- Nawet nie wiesz, jak zimno jest na dworze. - powiedział Vincent, popijając zaparzoną przez przyjaciela herbatę.
Za oknem faktycznie panował mocny chłód, nie było się jednak czemu dziwić. Był środek zimy, zbliżały się urodziny Ciela, który siedział na podłodze, układając domek z ciastek-kostek niczym z kart. Nie szło mu to zbyt dobrze, jednak nie poddawał się, wciąż i wciąż próbując. Było z niego niezwykle zawzięte dziecko.
- Muszę się zgodzić. Byłem dziś na krótkim spacerze, hrabio. - wyznał, zaczesując włosy Vincenta do tyłu, co Phantomhive skwitował cichym śmiechem.
Tyle wystarczyło, aby również Undertaker się uśmiechnął. Dziś szczególnie przyglądał się przyjacielowi. Wydawało mu się, że dopiero teraz dostrzega, jak bardzo ten wyrósł. Rysy twarzy Vincenta zmieniły się na bardziej ostre, włosy nieco urosły, nie mówiąc nawet o jego wzroście. Już nie był tamtym małym i niskim chłopcem, którego Undertaker pamiętał z przeszłości. Grabarz zdawał sobie z tego sprawę, lecz i tak dziwił się temu, ilekroć widział Vincenta po kilku miesiącach rozłąki. Powinien już zapamiętać, jak dorosły się zrobił, lecz w głowie chcąc nie chcąc widział wciąż Vincenta z czasów, gdy ten odwiedzał go niemalże codziennie.
- Ach tak? No proszę, więc jednak wychodzisz. - zażartował, po chwili przenosząc wzrok na Ciela.
Pięciolatek podszedł do ojca i wyciągnął ręce, przez co już po chwili siedział na kolanach rodzica. Przyszły dziedzic rodzinnej spuścizny był dzieckiem doprawdy uroczym, lecz niezwykle płochliwym, raczej unikającym towarzystwa. Mimo upływu lat nie wyrósł z nieśmiałości.
- Czasem brakuje mi naszych zimowych spacerów. Było naprawdę miło. - mruknął Vincent, gładząc syna po włosach.
Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że mężczyzna jest zamyślony, chwilowo błądząc wśród wspomnień dawnych lat. Undertaker również pozwolił sobie na chwilę oderwania od rzeczywistości, wracając pamięcią do wszystkich momentów, które spędził zimą wraz z przyjacielem. A raczej jedynie do niektórych, bo było ich zbyt dużo, aby wszystkie spamiętać i przywołać w jednym momencie.
- Mi też. Czasem nawet tęskni mi się za samym twoim towarzystwem. - wyznał, przez chwilę zaskoczonym swoją szczerością.
Nigdy nie mówił Vincentowi jak naprawdę za nim tęskni oraz ile by oddał, aby znów mieć go przy sobie. W ogóle nie wspominał o żadnej większej tęsknocie, nie chcąc wpędzać przyjaciela w poczucie winy lub zarzucać mu zaniedbania kontaktu. W końcu Phantomhive miał teraz bardzo zapracowane życie, któremu musiał się poświęcić, co było w pełni zrozumiałe i warte wsparcia.
Jednak odpowiedź, jaką dał mu Vincent, zdziwiła go i utwierdziła w tym, że rozmowa przybrała słuszny obrót.
- Mi też. Nie wiesz nawet jak bardzo. Nie narzekam na moje obecne życie, ale czasem tęsknię za czasami, gdy spędzaliśmy razem całe dnie. Ten słodki okres bez zamartwiania się o dzisiaj, jutro i wszystkie przyszłe lata.
Mówiąc to, wyraz jego twarzy był niezmienny. Zamyślony i dogłębnie pochłonięty przez wspomnienia. Przebijał się przez to jednak smutek i pewne zrezygnowanie, jakby mężczyzna właśnie uświadomił sobie, że beztroska młodość już dawno się skończyła, a on musiał wejść w buty dorosłego i odpowiedzialnego człowieka. Nawet jeśli każdego to kiedyś czeka, ten moment zawsze jest niezwykle smutny i przepełniony żalem.
- Każdy kiedyś dorasta, to naturalny proces. Człowiek szuka pracy, kupuje dom, zakłada rodzinę...
- Więc ty nigdy nie dorosłeś? - zapytał rozbawiony, przez co został przez grabarza pacnięty lekko w tył głowy.
- Ja się cały czas zbieram. Co poradzę, że moja dusza jest zbyt młoda, aby wieść takie życie jak twoje, staruchu. - powiedział, przez co tym razem to on dostał.
- Lepiej, żeby twoja dusza prędko się zestarzała, bo mi tutaj totalnie zdziczejesz. - tyknął Adriana w blady policzek.
- O to nie musisz się martwić. Póki mnie odwiedzasz, raczej nie mam prawa wyzbyć się całkowicie ludzkich odruchów. - uśmiechnął się, po chwili przenosząc wzrok na Ciela, który tym razem w jego kierunku wyciągnął ręce.
O dziwo nie bał się przyjaciela ojca, mimo że grabarz z perspektywy małego, pięcioletniego chłopca mógł być nieco przerażający. Był wysoki, ubrany na czarno, z kilkoma mniejszymi lub większymi bliznami widocznymi po zabraniu grzywki, lub podwinięciu rękawów czarnej koszuli. Czasem nawet dorośli się go bali.
- Mówiłem ci kiedyś, że jesteście z Cielem bardzo podobni? - zapytał, gdy chłopiec znalazł się u niego rękach i zaczął pleść z jego włosów dość nieumiejętnego warkoczyka.
- Mówisz to za każdym razem, gdy do ciebie przyjeżdżam. - przypomniał, z uśmiechem chłonąc ten dość urokliwy widok. - Wiesz, kiedy Ciel podrośnie, mam w planach przyjeżdżać częściej. Kiedy się usamodzielni, chciałbym, żeby zaczął powoli przejmować Fantom. Będę miał wtedy więcej czasu, którego obecnie prawie na nic mi nie starcza. Nawet okazjonalnie wolne dni przelatują mi przez palce. Wydaje mi się, że trochę cię zaniedbałem i chciałbym to naprawić. Wiem, że dla ciebie słowo dekada nie brzmi zbyt pocieszająco, ale tyle mniej więcej będę potrzebował. Jeśli wytrzymasz w tak nikłym kontakcie do tego czasu, obiecuję, że wynagrodzę ci moją nieobecność.
Słowa te wywołały u Adriana niespodziewany przypływ dobrych emocji, przede wszystkim szczęścia i podekscytowania. Dekada, ale to przecież szybko zleci! Mógł tyle czekać, jeśli po tym czasie choć część rzeczy będzie jak tamtych latach, które ckliwie nazywał ''dawniej', zazwyczaj dopowiadając sobie do tego słowo ''lepiej''.
No tak, gdy Ciel podrośnie, Vincent będzie miał mniej zajęć. Rachel z pewnością również nie pogardzi odrobiną życia towarzyskiego, dając mężowi więcej czasu tylko dla niego, a raczej na to, co będzie chciał robić w pojedynkę.Dziesięć lat.
Grabarz spojrzał kątem oka na młodego Phantomhive'a, który zrezygnował z zabawy jego włosami i obecnie wtulał się w jego szyję, jeszcze bardziej utwierdzając go w tym, że dekada to niezbyt długo. Skoro tak szybko minęło te pięć lat, które za niedługo skończy Ciel, to kolejnych dziesięć nie będzie problemem.
Białowłosy po chwili znów utkwił wzrok w przyjacielu i uśmiechnął się. Nie umiał tego powstrzymać z uwagi na ogarniające go, bezgraniczne szczęście i nadzieję, jaka znów zaczęła tlić się w jego niezwykle pokaleczonym sercu, które każdego dnia bez Vicnenta nieprzyjemnie ściskało się z tęsknoty. Być może za tą dekadę poranki nie będą tak beznamiętne, a noce samotne. Niech chociaż dni mijają bez bólu i poczucia straty.
- Poczekam, ile będzie trzeba. - odpowiedział niemalże natychmiast, a uśmiech nie schodził ani na chwilę z jego ponurej w ostatnich latach twarzy. Nie wiedział jeszcze, że jego ''ile będzie trzeba'' zakończy się wcześniej, niż po dekadzie. Wraz z ostatnim tchnieniem jego ukochanego przyjaciela.
Witam moje jelonki! Coś mnie dzisiaj naszła ochota na opublikowanie rozdziału akurat do tej książki, mimo że zazwyczaj publikuję zbiorczo. Przy tym rozdział ten był dla mnie niezwykle przykry, bo kocham Vincenta, kocham Underka i uwielbiam ich relację w mandze, która jest moim zdaniem ze strony grabarza przepełniona właśnie tęsknotą i żalem.
PS z czasu sprawdzania: Pisałam to chyba z trzy lata temu, stan na dziś jest taki, że dalej lubię ten ship, a manga wciąż nie wyjaśniła kim byli dla siebie Vincent i Undertaker. Szczerze trzymam kciuki że nie byli spokrewnieni bo takie teorie też się pojawiają xD
CZYTASZ
POKER FACE || SEBACIEL
FanfictionŚwiat hazardu rządzi się swoimi prawami. Grasz, aby wygrać, choć nieraz przegrywasz. Pojęcie przegranej jest jednak obce Cielowi, który w zaledwie kilka tygodni stał się żywą legendą. Jest tak do dnia, w którym w drzwiach kasyna nie zjawia się pewie...