Przepraszam za błędy. Rozdział nie był sprawdzany.
-----------
Jeon Jungkook:
Dni mijały nam spokojnie i szczęśliwie, a narodziny naszego syna, wprowadziły jeszcze więcej radości do naszych pełnych miłości serc. Kyomin był cudowny. Od pierwszej chwili, gdy go ujrzałem, znalazł sobie odpowiednie miejsce w moim sercu i stał się równie ważnym oczkiem w głowie, co Jimin. Jednym słowem, nie mogło być lepiej. Posiadałem rodzinę, którą kochałem najbardziej na świecie i nie wyobrażałem sobie mieć przy sobie równie cudownych osób, gdyż bez przechwałek, sądziłem, iż trafiłem na prawdziwe ideały, które były tylko moje.
Najchętniej spędzałbym z moimi chłopcami całe dnie i noce, jednak musiałem pracować by móc im zapewnić życie, na jakie obaj zasługują. Praca, którą załatwiła mi mama Jiminniego, jednak pozwalała mi na to bym był jak najdłużej w domu lub w miarę szybko do niego wracał. Wiedziała, iż muszę sporo pomagać Jiminowi i nawet po dwutygodniowym tatusiowym, starała się czasami dawać mi dni wolne. Zdawałem sobie sprawę, iż w większej mierze robi to dla Jimina, niżeli dla mnie, gdyż nie pracowałem tylko w tygodniu, lecz także w weekendy i zapewne chciała by jej syn także czasem odpoczął, ponieważ, mimo iż nasz syn był spokojnym maluchem to jednak opieka nad dzieckiem była dość męcząca. Ale dawał sobie radę na medal. Byłem z niego bardzo dumny.
- Nie, no coś ty? - zaśmiałem się cicho, przysłuchując się rozmowie Jimina z Seokjinem, gdy rozwieszał pranie na suszarce w domu, a ja karmiłem naszego synka na kanapie, w jeden z takich dni wolnych. - Nie zachowała się dobrze... Masz rację, mhm... - mój mąż spojrzał w moją stronę, pokazując, że mam troszeczkę ciszej się śmiać. - Oczywiście, Jinnie. - chłopak w kółko przytakiwał. - Jasne, jutro wszystko wyjaśnimy. Nie martw się.
- Niech Namjoon go rozluźni! - odezwałem się, śmiejąc cicho. Jimin za to delikatnie poklepał mnie po głowie, bym przestał.
- Uciszę go. Już nie bądź taki agresywny. - wymruczał mój ukochany, zawieszając kolejną z bluzek. - Tak, tak... Wybacz. Widzimy się jutro, będę punktualnie... Ty też, papa. - rozłączył się. - Mogłeś oszczędzić komentarzy.
- Nie umiem, szczerze mówiąc. - spojrzałem na syna, żeby upewnić się czy nadal spokojnie pije mleczko z butelki. - Jak to się stało, że Jin i Somin pokłócili się o jabłka?
- Nie o jabłka, a przepisy na ciasta. - poprawił mnie blondyn. - Sam nie wiem jak to się stało. Trudno mi czasem zrozumieć tą dwójkę. - powiesił ostatnie ubranie na suszarkę, po czym odniósł miskę do łazienki.
Wrócił niedługą chwilę potem, siadając na kanapie i pierwsze co to sięgnął po kawę, którą mu zrobiłem, nim zacząłem karmić Kyomina. Napój pewnie zdążył wystygnąć, ale to już było u nas normalne.
- Jestem padnięty.. Dobrze, że masz dziś wolne, bo nie wiem jakbym wyrobił się dziś ze wszystkim... Tak dużo mi pomagasz, kochanie. - oparł swoją głowę o moje ramię, zaczynając spokojnie popijać kawę.
- Chętnie bym ci pomagał tak codziennie, ale niestety muszę pracować. - złożyłem delikatny pocałunek na czubku jego głowy. - Jutro nim pójdę do pracy, pomogę ci troszkę ogarnąć, byś mógł potem spokojnie iść się spotkać z Somin i Jinem.
- Jesteś wspaniały, lecz wolę byś jutro się wyspał przed nocką. - pogładził delikatnie mój policzek. - O mnie się nie martw. Twoja szefowa przyjdzie popilnować Kyomina. - wyznał rozbawiony. - Somin też zostawia małą z rodzicami. Nie wiem ile zajmie spotkanie, a jutro ma padać, więc nie chce by malutki się przeziębił, a babcia chętnie zgodziła się.
- Jimin.. A nie mogliby moi rodzice czasem się nim zająć? - zapytał, wywołując tym zaskoczenie u mojego ukochanego.
- Huh? Przecież często do nas przychodzą... - zauważył, patrząc prosto w moje oczy.
- Przychodzą, masz rację. Ale wiem też, że bardzo by chcieli zajmować się nim choć raz. A najczęściej prosisz o to swoją mamę.
- Uh, przepraszam.. - pokręcił lekko głową. - Masz rację. Powinienem też im to zaproponować. Lecz tyle pracują, że nie wiem czy nie będę się narzucał.
- Dla wnuka zawsze znajdą czas. - wyznałem, uśmiechając się spokojnie w jego kierunku. - Co ty na to by... Może podrzucić im go w weekend? - zapytałem, niby zamyślony, przez co mój ukochany się zaśmiał.
- Hm.. Planujesz coś? - blondyn odłożył kubek na stolik do kawy, poprawiając mi małego na rękach i następnie pocałował delikatnie moje usta.
- Ja? To bardzo możliwe. - oddałem ostrożnie jego pocałunek. - Dawno nie mieliśmy chwili dla naszej dwójki.
- Racja. Ale teraz jest nas trójka, więc nie myśl za dużo, by nie doszło do rozłożenia namiotu. - walnął prosto z mostu, lecz słysząc dźwięk automatu, który skończył prać kolejną turę ubrań, podniósł się z kanapy, ruszając w kierunku łazienki. - Ale jak załatwisz ten weekend... To może sam rozłożę cały biwak.
Na jego słowa, uśmiechnąłem się szeroko i następnie zaciskając swoje wargi. Spojrzałem na synka, który najedzony, nadal ssał smoczek pustej butelki od mleczka, dlatego uniósłem go i położyłem na swoje ramię by mu się odbiło, po czym ruszyłem do jego pokoiku i położyłem go do łóżeczka, włączając karuzelę.
Mogłem przyglądać się mu cały dzień, gdy wierzgał nóżkami i spoglądał na kręcące się, plastikowe zwierzątka. A potem wtulał się w swój ulubiony kocyk i zasypiał spokojnie, słuchając jeszcze melodii, którą grała karuzela.
Bycie rodzicem to było coś zarazem wspaniałego, jak i trudnego. Jednak ja i Jimin, mając siebie nawzajem, jak i rodziców, dawaliśmy sobie radę. Wiedziałem, że z czasem może być trudniej, ale byłem przygotowany na wszystko, bo kochałem swoje dziecko i męża. Moją rodzinę. Najcudowniejszą, jaką mógłbym sobie wyobrazić.
-----
Jak obiecałam, jest weekend, więc stawiam rozdział!
Życzę wam dobrego dnia w szkole/pracy albo dobrych snów, jak przeczytacie rozdział jeszcze dziś!
Trzymajcie się! Następny rozdział powinien być szybciej
Kocham was pianeczki!
Do następnego ludziki ^*^
CZYTASZ
Dancer To Forgive |Kookmin [p.jm &j.jk]
Fiksi PenggemarDruga część opowieści o dwóch bratnich duszach, które odnalazły się, dzięki nieśmiałości i chęci pomocy. " - Miałeś być już zawsze moim aniołkiem stróżem. - załkałem, nie mając już siły na dalszą wymianę zdań z chłopakiem. - I nim będę. Tylko mi poz...