Rozdział XVI

847 75 14
                                    


Zimny wiatr mierzwił jego włosy. Lodowaty powiew z otwartego na oścież okna, na którego parapecie siedział, otulał jego ciało, wywołując gęsią skórkę. Patrzył dwukolorowymi oczami na zaniedbany ogród i słońce, które nieśmiało wychylało się zza horyzontu. Zanim w jego głowie rozwinęła się myśl, aby wyjść z domu na zielony trawnik i poczuć trawę pod bosymi stopami, w słuchawce na nowo odezwał się dobrze mu znany głos.

- Kiedy wracasz? - pytanie odbiło się echem w jego głowie i wywołało częsty u niego w ostatnim czasie zastój.

- Chyba już za późno, żebyśmy zobaczyli się przed końcem wakacji. - chwila ciszy, przesycona niepokojem o reakcję blondyna. - Mam kilka... Spraw do załatwienia.

- Spraw? Znowu hazard? - zapytał z lekką naganą w głosie. Ciel usłyszał przy tym krótki szelest, a potem pstryk zapalniczki. Był pewien, że blondyn jak zawsze zapalił papierosa do porannej kawy.

- Nie, nie hazard. Raczej coś bardzo dalekiego od hazardu. W Londynie. - w słuchawce znów zapadła cisza. Jedynie w tle słychać było tykanie zegara i świst wiatru.

Może Alois stał na balkonie? Z papierosem i poranną kawą. Cielowi nie przeszło nawet przez myśl, że ten nie miał przecież balkonu w swojej małej kawalerce na przedmieściach Vegas.

- Trochę tu smutno bez ciebie. - przyznał po chwili Alois, ubarwiając słowa autentyczną tęsknotą. Być może miał żal, ale nie do przyjaciela, bo wiedział, że ten załatwia coś bardzo ważnego. Przynajmniej młody Phantomhive wolał myśleć w ten sposób. Nie chciał, aby przyjaciel poczuł się dotknięty tym nagłym zrzuceniem na dalszy plan.

- Wiem, Alois. Obiecuję, że zobaczymy się, kiedy tylko wrócę do Las Vegas. Tęskni mi się za tobą. - wyznał, tłamsząc w sobie chęć, aby samemu zapalić. Rzecz jasna nie uwolnił się jeszcze całkowicie, aż nazbyt często miał chętkę na nikotynę.

- Mi za tobą też. Ale spokojnie, przecież kiedyś na pewno się zobaczymy. - młodszy czuł, jak blondyn uśmiecha się i widział to oczami swojej wyobraźni.

Naprawdę tęskno mu było za jedynym przyjacielem. Za nocami spędzonymi na włóczeniu się po mieście, wieczorach w kasynie, rozmowach o wszystkim i o niczym, przeplatanych smutkiem i żalem. Oboje znaleźli się w życiu utkanym z kłamstw dotyczących dorosłości i lęku przed tym, co może się stać, jeśli choć na chwilę pozbędą się tej otoczki. Co się wydarzy, jeśli spróbują żyć inaczej. W pewnym momencie usłyszał gdzieś w otoczeniu przyjaciela męski głos, wypowiadający spokojnie znajome Phantomhive'owi imię. Alois. Alois, wypowiedziane miękko i przyjaźnie, po którym wybrzmiało jeszcze kilka innych słów w podobnym tonie.

- Może zadzwonię później? - zaproponował, słysząc, że Trancy cicho odpowiada towarzyszowi.

- Tak, to chyba dobry pomysł. - zgodził się nastolatek po drugiej stronie. - Do zobaczenia, Ciel. Miejmy nadzieję, że za niedługo.

Sekundę później rozbrzmiał dźwięk przerywanego połączenia. Ciel wyłączył telefon, przez co jedynym źródłem światła było słońce, które nie przebyło nawet połowy wędrówki po niebie. Zamknął oczy i poczuł, jak powoli schodzi z niego napięcie, a myśli zaczynają swobodnie błądzić po zakamarkach jego głowy. Tych złych zakamarkach. Po skarbnicy obaw i lęków. Jednak zanim zdążył się wystarczająco zaniepokoić, poczuł na swoim ramieniu znajomą, ciepłą dłoń.

- Zimno jest. Wstawaj, bo się przeziębisz. - upomniał Sebastian i złapał go za rękę, pomagając zejść z parapetu.

Brunet pomagał mu stanąć na nogi, Alois tymczasem nie miał nikogo takiego. Ciel bał się, że nikt taki nie pojawi się już w życiu jego przyjaciela. Nie zastanawiał się nawet chwili nad tym nieszczęsnym balkonem, którego Alois nie miał w swoim mieszkaniu, a na którym najprawdopodobniej z nim rozmawiał. Nie myślał też o tym, że przecież jego przyjaciel poranną kawę pił o siódmej, a nie o piątej. Tak samo, jak przez myśl nie przeszło mu, aby zacząć rozwodzić się nad męskim głosem, który słyszał w tle. Sebastian zaoferował mu, że zrobi naleśniki na śniadanie i to całkowicie zakłóciło wszelkie rozważania na ten temat. Nawet te, że wie o Aloisie znacznie mniej, niż mu się zdaje i że ktoś już wyciągnął do niego dłoń z ofertą pomocy, a jego przyjaciel już dawno ją przyjął.

***

Tkwiłem na szkolnym boisku, co chwilę zerkając na zegarek ciasno opinający mój nadgarstek. Srebro paska i diamenciki na tarczy połyskiwały w świetle słońca, które pierwszego września raziło w oczy. Minuty wydawały się wlec w nieskończoność. Stałem w tym upale, czując, że przylepia mi się do karku kołnierzyk koszuli, którą moja matka starannie wyprasowała wczorajszego wieczoru. Poluzowałem dyskretnie wilgotny fragment ubrania, nie chcąc odstawać od grupy chłopców stojących przede mną. Ustawili się w równych rzędach i trwali nieruchomo niczym roboty, ubrane w ten sam elegancki strój bez ani jednego zagniecenia. Czy oni nie czuli jak tu gorąco!? Czy nie mieli ochoty uciec z placu apelowego, gnając daleko, być może aż do lasu?

Wyobraziłem sobie spokojny spacer leśną ścieżką, delikatny szum liści poruszanych przez wiatr. Zatopiłem się w tym niewinnym marzeniu, obserwując rodziców, którzy ustawili się za uczniami w podobnie dbałych rzędach. Niektórym pot spływał po czołach, a mimo to wciąż stali z grobowym wyrazem twarzy. Jedynie u niektórych widać było lekki uśmiech. Tym właśnie uśmiechem wyrażali bardziej pychę i wyższość niż dumę ze swoich latorośli. Ile bym dał, aby być gdzieś indziej. Od trzech lat co roku przeżywałem tę samą męczarnię, od czasu kiedy w wieku siedmiu lat zacząłem edukację w szkole podstawowej. Najpierw uroczyste przywitanie, a potem prawdziwe piekło, przez które brnąłem w trakcie tych kilku miesięcy nauki. Najbardziej elitarna szkoła w Nowym Jorku nieraz stawiała przed swoimi uczniami wysokie wymagania. Czasami za wysokie.

- Trzeba będzie dokupić buty do tańca. W tym roku mają mieć zajęcia z towarzyskiego. To chyba nowość. - matka trajkotała na przednim siedzeniu samochodu, którego karoseria lśniła prawdopodobnie równie mocno co mój zegarek.

- Nowość, ale jaka dobra! To przydatna umiejętność, a za pieniądze, które dostają za semestr od każdego z uczniów, już dawno powinni zatrudnić najlepszego nauczyciela. Być może dzięki temu Sebastian nie będzie stał jak ten kołek na wszystkich bankietach. - powiedział ojciec, nie zważając na to, że wspomniany Sebastian siedzi z tyłu i bacznie przysłuchuje się rozmowie.

Mimo wszystko nie czułem się urażony, przyzwyczaiłem się. Po czasie idzie przywyknąć, że nikt nie bierze pod uwagę naszych uczuć i zdania. Po prostu zignorowałem ich gadanie i myślami wróciłem do lasu. Wyobraziłem sobie, że siadam pod jednym z drzew i zamykam oczy, wsłuchując się w szum rzeki płynącej niedaleko i sarny przemykającej gdzieś w zaroślach. A może i tańczę pomiędzy drzewami, ale po swojemu. Tylko po swojemu. Wyobrażałem sobie las, w którym w końcu mógłbym być wolny.


Otworzył oczy, przez chwilę analizując miejsce, w którym się znalazł. Jak się okazało, była to kanapa w znajdującej się w Londynie rezydencji. Do nowego Nowego Jorku czekałaby go długa droga. Zresztą, obecnie na pewno miał więcej niż dziesięć lat.

Wyprostował się i skrzywił z bólu. Jak się okazało, spanie w półsiedzącej pozycji nie było dobrym pomysłem. Po chwili jednak dostrzegł, że nie była to tylko jego inicjatywa. Gdy spojrzał w bok, zobaczył na swoim ramieniu Ciela. Na kolanach młodego Phantomhive'a znajdował się natomiast stos papierów, które najwyraźniej przeglądał, nim nie zmorzył go sen. Kartki ze stosu, który trzymał wcześniej brunet, leżały na ziemi. Zapewne wypadły mu z rąk, kiedy zasnął.

Rozsądnym krokiem byłoby schylenie się i pozbieranie ich, jednak w tym momencie umysł mężczyzny nie znajdował logicznych wyjść z obecnej sytuacji. Jego myśli błądziły po lesie, szkole, a wzrok po tarczy zegarka, który przetrwał z nim po dziś dzień. Mimo upływu lat wciąż był w nienaruszonym stanie. Na pozór bezgłośnie odmierzał czas, co sekundę przesuwając większą wskazówkę. To go uspokoiło. Na dobre uświadomił sobie, że już od wielu lat nie jest tamtym bezbronnym chłopcem, który czasami nawiedzał go w koszmarach.


Witam moje jelonki. Rozdziału dawno nie było, ale wracam i to z nową przemyślaną koncepcją. Zajmiemy się trochę Sebastianem, aby potem dobrze rozwinąć i wyjaśnić cechy osobowości zarówno jednego, jak i drugiego bohatera. Mam nadzieję, że rozdzialik się podobał i do następnego <3

PS z czasu sprawdzania: Jak tak teraz myślę, szpetny musiał być taki zegarek. Szczególnie noszony do dresów i innych równie ''eleganckich'' stylizacji, które Sebastian ubierał.

POKER FACE || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz