|26|

844 37 12
                                    

× Kuba ×

-Wiem chłopcze. Wiem...

-Ale jak to?- nie rozumiałem o co chodzi.

-Moja żona ma zaburzenia psychiczne, ale nie mogę się rozwieść bo zabierze mi całą firmę... Ja, tak samo jak Patrycja i ty, nie chcę wylatywać do stanów. Chciałbym, żeby Patrycja miała normalne życie, a nie na walizkach. Widzę, że oboje cierpicie, przez to, że nie możecie się spotykać...- mężczyzna westchnął.

-Proszę... Niech pan coś zrobi... Ja muszę ją widywać... Nie potrafię bez niej żyć- powiedziałem błagalnym tonem.

-Schowaj się... Moja żona idzie. Spokojnie zobaczysz ją jeszcze dziś. Uciekaj.

Zrobiłem to, co powiedział mężczyzna.

-Mam nadzieje, że go tu nie było?- zapytała kobieta.

-Nie... Spokojnie- włączyłem dyktafon.

-Świetnie teraz możemy dokończyć mój plan. Dziewczyna jest już na wykończeniu. Gdy ją wypuszczą ze szpitala, to napewno wyślą ją do psychiatryka. Jeszcze trochę i się jej pozbędziemy. A co za tym idzie? Tego jej chłoptasia też. Tylko on stoi nam na drodze, ale poniekąd nam pomógł.

-Właściwie... Dlaczego ty jej się chcesz pozybyć?- zapytał mężczyzna.

Sam stałem za scianą, w jakimś kantorku.

-Zniszczyła mi całe życie. Pozbędziemy się jej, to K da nam spokój. Nie jedziemy do Nowego Jorku, przeprowadzamy się do Łodzi. Nie słyszę słowa sprzeciwu.

-Wiem...

-Państwo Mikołajczyk? Państwa córka się wybudziła- poinformował lekarz.

-Panie doktorze? Co z nią?- udawała zmartwioną.

-Straciła dużo krwi, ale udało nam się ją uratować. 

-Dzięki Bogu! Można do niej wejść?- zapytała.

-Tak, ale tylko jedna osoba- powiedział lekarz.

-Idź. Ja poczekam na ciebie- powiedział ojciec Pati.

Usłyszałem otwieranie i zamykanie drzwi. Po chwili ojciec Patrycji pojawił mi się przed oczami.

Wyłączyłem dyktafon i schowałem telefon.

-Kim jest K?- zapytałem ze złością.

-Z kąd ją znasz?- zapytał łagodnie, a ja pokazałem mu tajemniczego SMS-a.

-Kim ona jest?- zapytałem jeszcze raz.

-Niestety nie mogę ci powiedzieć. Sam się tego dowiesz. W odpowiednim czasie- odszedł z opuszczoną głową.

Przynajmniej mam pewność, że Patrycja żyje.

Schowałem się i czekałem, aż rodzice Pati wyjdą ze szpitala.

Około 19 zobaczyłem, że wychodzą. Powolnym krokiem skierowałem się do sali mojej dziewczyny.

Otworzyłem drzwi i blondynka przeniosła swój zdziwiony wzrok na mnie.

-K-Kubuś?- powiedziała słabym głosem.

-Patrycja... Skarbie...- czułem łzy sływające po moich policzkach.

-Kuba... Powinneś z tąd iść... Zanim ona cię zobaczy...- szeptała dziewczyna.

-Pojechali już. Spokojnie. Jestem przy tobie... Zawsze.

-Jak tam z Mateuszem?

-Bez zmian... Ale ponoć z płucami coraz lepiej. Nadal jest w śpiączce.

-To dobrze... Kuba... Ucieknijmy z tąd. Tylko ja i ty... Razem na zawsze...- spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.

-Patrycja... Ja... Bardzo bym chciał, ale mam rodzinę... Mam przyjaciół... No i zespół. Obiecaliśmy sobie z chłopakami, że nigdy się nie rozpadniemy... Przepraszam... - spojrzałem w dół.

Jestem bez silny w tej sytuacji...

Chcę zostać z rodziną, ale chcę też być przy Pati...

-Kuba... Ja nie wytrzymam długo... Oni mnie wykańczają...

-Tylko twoja matka. Ojciec jest pod jej wpływem, jakiś K jej grozi i każe cię zabić. Twój ojciec tego nie chce.

-Jakby tego nie chciał to by się z nią rozwiódł.

-Nie może, bo zabierze mu firmę... Zaraz... Firma... Mam pomysł! Słuchaj... Obiecuję ci, że niedługo wszystko będzie dobrze. Będziemy razem. Uwierz mi- pocałowałem ją w usta. Delikatnie- Muszę już iść. Obiecuję wrócę, ale po to, żeby cię z tąd zabrać. Kocham cię. Na zawsze- pocałowałem ją.

-Wierzę ci. Też cię kocham... Na zawsze...

Wyszedłem ze szpitala.

Czeka mnie spotkanie z Szymonem.

Love or hate? || Kuba Szmajkowski ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz