Rozdział XI

1.1K 114 36
                                    


Tego dnia słońcu zdarzało się nieśmiało wychylać zza chmur, jednak przez większość czasu kryło się za puszystymi obłoczkami. Budynek kasyna prezentował się okazale w tym nikłym blasku. Ciel zdjął okulary przeciwsłoneczne, zakasał rękawy i poprawił kołnierzyk śnieżnobiałej koszuli. Westchnął po raz ostatni i pchnął drzwi. Wnętrze było takie jak zawsze, wypełnione gwarem rozmów i zapachem papierosów, alkoholu oraz chętki na emocjonującą grę.

- Ty tutaj? Nic cię nie nauczyły ostatnie wydarzenia? - Grell zmierzył go wzrokiem od góry do dołu. Zdziwił się, widząc swojego najmłodszego klienta, choć poniekąd się go spodziewał. Tacy maniacy rezygnują całkowicie niezwykle rzadko.

- Powiedzmy. - chłopak uśmiechnął się do niego psotnie, z błyskiem w odsłoniętym oku. - Dziś widzisz mnie w kasynie prawdopodobnie po raz ostatni.

- Żartujesz? - przez twarz barmana przeszedł zszokowany wyraz. Nie spodziewał się, że małoletni gracz tak po prostu wycofa się z tego biznesu. Gdy dostał od niego skinienie głową, zapytał: - Dlaczego?

Słysząc to pytanie, Ciel mimowolnie się uśmiechnął, będąc w humorze znacznie lepszym niż zazwyczaj. Dlaczego zamierzał opuścić świat, w którym wydał się już zadomowić? Odpowiedź była prosta i wyjątkowo przyjemna. Właśnie nastąpił w jego życiu moment, w którym odkrył wszystkie karty. Gra się zakończyła. To był dla niego koniec tego szalonego biegu za niewiadomym celem. Finał niespodziewany, ale niezwykle potrzebny. Teraz na horyzoncie majaczyły jego prawdziwe pragnienia, do których spełnienia postanowił dążyć.

- Powiedzmy, że znudziło mnie życie w tym stylu. Zmęczyłem się. - powiedział, leniwie ujmując podstawiony mu przez barmana alkohol.

Omiótł wzrokiem zawartość kieliszka, gdzie kolor szmaragdowy płynnie przechodził w bordowy. Zbliżył naczynie do ust i po raz ostatni zatopił się w tym uzależniającym cieple, które rozeszło się po jego przełyku. Póki co musiał odpuścić. Siedemnaście lat to jednak nienajlepszy wiek na picie.

- Dotychczas sądziłem, że demony się nie męczą. - powiedział zaczepnie Grell, opierając się o blat naprzeciw swojego klienta. Dzięki temu mógł lepiej obejrzeć tą z pozoru niewinną i obecnie znacznie mniej zmęczoną twarzyczkę wybitnego hazardzisty.

- Nie jestem demonem. - Ciel zaśmiał się rozkosznie, jakby niezwykle go rozbawiła ta uwaga. - Choć przyznam, że póki co faktycznie bliżej mi do jakiegoś nadprzyrodzonego bytu, niż człowieka.

Przymknął oczy i pociągnął z kieliszka solidny łyk. Mówił czystą prawdę, od dawna nie czuł się jak pełnoprawny człowiek. Typowe dla ludzi emocje i potrzeby zostały w nim lata temu w bestialski sposób zamordowane. Pozostał po nich jedynie ślad, wyblakły niczym stare fotografie i delikatny jak wiosenny wietrzyk, niosący ze sobą zapach kwiatów i słońca.

- Szkoda tak dobrego gracza.

- Szkoda, nie szkoda. Życie jest za krótkie, aby trwać w jednym miejscu. - wzruszył ramionami i zamilknął, widząc Aloisa.

Blondyn spóźnił się kilka minut, czego przyjaciel nie miał mu za złe. Osiemnastoletni już chłopak ciągle gdzieś łaził, błąkał się po mieście i załatwiał swoje sprawy. Był typem człowieka, który każdą chwilę bezczynności uważał za marnowanie czasu. Przerwy robił sobie chyba tylko na sen. Taki właśnie był młody Trancy.

- Mmm, witam. - pocałował młodszego w policzek i usiadł obok.

- Cześć. - Ciel odwdzięczył się, mierzwiąc przyjacielowi włosy.

- Gdzie zabalowałeś? Dwa dni temu szukałem cię w twoim mieszkaniu, ale nikogo nie zastałem. - powiedział, wydobywając z kieszeni paczkę fajek.

- Cóż... Póki co tak jakby mieszkam z Sebastianem. - podrapał się po karku, tymczasem papierosy o mało nie wypadły Aloisowi z ręki.

- Że co? Mieszkasz z nim?! - zapytał podniesionym głosem, lecz po chwili opanował się, racząc nałogiem. Podsunął opakowanie młodszemu. - Hm?

- Nie, dzięki. Nie palę. - pokręcił lekko głową.

- Jesteś chory? - przystawił dłoń do jego czoła.

- Nie, nie jestem. - westchnął, odsuwając od siebie jego rękę. - Powiedzmy, że zaczynam od nowa.

Alois przez chwilę wpatrywał się w niego intensywnie, zastanawiając się. Wyraz jego twarzy stopniowo się zmieniał. Najpierw był zaskoczony, a potem niezwykle zadowolony, niemalże wzruszony.

- Kto cię nakłonił do tej decyzji? Czyżby ten miły pan, z którym mieszkałeś przez ostatni miesiąc? - odpowiedziała mu jedynie wymowna cisza. - Czyżby Cieluś w końcu zaczął kogoś słuchać?

- Powiedzmy. - mruknął niechętnie, odwracając wzrok.

Owszem, zaczął się słuchać Sebastiana. Chciał wyjść z tego bagna, w które się wkopał, więc było to niezbędne. Hazard był dla niego głównie sposobem na stabilność i chwilowe szczęście. Wiedział, że jeśli przeżyje powrót do normalnego świata, na dłuższą metę będzie chciał spróbować czegoś prawdziwszego.

- Cieszę się, Ciel. Nie wiesz nawet jak bardzo.

W jego głosie dobrze słyszalna była szczerość. W końcu marzył o tym, aby jego przyjaciel skończył w jakiś lepszy sposób. Co prawda życie młodego Phantomhive'a po tym wszystkim nigdy nie będzie w pełni normalne, ale zawsze lepsze od tego, co ma teraz. Alois dostrzegał dobry humor swojego towarzysza i przez to też sądził, że ten właśnie przy Sebastianie będzie mógł rozwinąć skrzydła.

- I co się tak cieszysz? - burknął Ciel, widząc, że Alois cały promienieje szczęściem.

- Po prostu cieszę się, że zaczynasz sobie układać życie. - posłał mu ciepły uśmiech. - Czekałem na to.

- Skoro ja byłem w stanie się ogarnąć, ty też powinieneś o tym pomyśleć. Nie ciesz się moim szczęściem, tylko buduj własne. - dźgnął go lekko w czubek nosa, przez co Alois zrobił zeza.

- Ja, kochany, już od dobrego miesiąca się ogarniam. Koniec z prostytucją. - stwierdził jakby z dumą, puszczając mu oczko. Wyglądał jednak przy tym śmiertelnie poważnie. To nie był jeden z jego głupich i nieśmiesznych żartów.

- Co? Czemu ja nic o tym nie wiem? - jęknął żałośnie.

- Cóż, nie pytałeś. Poza tym im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. - powiedział, wstając z miejsca. I tyle z niego było. Musiał iść porządkować swój świat, w którym, jak miał nadzieję Ciel, za niedługo zapanuje mniejsze zamęt. - A teraz idę, mam jeszcze wiele spraw do załatwienia. Koniecznie odezwij się do mnie, kiedy będziesz miał chwilę. I pamiętaj, żeby zaklepać mi specjalnie miejsce na swoim ślubie.

***

- Jestem! - krzyknął po przekroczeniu progu, zdejmując buty.

Udał się do kuchni, gdzie zastał Sebastiana. Jak zdążył się już przekonać, brunet lubił to miejsce bardziej od salonu czy swojej sypialni. Nie było to takie dziwne, kuchenne okno wychodziło na ładne widoki.

- I jak tam? - zapytał, odkładając na stół telefon, którym się dotąd zajmował.

- Dobrze. - chłopak nalał sobie szklankę wody i za nic mając jakiekolwiek maniery, usiadł z nią na blacie.

- Mogę mieć pytanie?

- Tak. Raczej tak.

- Co masz pod przepaską?

To pytanie wzbudziło w nim masę sprzecznych emocji. Nie wiedział co odpowiedzieć, które wyjście byłoby lepsze. Pokazać jak wygląda oko, które skrywa, czy może odmówić, do czego miał prawo?

- Nie powiem. Będziesz się śmiał. - mruknął nerwowo, odkładając szklankę na miejsce obok. Ścisnęło go w gardle, pragnienie nieoczekiwanie przeszło.

- Nie będę, obiecuję. - przyrzekł, co ani trochę Ciela nie uspokoiło.

Chłopak ciężko westchnął. Po raz kolejny będzie musiał obdarzyć Sebastiana zaufaniem. Ale trudno, i tak w tym momencie już mało ma do stracenia. Po chwili zastanowienia sięgnął za głowę i odwiązał czarną przepaskę. Zdjął ją i odłożył na miejsce obok, po czym spojrzał na mężczyznę.


Witam moje jelonki. Po tygodniu macie rozdział, jakoś nie mam weny do tej książki. Póki co na pewno bardziej aktywna będę przez najbliższy czas w ''Psychologu''. Mam nadzieję, że next się podoba i do zobaczenia ^^

POKER FACE || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz