnięciu pokoju zeszliśmy do salonu coś zjeść. Oczywiście jeszcze nic tam nie było, musimy się dopiero wprowadzić, ale Tobias wymyślił pizzę.
Po 40 minutach była ona gotowa.
-Tak się cieszę Tobias, że będziemy razem tutaj mieszkać. Do rodziców nie jest aż tak daleko, a nasze dziecko będzie miało duże podwórko.
-Ja też się bardzo ciesze. W końcu będziemy rodziną. Taką prawdziwą.
-A nie byliśmy.?
-Byliśmy, ale jednak dziecko zmienia nas. Wstawanie nad ranem, i takie inne rzeczy.
-Jeśli chodzi i wstawianie w nocy to ty będziesz to robić. -Wskazałam na niego palcem.
-Ohohoho.... nie nie ty. -Ja będę pracować muszę się wyspać.
-Oż ty... zrobiłeś dziecko, to je będziesz bawić.
-Do dobrze dobrze, a przy okazji...
-No... -Wzięłam gryz pizzy.
-To, za to wszystko.
Zaczął mnie gilgotać. Ja mam straszne gilgotki. Zaczęłam się śmiać do upadłego.
-Tobias.... przestań.
-Nie kochanie, to twoja kara.
-Za co.?
-Za to, że jesteś taka seksowna i, że się na ciebie skusiłem.
-Mmmm, to chyba dobrze co.?
-No nie wiem, teraz przez ciebie nie umiem się opanowywać.
Dalej mnie gilgotał, ale po chwili jego ręka weszła pod mój czerwony sweterek ze śnieżkami. Jego twarz znalazła się bliżej mnie. Byłam oparta plecami o kanapę.
-Wiesz jak to zakończę.?
-Jak.?
Pocałował mnie. Wbił się w moje usta. Całował je tak bardzo powoli i czule. Jego ręka muskała moje ciało.
Po chwili byłam bez sweterka.
-Rośnie nasze maleństwo. -Pocałował mój brzuch.
-Tak. -Dotknęłam mój brzuch rękami.
Tobias wrócił do pocałunków. Zaszedł potem do szyi. Całował mnie po niej z jednej i drugiej strony.
Zszedł niżej. Rozpiął mój stanik. Wylądował on na podłodze.
Robiłam to co Tobias uwielbiał. Ciągłam lekko go za włosy. Zamruczał.
Następnie pozbyłam się jego szarej bluzy.
Moimi dłońmi jeździłam po jego wyrzeźbionym torsie.
Zjechałam niżej. Doszłam ręką do jego guzika. Rozpięłam jego spodnie. On ściągnął moje.
Całował mnie cały czas czas. Teraz zaborczo, szybko. Oddychaliśmy szybko, lecz równomiernie.
Po chwili wszedł we mnie. To takie wspaniałe uczucie. Na kanapie podobno najlepiej.
To była wspaniała chwila. Razem, na zawsze.
Tobias był już zmęczony. Położył swoją głowę na moim brzuchu.
-Sory synu, że cię trochę potrzęsło.
-Tobias. -Zaśmiałam się.
-No co. Mówię prawdę.
Ubrał się i rozłożył kanapę. Na szczęście ona była taka, że mogłam se leżeć, a on ze mną ją rozłożył.
-Idę pod prysznic.
Wzięłam moje rzeczy i poszłam do łazienki.
-Czekaj pójdę z tobą.
Tobias szybko rozłożył łóżko i przylazł do mnie.
Puściłam gorąca wodę. Czas na relax.
Po chwili Tobias wylądował obok mnie.
-Nie myśl o tym, że zrobimy to pod prysznicem.
-Ohhhh. Czemu.?
-Jestem w ciąży. Nie można tego robić tak często. Niedługo nie będziesz tego robił przez pare miesięcy.
-Czemu.?
-Bo nie można.
-Ohhh, to muszę się nacieszyć tobą teraz.
Pocałował mnie po karku. Woda spływała na nas.
-Tobias.. -Mówiłam cicho.
-Ciii... obrócił mnie do siebie. -Kocham ciebie, i chcę ci to udowodnić.
Znowu mnie pocałował. Całował wszędzie.
Przybił mnie do ściany. Jego ręce były na mojej talii.
Zaszedł niżej. Jego ręce dotykały moje pośladki.
-Kocham ciebie. -Szepnął mi do ucha.
-Ja ciebie też.
No i się zaczęło. Jestem zbyt skłonna jemu. Ulegam mu. Ale strasznie go kocham.
Po długiej chwili poszliśmy na kanapę.
No bo po co spać na łóżku.

Rano obudził mnie zapach kawy.
-Wstał nasz misiu.?
-Która godzina.?
-10
-Co.?! -Wstałam szybko. -Tak długo spałam.?
-Nooo. Ja już byłem na zakupach, zrobiłem śniadanie.
-Jakiś ty jesteś kochany. -Założyłam kołdrę na siebie.
-Czuje sarkazm.
-No i dobrze.
-Oż nie.-Podszedł do mnie. Słyszałam jego kroki. -Wstawaj.!
Ściągnął ze mnie kołdrę.
-Oddawaj.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.!
Zaniósł ją daleko ode mnie. No nic wstałam. Wyciągnęłam szlafrok z torby i poszłam do stołu.
Na stole stały pyszne zdrowe kanapeczki. Z serkiem, szczypiorkiem. Jakaś pasta i wendlinki z serkiem.
-Wow. Jakie to piękne.
-Dziękuje, a teraz już siadaj.
Razem zjedliśmy śniadanie. Śnieg był jeszcze za oknem, więc to nam umilało poranek.

Gdzieś po południu wróciliśmy do domu.
Niedługo musimy się zacząć przeprowadzać.

Pojechaliśmy do Liz.
-No moja przyjaciółka już o nas zapomniała. -Przywitała mnie Liz dając buziaka.
-Kochana ty moja. Tyle się u mnie dzieje. Ale patrz przyszłam.
-No w końcu.
Również przytuliłam się z Zackiem.
-Gdzie macie to maleństwo.?
-Na gorze chodźcie.
Poszliśmy do Liz pokoju. Jak jest tu pięknie.
W kacie przestawiła szafy i zrobiła kącik dla małej.
Leżała ona w łóżeczku.
-Jaka śliczna.-Pogłaskałam ją po głowie.
Właśnie się obudziła. Jakie miała piękne oczka. Cała była piękna. Taka mała brunetka.
-Mogę ją wziąć.?
-Jasne.
Wzięłam malutką na ręce. Patrzyła się na mnie tak słodko tyli swoimi durnymi oczami.
Mała była wyjątkowa. Widać, że to dziecko Liz i Zacka.
Odłożyłam ją do łóżeczka.
Poszliśmy usiąść na kanapy Liz.
-I jak tak się czujesz.? -Zapytał Tobias.
-Juz lepiej, choć poród był straszny.
-No ja też się obawiam mojego. Matko ja chyba nie urodzę.
-Musisz.
-Wiem, ale to straszne.
-Wiesz co będziesz już miała.?
-Jeszcze nie. Strasznie się stresuje. Za miesiąc mam wizytę u lekarza. Wtedy się dowiemy.
-No ciekawe. A co chcesz.? -Zapytał Zack.
-Chyba chłopca. Jakoś zawsze o tym marzyłam.
-Ja też.-Dodał Tobias.
Napiliśmy się herbaty i miło spędziliśmy czas. Oczywiście opowiedzieliśmy im plan na temat zamieszkania w naszym domku.
Byli bardzo za. Powiedzieli, że pomogą nam w przeprowadzce.
Jednak przyjaciele to przyjaciele. Na nich zawsze można liczyć.

Mimo wszystko chcę Ciebie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz