Rozdział XXXVII

370 35 3
                                    


Kiedy wieszał na płocie rezydencji kartkę informującą o sprzedaży, sentymentalna łezka zakręciła mu się w oku. Sprzedanie tego domu znaczyło znacznie więcej niż zwykłe pozbycie się zbędnej nieruchomości. Ze sprzedaniem go wiązało się definitywne skończenie z przeszłością i zerwanie wszelkich więzów łączących go z życiem przed poznaniem Sebastiana. Nazwałby ten moment ukoronowaniem ostatnich kilku miesięcy starań. Tak, to chyba była dobra nazwa na to, co się teraz działo.
Po wykonaniu tej dość długo odwlekanej czynności udał się z powrotem do rezydencji, gdzie czekała na niego pustka niemalże taka sama jak wtedy, gdy się tu wprowadzali. Większość ich osobistych rzeczy była już spakowana i czekała jedynie na powrót do prawdziwego domu, który Ciel miał dopiero poznać. Znów nęciła go wizja przytulnego mieszkania w sercu tego, jak twierdził Sebastian, cudownego i ogromnego miasta, jakim był Nowy Jork.

- Wyjdziemy na spacer? - zaproponował, ciągnąc Michaelisa za rękaw koszulki, jak zawsze, gdy czegoś chciał.

- Teraz? - wzrok mężczyzny powędrował na okno. Po szybie spływały strugi deszczu.

Takie uroki Anglii, z którymi zdążyli się przez ten stosunkowo krótki pobyt oswoić. Przyzwyczajenie nie oznaczało jednak wesołego biegania w deszczu i dziękowania za kolejny ulewny dzień.

- Mhm, teraz. Chcę się nacieszyć atmosferą Anglii, nie zostało nam dużo czasu. Możemy?

Uśmiechnął się uroczo, wiedząc, że Sebastian nie umiał mu odmówić, gdy ten robił taką minę. Z tego właśnie powodu już po chwili obaj, skryci pod czarnymi parasolami, przemierzali ścieżki w pobliskim parku.

- Wiesz, Sebastianie, sporo myślałem nad pewną rzeczą. - w pewnym momencie Ciel przerwał ciszę. - Kiedy już będziemy w Nowym Jorku, chciałbym pójść na terapię. Chyba mi się przyda po tym wszystkim, co się stało.

Uznał, że spacer jest idealną okazją do zdradzenia swoich planów. Od dawna miał ten pomysł w głowie, jednak zdecydował, że dopiero dziś się nim podzieli. Poznanie Sebastiana zmieniło naprawdę wiele w jego życiu, pomogło choć częściowo wyleczyć traumy i odejść od złych nawyków, jednak to wszystko, co przeszedł i jak wcześniej żył, wciąż w nim siedziało i czasami wychodziło na zewnątrz, gdy najmniej tego chciał. Lata w niewoli, nieludzkie traktowanie, a potem używki i hazard nadające sens i charakter jego istnieniu. Czasem miał ochotę znów sięgnąć po karty i rozegrać partyjkę w swojego ulubionego pokera, innym razem jego sny były niespokojne, zabarwione cieniem krzywd, jakich doznał. Wiedział, że sam się z tym nie upora i nawet Sebastian mu nie pomoże. Potrzebował fachowej opieki kogoś z odpowiednim wykształceniem.

- Cieszę się, że taką decyzję podjąłeś. - uśmiechnął się delikatnie i objął chłopaka ramieniem. - Wiesz, miałem z tobą o tym porozmawiać. Naprawdę chciałem, żebyś wyszedł z tego wszystkiego, a to już ponad moje siły. Załatwię ci kogoś dobrego, kiedy sytuacja się już unormuje.

Chyba nie mógł dostać lepszej informacji niż to, że chłopak dobrowolnie chciał się poddać terapii. Kolejna rzecz, która świadczyła o jego dojrzałości. Widział problem i chciał coś z nim zrobić. Sebastian wiedział, że będzie przy nim i załatwi mu kogoś naprawdę dobrego, aby jego podopieczny szybko wyzbył się wszystkich rys na swojej psychice, albo przynajmniej tych, które dało się usunąć.

- Dziękuję. - chłopak oddał uśmiech mężczyzny, kładąc swoją dłoń na tej jego, która spoczęła na ramieniu młodego Phantomhive'a. Pogładził lekko jej wierzch. - Naprawdę dziękuję, za wszystko.

***

Zbudził się w środku nocy z szybko bijącym sercem, co nie było jednak skutkiem koszmaru. Wręcz przeciwnie, sen był bardzo miły, wręcz zbyt miły. Stanowił przebłyski wspomnień pewnej nieszczęsnej nocy, kiedy to wraz z Sebastianem spił się i dał ponieść emocjom. Początkowo nie pamiętał kompletnie nic, potem króciutkie urywki, a jeszcze później dłuższe fragmenty, które ułożyły mu się w miarę klarowny obraz tego, co się działo.

Gdy tylko troszkę się rozbudził, spojrzał na słodko śpiącego Sebastiana i poczuł, jak na jego policzki mimowolnie wstępuje delikatny rumieniem. Jego umysł serio musiał mu to ciągle wypominać?
Uznając, że nie zdoła już zasnąć, podniósł się z łóżka i udał do kuchni, gdzie przyrządził swoje ulubione mleko z miodem. Popijając ciepły napar, oparł się o blat i rozmyślał gorączkowo nad wieloma rzeczami, patrząc przy tym na zabytkowy zegar wiszący nad wejściem. Tykał cicho i miarowo, jego mechanizm mimo upływu lat wciąż działał niezawodnie, bezustannie odmierzając mijające sekundy, minuty i godziny. Właśnie za to lubił drogie zegary, były niezawodne i wiernie pilnowały czasu, przez wiele lat służąc swojemu właścicielowi. Może i ten zegar zabierze ze sobą, gdy wraz z Sebastianem będą opuszczać posiadłość? Szybko jednak odgonił od siebie tę myśl i schował ją w najczarniejszym zakamarku swojego umysłu, gdzie lądowały wszystkie niezbyt udane pomysły. Gdyby zaczął rozmyślać nad wzięciem większej ilości rzeczy, niż ustalili, pewnie zabrałby ze sobą cały swój rodzinny dom. Nie może się tak rozdrabniać, wolał trzymać się sprzedania tego wszystkiego w cholerę.

Aby oderwać myśli od zegara, który w tamtym momencie wydał mu się naprawdę śliczny i potrzebny, skierował kroki do salonu. Będąc tam, klęknął przy starym telewizorze i zaczął przeglądać kasety, które pewnego dnia wraz z Sebastianem odnalazł wśród innych pamiątek. Ta konkretna, którą wybrał, przedstawiała dość szczególny moment w życiu jego rodziców. Dzień, na który wiele osób czeka z utęsknieniem. 
Po wsadzeniu kasety do odtwarzacza, który chłopak nauczył się w ostatnim czasie obsługiwać, usadowił się wygodnie na kanapie i oglądał. Bacznie przyglądał się ojcu ubranemu w biały garnitur oraz jego matce, której biała suknia wydawała się delikatnie mienić w słońcu. Obaj szczęśliwi, na początku drogi wspólnego, cudownego życia. Właśnie zaczynali nowy etap, w którym nie było jej i jego, tylko oni. Oglądając to nagranie już chyba setny raz, czuł wiele rzeczy, ale przede wszystkim miał w głowie myśl, która dręczyła go już od pewnego czasu.
Jego rodzice wydawali się zakochani w sobie i dzięki temu niezwykle beztroscy i szczęśliwi. Nieważne, czy byli biednymi studentami, czy dorobieni fortuny na firmie zabawkarsko-cukierniczej kupowali ogromny dom na przedmieściach Londynu. Zarówno na zdjęciach, jak i filmach wydawali się tak weseli, jakby wygrali najlepsze życie pod słońcem w momencie, w którym wszystko wydawało się walić. Tajemnicą ich szczęścia było chyba to, że mieli siebie nawzajem na dobre i złe. Ciel jednak nieważne, ile razy nad tym nie myślał, nie potrafił do końca zdefiniować miłości i męczył się wewnętrznie, szukając swojej bratniej duszy i nie potrafiąc przyjąć do wiadomości, że jest ona tuż obok niego.


Witam moje jelonki. Powoli akcja toczy się dalej, nieśpiesznie zmierza do końca, ale mogę wam obiecać jeszcze odrobinę Vincenta i Undera oraz cudowne miłosne wyznanie (jak w każdej mojej książce. Jeszcze trochę i wykorzystam chyba każdy model na ckliwe wyznawanie sobie uczuć).

PS z czasu sprawdzania: Ich relacja w tej książce zawiesza mi myślenie, szczególnie po stronie Ciela. A myślałam, że ja miałam dziwne więzi z ludźmi.

POKER FACE || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz