- Czym jest dla ciebie hazard? - pytanie padło z ust zadbanej kobiety w średnim wieku, która przeglądała ze spokojem swoje karty, tak samo, jak i ja.
Czym był dla mnie hazard? Wszystkim. Od najmłodszych lat, gdy tylko ojciec nauczył mnie tajemnic pokera. Grywałem dużo, nałogowo wręcz, chcąc stłumić ból istnienia radością wygranej. W ten właśnie pokrętny sposób moje życie toczyło się dalej, od jednego stołu pokerowego do drugiego, od wygranej do przegranej, od śmiechu do płaczu i plątaniny innych, sprzecznych emocji. Tym właśnie dla mnie był.
- Myślę, że czymś, co wciąż pozwala mi istnieć nawet wtedy, gdy bardzo tego nie chcę. - odpowiedziałem, wykonując swój ruch.
Dziś był dobry dzień i dobre karty, wygrywałem nie tylko rozgrywki, ale i życie. Dzięki wygranym miałem na wyciągnięcie ręki wszystkie jego dobra. Pieniądz rządził światem i potrafił naprawdę umilić tą, wydawać by się mogło, zgubną egzystencję. Ich brak smucił, dostatek cieszył. Czemu więc ja, mając miliony na koncie, wciąż nie odczuwałem ani odrobiny radości, widząc coraz większe kwoty, które wpadały do mojej kieszeni? Satysfakcja była chwilowa, potem pryskała niczym mydlana bańka, taka stworzona przez dziecko bawiące się w ogrodzie. Sam nigdy podobnych zabaw nie zaznałem.
- Tak sądzisz? - zaśmiała się cicho. - Trochę jak alkohol, co?
- Jak alkohol, narkotyki i papierosy. W sumie zarówno używki, jak i hazard stanowią przekleństwa tego świata. - moje słowa ponownie zostały skwitowane dźwięcznym, kobiecym śmiechem.
Słyszałem go wiele razy, gdy w moim umyśle przeszłość mieszała się z teraźniejszością. Kobiecy śmiech na wystawnych bankietach, którego powodem były płytkie żarty, jakie mimo wszystko bawiły panie w wystawnych sukniach. To śmiech, który pamiętałem jako dziecko. Gdy podrosłem, śmiech ten został zastąpiony przez uroczy chichot dziewczyn, które za jednego drinka i dwa komplementy były gotowe rozłożyć nogi przed nieznajomym. Mimo tych dwóch diametralnie różnych zjawisk kobiecy śmiech kojarzył mi się miło i przyjaźnie.
Moja mama nigdy się nie śmiała.
- Cóż, jesteśmy na tyle grzeszni, że wciąż raz po raz po nie sięgamy. Bez pamięci toniemy w grach i używkach, które choć na chwilę czynią świat odrobinę lepszym. Słyszałeś kiedyś o tym, że artyści są czulsi na zło tego świata? - zapytała, a kiedy skinąłem głową, kontynuowała. - Tak samo, jak hazardziści. Tyle że artyści tworzą, a hazardziści grają. Obaj dzięki temu oszukują się, że nie jest tak źle, ale to kruche kłamstwo.
- Odważne słowa, wydaje mi się przy tym, że trafne. - przyznałem, w myślach myśląc sobie, że podobała mi się logika tej kobiety.
Uświadomiła mi przy tym w bolesny sposób, że hazard jest jedynie przykrywką próbującą załagodzić wszystko to, co od dawna zżerało mnie od środka. Był przykrywką dla niepewności, pustki, dla poszukiwania swojego miejsca na świecie, nawet jeśli wydawało mi się, że dla mnie takowe nigdy nie powstało.
- Na pewno trafne. Myślę, że każdy, kto wciąga się w hazard, jakkolwiek by próbował się nie oszukiwać, wie, że to jedynie ucieczka od prawdziwego życia. Jak każde uzależnienie, które daje nam radość. Podczas gry przeżywasz więcej emocji niż podczas całej reszty życia i to daje ci zgubne poczucie bycia żywym. Hazard porównałabym do płonącego domu, a wygraną do szklanki wody, którą próbujesz ugasić płomienie. Na twoich oczach płonie cały twój majątek, a ty, mimo że wiesz, że nic to nie da, wylewasz kolejne szklanki w nadziei, że to choć trochę pomoże. Problem w tym, że nie pomaga i nim się obejrzysz, z twojego domu zostanie tylko garstka popiołu.
- Myślała pani kiedyś o byciu poetką? - zapytałem z delikatnym rozbawieniem, upijając łyk alkoholu, o którym chwilę temu rozmawialiśmy. Napój ten, mimo otumanienia, jakie wywoływał, niezwykle umilał mi rozgrywkę. Był niczym kakao do i tak już słodkiego ciasta.
- Nie, ale byłam kiedyś nauczycielką. Wymyślałam dzieciakom rymowanki. To prawie jak bycie poetką, czyż nie? - zaśmiała się znowu. Mimo że na oko miała dobre czterdzieści lat, wydawała się dość żwawa i pełna wigoru.
- No tak. - na moją twarz wstąpił półuśmiech. - Jakim cudem nauczycielka wylądowała w takim miejscu?
- Rozwiodła się z mężem, który ją zdradzał, nabrała potem kredytów i finalnie uznała, że nie ma już nic do stracenia, więc postanowiła wszystko pieprzyć i oddać się uciesze płynącej z hazardu. A ty? Nie wyglądasz na starego desperata, który przegrywa swoje ostatnie pieniądze. Wręcz przeciwnie, całe życie przed tobą. - stwierdziła, mrużąc oczy, jakby chciała wyczytać z mojej postawy odpowiedź na swoje pytanie.
- Cóż, może ja też nie mam nic do stracenia? Wiek nie ma tu nic do rzeczy. W pewnym momencie jedynie stwierdzasz, że istniejesz, ale nie widzisz sensu swojego istnienia. To wszystko.
- To dość smutne, szczególnie u tak młodych ludzi. Tyle że ja chyba nie mam prawa wypowiadać się na ten temat, w końcu oboje wybraliśmy życie, jakie obecnie prowadzimy. To prywatny wybór, który należy tylko do jednej osoby, nawet jeśli jest błędny. Powiedz, jak się nazywasz? O ile oczywiście mogę wiedzieć.
- Sebastian. Sebastian Michaelis. - odpowiedziałem bez wahania. Nie miałem sławy w tym świecie, co za tym idzie, nie ukrywałem swojej tożsamości. Często wygrywałem, jednak wpadałem do kasyn w tak dużych odstępach czasowych, że mogłem być co najwyżej legendą opowiadaną przez starych wyjadaczy.
- A więc, Sebastianie. - powiedziała z ledwie widocznym uśmiechem. Dostrzegłem, że szminka jej się lekko rozmazała, co jednak tej konkretnej kobiecie dodawało jedynie animuszu. - Wygląda na to, że oboje trochę zbłądziliśmy. Ja jednak naprawdę nie mam już nic do stracenia ani zyskania, ty za to wciąż możesz dokonać wielkich rzeczy. Możesz żyć tak, jak chcesz, z kim chcesz, w jakiej tylko rzeczywistości sobie wymarzysz. Rozumiem, że to hazard kochasz i nie dziwię ci się, bo to bardzo wygodne. To nie boli tak, jak mierzenie się z rzeczywistością, ale i ty kiedyś zechcesz zejść na ziemię. Gdy tak się stanie, zdziwisz się, bo nagle okaże się, że jesteś w tym ogromnym świecie bardzo samotny.
Samotność. Słodko-gorzkie słowo smakujące zawodem, tęsknotą i porankami, w których wewnętrzny głos odbija się od pustych ścian umysłu, od dawna zniewolonego przez trawiący smutek. Samotność to stan szczególnego odcięcia się od świata, w którym nie ma już nic, co mogłoby nas cieszyć. Samotność to jedno z tych uczuć, którego nienawidzisz najbardziej, bo zdajesz sobie sprawę, że nie możesz mieć wszystkiego, a pieniądze z hazardu znaczą tyle, co nic. Byłem niezwykle samotny i zdawałem sobie z tego sprawę, ale nie chciałem przy tym niczego zmieniać. Pragnąłem po prostu żyć po tylu latach, które, wydawać by się mogło, spędziłem w niewoli pod okiem okropnych rodziców. Chciałem żyć, nie zdając sobie sprawy, że każdego dnia umierałem po kawałku. I że to już chyba niemożliwy do zatrzymania proces.
Witam moje jelonki. Przyszła jesień, a wraz z nią niezwykła senność. Serio, nie pogardziłabym obecnie życiem składającym się z dziesięciu godzin snu i godzinki zwykłego życia, a potem ponownie snu. Zbieram się jednak do kupy, pochłaniam herbatę w masowej ilości i piszę wam rozdzialiki ;)
PS z czasu sprawdzania: Strasznie śmiesznie czyta mi się tę książkę, która w dużej mierze dąży do uświadomienia bohaterom potęgi miłości i jej wagi w życiu człowieka. Sama mam zdanie diametralnie inne niż mężczyzna z poprzedniego rozdziału czy kobieta pojawiająca się w tym. Jestem absolutnym samotnikiem, który miłość uważa za jedną z wartości dodatkowych do życia, a nie coś, co stawia się na piedestale. Mam przez to wrażenie jakby Poker Face to były wypociny mojego alter ego lub jakby moja młodsza wersja robiła sobie żarty z samej siebie.
CZYTASZ
POKER FACE || SEBACIEL
FanfictionŚwiat hazardu rządzi się swoimi prawami. Grasz, aby wygrać, choć nieraz przegrywasz. Pojęcie przegranej jest jednak obce Cielowi, który w zaledwie kilka tygodni stał się żywą legendą. Jest tak do dnia, w którym w drzwiach kasyna nie zjawia się pewie...