- Kochanie, nie ruszaj się. - spojrzałem prosząco w oczy ukochanego i pociągnąłem cicho swoim nosem. - Nie martw się. Jestem cały. - posłałem mu delikatny uśmiech. - Zaraz wracam. - pogładziłem jego policzek ostatni raz i ruszyłem w kierunku wyjścia z sali, biegnąc w kierunku gabinetu, w którym urzędował lekarz prowadzący mojego ukochanego. Wytłumaczyłem krótko mężczyźnie, że mój narzeczony się obudził, a następnie wróciłem ze starszym na salę.
~***~
Pan doktor zbadał mojego ukochanego, po czym kazał pielęgniarce zmienić mu opatrunek i podać tabletki, gdyż Kookie podczas badania wyznał, że boli go głowa. Po tym obiecał, że zajrzy niedługo tu ponownie i opuścił pomieszczenie.
- Jak się czujesz, misiu?
- Słabo - uśmiechnął się lekko. - Jestem trochę obolały, ale da się przeżyć.
- Później będzie lepiej. - odwzajemniłem jego uśmiech i ścisnąłem dłoń ukochanego. - Bardzo się bałem o ciebie, wiesz?
- Wiem - pokiwał głową i zakaszlał przez co znowu syknął. Nie mógł się praktycznie poruszać. - Ja też się o ciebie strasznie bałem.
- Ty umierałeś... Mi nic się nie stało. - musnąłem ustami jego dłoń. - Musisz na jakiś czas zrezygnować z tańca, misiu. Zostaniesz tu z jakieś trzy tygodnie.
- Na pewno tyle nie zostanę - westchnął. - Nie mają po co mnie tu tyle trzymać.
- Kochanie, tyle będzie się goić rana. A ja nie pozwolę ci wrócić do tańca za szybko. Musisz na razie zatroszczyć się o swoje zdrowie. - spojrzałem w jego zmęczone oczy. - Ah... Kookie, muszę ci o czymś powiedzieć…
- Co się stało? - zmartwił się. - Wszystko w porządku?
- Twoi rodzice zaraz przyjdą. - zachichotałem cicho. - Nie martw się tak.
- W porządku - wyszeptał, przymykając oczy. - Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham, mój misiu. - podniosłem się z krzesełka, na którym siedziałem i pochyliłem się nad ukochanym, żeby pocałować jego wargi. - Potrzebujesz czegoś? Wody albo sałatki z kurczakiem?
- Wody - zaśmiał się delikatnie. - Nie chce mi się jeść.
- Dobrze. To daj mi chwilkę. - cmoknąłem delikatnie jego policzek i ruszyłem do wyjścia z sali, idąc w kierunku pobliskiego automatu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdybym nie natknął się na rodziców Kookiego. - D-dzień dobry państwu. - uśmiechnąłem się niepewnie, lecz obojętny wyraz twarzy mamy Jungkooka sprawił, że szybko spochmurniałem. - M-mam dobre wieści. Jungkookie się obudził…
- Naprawdę? - kobieta nagle cała rozpromieniała. - Jak się czuje? Wszystko w porządku?
- Jest słaby, ale nie jest źle. - odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem. - Czeka za państwem.
- Jimin, możemy porozmawiać? - spytała po chwili. - Nic strasznego. Nie bój się.
- O-oczywiście. - pokiwałem lekko głową.
- Nie chcę, żebyś myślał, że mam do ciebie żal - odparła z westchnieniem. - Bo nie mam. Wiem, że to nie twoja wina. Ale nie mogłam się pogodzić, że mojemu synowi się coś stało. Bądź przy nim, proszę.
- Nie zostawiłem go, nawet jak pani oskarżyła mnie o to, że specjalnie naraziłem Jeongguka na niebezpieczeństwo. - oznajmiłem spokojnie. - Nie mam do pani żalu. Rozumiem takie zachowanie, tym bardziej, że straciła już pani jednego syna.
CZYTASZ
Dancer To Forgive |Kookmin [p.jm &j.jk]
FanfictionDruga część opowieści o dwóch bratnich duszach, które odnalazły się, dzięki nieśmiałości i chęci pomocy. " - Miałeś być już zawsze moim aniołkiem stróżem. - załkałem, nie mając już siły na dalszą wymianę zdań z chłopakiem. - I nim będę. Tylko mi poz...