Rozdział 43

929 99 18
                                    

- Skończmy ten temat zanim znów zacznę się tym zamartwiać. - zaśmiałem się bardzo cichutko, po czym złapałem przyjaciółkę pod ramię i ruszyliśmy w kierunku jej domu. Przez całą drogę rozmawialiśmy na różne tematy, lecz najbardziej dziewczynę wciągnęły plany ślubu. Skoro ja jej pomagałem to przyszła mama chciała też mi jakoś pomóc, dlatego bez problemu to nastąpiło i miałem z głowy kwiaty dekoracyjne i parę dań, które zostały mi zaproponowane przez katering. Somin mimo swojego charakteru była doprawdy wspaniałą przyjaciółką... Wcale nie dziwiłem się Kookiemu, że mimo jej różnych wyskoków trwał przy niej jako najlepszy przyjaciel, a może nawet i brat. A co za tym idzie nie tylko od mamy mojego ukochanego, mogłem się dowiedzieć paru ciekawych historyjek z jego życia. Hihi.

~***~

Kiedy tylko odprowadziłem So pod same drzwi jej domu, pożegnałem się z nią uściskiem i spokojnie ruszyłem w swoją stronę. Postanowiłem pójść okrężną drogą, żeby tylko przejść koło mojego domu, ponieważ przypomnę, że Somin mieszkała trzy domy dalej. Zauważyłem, że paliło się światło w salonie, a następnie ujrzałem w oknie moją mamę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, lecz w końcu spuściłem wzrok i spojrzałem się na swoje dłonie. Kiedy znów uniosłem wzrok na mamę ta szybko odsunęła się od okna, patrząc w głąb salonu. Pewnie siedział tam mój ojciec....

W tej chwili zacząłem uciekać, żeby już więcej nie zwracać uwagi na matkę. Nadal z nim była. Nadal wolała być z nim zamiast mnie odzyskać. Może byłem samolubny, bo przecież rodzice się kochali, ale tak bardzo chciałem odzyskać chociaż ją... Bardzo bolało mnie planowanie listy gości, gdyż nie widziałem czy ich zaprosić. Zaproszenie dla rodziców jednak przygotowałem. Lecz jeszcze nie zaznaczyłem czy są zaproszeni czy też nie. Byłem gotowy zaznaczyć, że nie są zaproszeni, lecz widok mojej mamy... Tak bardzo pragnąłem znów znaleźć się w jej ramionach... usłyszeć jej głos... Ale nie mogłem, bo byłem homoseksualny i ją brzydziłem. Kiedyś taka nie była... to ojciec ją zmienił...

Nawet nie poczułem jak łzy zaczęły wypływać z moich oczu, cieknąc po policzkach. Nie czułem zmęczenia, a biegłem już długo, bo z oddali widziałem willę mojej nowej rodziny. Paliły się światła, czyli wrócili już ze szpitala... Przyspieszyłem jeszcze bardziej, żeby znaleźć się już w domu. Było mi już strasznie zimno mimo biegu i do tego płakałem. Pragnąłem już tylko znaleźć się w ciepłych ramionach mojego narzeczonego i zasnąć u jego boku...

W chwili, gdy otworzyłem drzwi swoimi kluczami, wiedziałem, że może mnie czekać teraz niezbyt ciekawa wymiana zdań z Jungkookiem. Na pewno się martwił i był już gotowy pójść mnie szukać. Raz zdarzyło się, że wróciłem dziesięć minut później z uczelni, a Kook był już ubrany w kurtkę i gotowy do wyjścia z domu. Martwił się niemożliwe mocno...

- Jimin - usłyszałem poddenerwowany głos mojego narzeczonego. - Gdzie byłeś tak długo? Dlaczego wyszedłeś z domu sam gdy jest już ciemno? - pytał pochodząc do mnie, jednak gdy zauważył moje łzy, zamilkł. Ostrożnie wtulił mnie w swój tors i zaczął głaskać po głowie. - Jesteś ranny? Ktoś próbował cię skrzywdzić?

- Przepraszam... - wyszeptałem wtulając się w umięśnione ciało ukochanego i pociągnąłem cicho nosem. - Przyszła Somin... Odprowadziłem ją do domu... Przeszedłem koło swojego domu... Widziałem swoją mamę, Kookie...

- Cichutko.. Nie płacz Jiminnie.. - szeptał, próbując mnie uspokoić. - Masz nas.. Rodzinę i przyjaciół..

- Wiem... - zacząłem cicho łkać. - A-ale tęsknię...

- Rozumiem.. - ukochany przytulił mnie jeszcze mocniej, zamykając w swoim szczelnym uścisku. - Może.. Powinniśmy zaprosić ich na nasz ślub?

- N-nie wiem... - wydusiłem, ukrywając się w ramionach narzeczonego.

- Kochanie.. Chodź, usiądź - ostrożnie przeszedł ze mną do kanapy i posadził mnie na niej, siadając obok. Ciągle przytulał mnie do swojego torsu i głaskał delikatnie po plecach. - Pomyślimy nad tym czy ich zaprosić, gdy się nieco uspokoisz..

- D-dobrze... - pokiwałem lekko swoją głową, starając się powstrzymać kolejny natłok łez. Kotki za wszelką cenę starały mi się w tym pomóc, ale w końcu nieco znudzone zaczęły się ze sobą bawić, biegnąc w kierunku sypialni rodziców Kookiego... Kotki bardzo ich lubiły. - Dziękuję, Jungkookie...

- Nie musisz mi dziękować, skarbie.. - ucałował mnie w skroń i uśmiechnął się delikatnie. - Pamiętaj tylko, że zawsze będę przy tobie.

- Pamiętam i zawsze będę pamiętał. - pokiwałem lekko głową i pociągnąłem swoim noskiem. - Kocham cię...

- Ja ciebie też kocham, Jiminnie - musnął ustami mój policzek i mocno mnie przytulił. - Więc proszę.. Nie płacz już.

- O-okay... - przytuliłem mocno swojego narzeczonego. - Twoi rodzice już śpią?

- Już jakiś czas temu poszli do swojego pokoju, więc możliwe, że śpią - odpowiedział spokojnym tonem głosu.

- A co powiedzieli w szpitalu? Wszystko okay? - zmartwiony spojrzałem w oczy mojego przyszłego męża.

- Tak, wszystko w porządku - pogładził ostrożnie dłonią mój policzek. - Kazali mi się nie przemęczać i zabronili nosić ciężkich rzeczy.

- A mówiłem, że masz mi oddać te zakupy. - westchnąłem cicho, spoglądając z wydętą wargą w oczy ukochanego.

- Wiem, skarbie - westchnął, również patrząc w moje oczka. - Myślałem po prostu, że nic mi nie będzie. Następnym razem będę się ciebie słuchał, dobrze?

- No ja mam nadzieję, mój ty misiu. - zachichotałem cicho i znów pociągnąłem noskiem. - Idziemy spać? Jutro będzie ciężki dzień..

- Tak, chodźmy spać, koteczku - musnął mnie w czoło i chwycił moją dłoń, wstając.

Pokiwałem lekko swoją głową i mimo że nie lubiłem chodzić spać bez wcześniejszego umycia się, to dziś nie miałem siły nawet pomyśleć o tym. Chciałem tylko już się znaleźć w ramionach mojego narzeczonego i mocno go tulić, co też zaraz się stało i po chwili mogłem spokojnie uciec do krainy słodkich snów...

-----------

Co myślicie o rodzicach Jiminnego? 

Sądzicie, że ich zaprosi czy nie będzie ryzykował? ^w^

Kocham wassss <3333333333333

Do następnego, ludziki ^*^

Dancer To Forgive |Kookmin [p.jm &j.jk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz