Rozdział II

1.7K 161 91
                                    


Chłopak poniósł się z miejsca i spojrzał na osobę, pod której dachem miał spędzić kolejny miesiąc. Potem znów spuścił głowę i w towarzystwie mężczyzny wyszedł z kasyna, nie chcąc ściągać na siebie więcej niepotrzebnej uwagi. I tak był już wystarczająco zawstydzony. Ośmieszył się tego wieczoru i niewątpliwie stracił pozycję w hazardowym świecie.

- Mogę znać twoje imię? - zapytał cicho, uległy i bezbronny jakby to nie on chwilę temu patrzył na nieznajomego z góry.

Szli przez rozległy parking, otuleni mrokiem ciepłej, kwietniowej nocy. Po wyjściu z kasyna Ciel nie czuł się już pewnie, jakby w jednym momencie stracił grunt pod nogami. Już nie byli w jego królestwie, w którym czuł się silny i niepokonany.

- Oczywiście. - posłał mu miły uśmiech, który nie został rzecz jasna odwzajemniony. - Sebastian Michaelis.

Chwilę później wsiedli do auta, które swoje kosztowało. Nastolatek zapiął pasy i przetworzył w głowie imię człowieka, który zasługiwał na miano diabła znacznie bardziej niż on. Sebastian. Nawet ładnie, tak dostojnie, pomyślał. A nazwisko? Michaelis. Wydawało mu się takie anielskie. W połączeniu z imieniem tworzyły piękną i wytworną mieszankę, tak nieadekwatną dla mężczyzny, którego śmierci w tym momencie pragnął. Jak pięknie by było, gdyby brunet bez powodu padł nagle na zawał serca i tym samym uczynił chłopaka wolnym.

- Dokąd jedziemy? - zapytał, chcąc przerwać ciszę, która zapanowała po zajęciu miejsc.

- Do mnie. - odpowiedział, skupiony bardziej na drodze niż na swoim nowym ''nabytku''. - A raczej do mojego mieszkania w Las Vegas. Na co dzień mieszkam w Nowym Yorku i tam mam swój prawdziwy dom.

Ciel przyjął tą informację i zapisał ją sobie w głowie. Podobał mu się Nowy Jork i chętnie by go odwiedził, ale nie w tych okolicznościach. Cieszył się, że zostanie w Vegas, w którym miał pod ręką wiele kasyn. Chociaż nie wiedział jeszcze, czy po dzisiejszej klęsce szybko się w jakimś pojawi i czy Michaelis zechce go łaskawie wypuszczać z domu.

- Zgodziłem się na to tylko dlatego, że byłem pewny swojej wygranej. - powiedział wbrew swojej woli. Czuł, że słowa same wychodzą z jego ust. - Normalnie nie podjąłbym takiego ryzyka.

- Domyślam się. Tyle że bez ryzyka nie ma zabawy, nie uważasz? - zachichotał i korzystając z tego, że jadą prostą drogą, spojrzał na naburmuszonego towarzysza.

- Nie powiedziałbym. - warknął i przewrócił odkrytym okiem.

- Ale proszę nie warczeć. - powiedział takim tonem, że młody Phantomhive miał ochotę dręczyć go takimi warknięciami przez kilka kolejnych godzin. - Będziemy w końcu mieszkać razem aż miesiąc. Lepiej się dogadać.

- Nie zamierzam się dogadywać. - powiedział buńczucznie, opierając głowę o szybę. Skrzyżował przy tym ręce na piersi, aby wszem i wobec pokazać jak bardzo jest zdenerwowany. - Już i tak na miesiąc wyląduję w piekle, nie będę do tego bratał się z diabłem.

- A może niekoniecznie? Nie skreślaj mnie tak od razu. Może będzie miło? Potraktuj to jak nowy, ciekawy etap w życiu. - zagadnął wesoło, parkując przez wysokim, robiącym wrażenie budynkiem.

- Wątpię. - wysiadł z samochodu, trzaskając za sobą drzwiami.

W środku na szczęścia była widna. Wsiedli do niej i pojechali na jedno z wyższych pięter, stając następnie pod drzwiami mieszkania. Brunet przekręcił klucz w zamku i puścił chłopaka przodem, za co ten znowu miał ochotę mu coś zrobić. Nie zrobił jednak. Bez zdejmowania butów poszedł w głąb mieszkania, uważnie je oglądając. Nie było źle, wręcz bardzo dobrze. Lokum nie było urządzone z typowym dla milionerów przepychem, ale daleko mu było do biednego. Wyglądało jak gniazdka nieco zamożniejszych mieszkańców Las Vegas. Sebastian po chwili dołączył do niego i znów się uśmiechnął, pełen niegasnącego entuzjazmu. Nastolatek czuł, że za te uśmiechy też chciałby zrobić mu krzywdę.

- Gdzie mój pokój? - zapytał obojętnie, wręcz chłodno. Już nie był przestraszony i niepewny. Jego zachowanie zmieniało się tak szybko, jak szybko zmieniała się sytuacja, w której się znalazł.

Mężczyzna bez słowa poprowadził go do jednego z pokoi. Za białymi drzwiami czekało na niego pomieszczenie niezbyt małe, ale i nierażące swoją wielkością. Nastolatek przekroczył próg i tutaj również się rozejrzał. Ciemne łóżko z czarną pościelą przyprawiło go o nikły uśmiech. Lubił taki styl, czarny miał w sobie jakąś hipnotyzującą głębię.

- Może być? - z zachwytu nad ilością czerni wyrwał go głos Sebastiana. Nastolatek od razu spoważniał.

- Znośny.

Poszedł do łóżka, przejeżdżając dłonią po jego ciemnej, stalowej ramie. Wzrok jego błękitnej tęczówki co jakiś czas zatrzymywał się na czymś ciekawszym, ale trwało to najwyżej kilka sekund. Po chwili ułożył się na pościeli, zaczynając poruszać rękami tak, jak to robiły małe dzieci na śniegu.

- Robisz aniołki? - zapytał jego towarzysz, siadając obok. Zapytał, choć nie był pewien czy tarzanie się po łóżku można nazwać robieniem aniołków.

- Nie.

- To co w takim razie?

- Demony. - odpowiedział nastolatek, zamykając oko.

- Demony? A czym się różni robienie aniołów od demonów? - zapytał, zaciekawiony jego rozumowaniem.

- Nie poruszam nogami. A wiesz czemu?

- Czemu? - Sebastian oparł się o ramę łóżka.

- Bo demony nie noszą ciotowatych sukienek. - chłopak na nowo zamknął oko, lekko się uśmiechając. Niespotykany w jego przypadku wyraz twarzy. - Poza tym anioły nie są czarne jak twoja dusza, psychopato.

Dodał po chwili, wciąż poruszając rękami na pościeli, na której faktycznie zaczął się odciskać kształt ''skrzydeł''. Sebastian nic nie odpowiedział. Uznał, że nie ma co chłopaka wyprowadzać z błędu, przynajmniej co do tego, jakiego koloru jest jego dusza. Czuł jednak, że ta nastolatka też nie jest zbyt czysta. Prawdopodobnie nie istniał hazardzista o szlachetnym wnętrzu.

***

Szykować się do spania zaczął późno, jakąś godzinę po przyjeździe do mieszkania. W tym celu podszedł do szafy, w której jak się dowiedział, miał trochę ubrań, które okazały się nawet pasować. Szybko skompletował piżamę. Trochę się uspokoił, kiedy dowiedział się, że nie jest tutaj ''więziony''. Mógł mieć telefon, wychodzić, choć trochę żyć jakby nic się nie stało. Mimo tych wszystkich udogodnień miał ochotę jedynie schować się w jakimś zacisznym miejscu, tam, gdzie nikt go nie znajdzie. Czuł niewiarygodny żal do siebie i wstyd związany z porażką. Już nikt nie spojrzy na niego jak na mistrza. Pewnie do większości doszła już informacja, że nadszedł dzień, w którym przegrał. Być może dramatyzował, ale nawet gorący prysznic nie był w stanie zmyć z niego uczucia niepokoju.

Opuścił łazienkę i poszedł do swojego pokoju. Nie zapalał światła, pełnia w środku nocy dawała wystarczająco dużo światła, aby bezpiecznie dotarł do łóżka. Czekała tam na niego miękka kołdra, w której się zakopał, wdychając jej słodki, przyjemny zapach. Wydawało mu się, że to woń waty cukrowej, jednak nie miał co do tego pewności. Już dawno nie miał okazji jej jeść, nie chodził w miejsca, gdzie takową sprzedawali.

Westchnął i przekręcił się, czując, że teraz poszewka pachnie białą czekoladą. Utwierdziło go to w tym, że będzie musiał jutro skołować sobie coś słodkiego, bo zaczynał świrować.

Zamknął oczy i wsłuchał się w ciszę panującą w pokoju. Mieszkanie było trochę oddalone od centrum, przez co nie docierał tutaj typowy dla Las Vegas gwar. Ta cisza była przytłaczająca, szczególnie że nawet z sypialni Sebastiana nie dochodziły żadne dźwięki. Brunet pewnie poszedł już spać, czemu trudno się dziwić, bo wybiła trzecia trzydzieści. Obserwował jak minuty na stojącym przy łóżku, elektronicznym zegarku się zmieniają i warknął zirytowany, kiedy upłynęło ich zbyt dużo. Tak bardzo chciał oddać się w senną krainę, nie ważne, czy byłby nawiedzany przez koszmary, czy jego sen okazałby się wyjątkowo spokojny. Chciał w końcu usnąć. I na szczęście, kiedy tym razem zamknął oczy, to życzenie zostało spełnione.

***

Zbudził się, kiedy na dworze już świtało. Drżał i dusił się swoim urywanym oddechem. Po chwili poczuł na policzkach coś ciepłego i mokrego. Dotknął swojej aksamitnej skóry, a kiedy oddalił rękę, zobaczył, że jego palce są wilgotne. Łzy? Otarł policzki, jednak te przeklęte kropelki wciąż urządzały spacer po nich w akompaniamencie jego cichego szlochu. Ten koszmar, a raczej wspomnienie... Tak realistyczne.

Schował twarz w poduszce, żeby stłumić szloch, którego nie potrafił powstrzymać. Nie chciał, żeby mężczyzna śpiący za ścianą go usłyszał. To była ta strona, której wolał nie pokazywać innym. Nakrył się kołdrą po sam czubek głowy i próbował odpłynąć, zaciskając powieki. W końcu znów usnął, ale ponownie nie przeżył w sennej krainie niczego przyjemnego.


Witam moje jelonki! To rozdział drugi i jeszcze niczego nie zjebałam, więc jest dobrze (w porównaniu do reszty moich dzieł). Będę się starała trzymać poziom, jednak coś tak czuję, że ta opowieść też mi nie pójdzie. W każdym razie dziękuję za tak liczny, pozytywny odzew pod pierwszym rozdziałem i możecie powiedzieć jak wrażenia po drugim.

POKER FACE || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz