Rozdział XIII

1K 103 48
                                    


Ciel stał przed drzwiami swojego mieszkania, z mieszanymi uczuciami patrząc na tabliczkę z ich numerem. Tkwił tak przez dłuższą chwilę, obracając w dłoni pęk kluczy, jakby się nad czymś zastanawiał. Wreszcie westchnął, wsadził jeden w zamek i przekręcił. W akompaniamencie charakterystycznego szmeru drzwi do jego małego królestwa stanęły otworem.

Chłopak wszedł do środka, czując, jak mdłe stało się powietrze po tylu dniach bez otwierania okien. Szafki przez ten czas pokryły się cienką warstwą kurzu, a jogurty w lodówce najpewniej nie były już zdatne do spożycia. Rozglądając się po wnętrzu, przejechał dłonią po szafce w przedpokoju, wzniecając tym samym tuman kurzu. Kichnął, a potem zakrył usta dłonią i popędził do najbliższego okna. Uchylił jedno z jego skrzydeł i wychylił się, delektując łapczywie świeżym powietrzem. Kiedyś było u niego podejrzenie astmy, do tego miał alergię na koty. Wiedział, że kurz również mu nie służył.

Kiedy opanował oddech, odsunął się od okna. Zostawił je jednak otwarte, żeby mieszkanie trochę się przewietrzyło. Jego kąt nie był ekskluzywny. Zewsząd straszyły poplamione ściany, porysowana podłoga i stare okna. Nie wyglądało to jak miejsce zamieszkania kogoś z jego ''zarobkami''. Za pieniądze z hazardu mógłby mieć ekskluzywny apartament, a może i willę z basenem. Ta rudera była jednak miejscem, w którym mógł się ukryć. Zniknąć przed całym światem, zagłębić się w swoje myśli przy kieliszku dobrego alkoholu i słabej komedii romantycznej. To mieszkanie było niczym jego osobowość. Latami ludzie ją niszczyli, aż stała się wrakiem tak jak to urokliwe niegdyś miejsce.

- No i gdzie wy jesteście. - mruczał sam do siebie, grzebiąc pod łóżkiem.

Po chwili wyciągnął podniszczoną, brązową walizkę. Jej zawartość zapieczętowana była zamkiem. Wiedział, że było to słabe zabezpieczenie, jednak nie był tak zakochany w pieniądzach, aby montować w mieszkaniu sejf. Wydobył spod koszuli srebrny klucz średnich rozmiarów i już po chwili uchylił stare, skrzypiące wieko. Jego oczom momentalnie ukazały się pieniądze, całe stosy zielonych dolarów. Ułożone rzędami banknoty cieszyły oko, u niejednego wzniecając podziw, rozmarzenie, a nazbyt często chciwość. Z twarzy Ciela wyczytać można było co najwyżej zmęczenie i chorobliwą ochotę na sen.

Zdjął z ramienia mały, czarny plecak i wrzucił do niego kilka plików gotówki. Potem podszedł do szafy i zabrał trochę swoich ubrań. Kiedy jednak chciał opuścić mieszkanie, przypomniał sobie o pewnej ważnej rzeczy. Skierował kroki do salonu, ze zdegustowaniem oglądając wystrój, o którym zdążył już trochę zapomnieć. Meble za grosz do siebie nie pasowały. Widać było, że każdy element wyposażenia jest częścią innego wnętrza. Najbardziej nie pasował chyba szklany, niebieski wazon z uschniętym bukietem białych róż w swoim wnętrzu. Na jego widok w sercu chłopaka pojawiła się iskierka ciepła, a z ust uleciało cichutkie, rozmarzone westchnięcie. Te kwiaty kojarzyły mu się z dzieciństwem, czasem, kiedy cały ogród rodzinnego domu tonął w bieli.

Szybko otrząsnął się ze wspomnień i podszedł bliżej, wyjmując uschnięte róże. Bardziej interesowało go naczynie, które wywrócił na drugą stronę, dzięki czemu z wnętrza wypadł klucz. Srebrny przedmiot uderzył o stół z cichym brzdękiem, Ciel tymczasem odstawił wazon na miejsce, na powrót umieszczając w nim kwiaty. Nim opuścił dom, umieścił klucz obok tego do walizki, przez chwilę wpatrując się w herb rodu Phantomhive wyrzeźbiony w górnej części przedmiotu.

***

Droga powrotna zajęła mu mniej czasu, niż z początku zakładał. Pogrążony w myślach, ze słuchawkami w uszach, nie czuł kilometrów, które przeszedł. Wyjątkowo nie skorzystał z taksówki ani komunikacji miejskiej, potrzebował spaceru. Wszedł do mieszkania Sebastiana i zdjął buty, po czym udał się do salonu. Zastał tam bruneta zajętego oglądanie jakiegoś teleturnieju w towarzystwie żelek i kubka chłodnej już herbaty.

- Jestem. - rzekł zmęczony, przysiadając się.

Phantomhive szybko odkrył różnice w ich sposobie bycia. Kiedy dla niego chodzenie w koszuli i garniturowych spodniach było codziennością i czymś oczywistym, Michaelis przy każdej możliwej okazji ubierał się w typowo domowe ciuchy. Nie zaprzątał też sobie głowy wieloma rzeczami, które martwiły Ciela. Do wszystkiego podchodził z dystansem i opanowaniem, podczas gdy młody hazardzista myślał, że nie starczy mu czasu na odpowiednie przejęcie się wszystkimi ważnymi kwestiami. Postronny obserwator mógłby stwierdzić, że zamienili się wiekiem. Że to w ciele Sebastiana siedzi szalejący i beztroski nastolatek, a Ciel jest w rzeczywistości trzeźwo patrzącym na świat dorosłym.

- Mam sprawę. - odezwał się z trudem, koncentrując wzrok na mężczyźnie.

- Jaką? - brunet odwzajemnił spojrzenie, podsuwając mu przy tym miskę z łakociami.

- Na początku musisz mi obiecać, że się zgodzisz. - zażądał, chętnie biorąc kilka żelków.

Jeśli kiedykolwiek chciał wyjść na prostą, musiał ogarnąć swoją przeszłość. Pojechać tam, gdzie jego noga nie stanęła od kilku lat. Miał w tamtym miejscu i co ważniejsze w tamtym mieście kilka spraw do załatwienia. Interesów, dzięki którym stanie się tym, kim był, zanim jego życie zaczęło się walić.

- Naprawdę muszę? - zapytał zrezygnowany, odkładając miskę z powrotem na ławę. - Jeśli chcesz mnie namówić na alkohol albo fajki, to nie masz na co liczyć, mały.

- Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie w podobny sposób, obiecuję, że w najbliższych dniach ulegniesz jakiemuś porządnemu wypadkowi. - warknął poirytowany, sztyletując starszego wzrokiem.

- Dobrze już, dobrze. Co chciałeś, malutki? - zapytał, uśmiechając się bezczelnie. Dostrzegł, że potrafi doprowadzić współlokatora do białej gorączki i chętnie to wykorzystywał.

- Nie mam do ciebie siły. - młodzieniec potarł nasadę nosa, po czym nieoczekiwanie złapał bruneta za przód bluzy i zmusił, by ten podniósł się do siadu. Tkwili przez to naprzeciw siebie. - Obiecaj, że zgodzisz się na to, co za chwilę oznajmię.

Nie puszczał jego ubrania. Czerwone tęczówki przenosiły się z drobnych, bladych rąk do oczu, w których tlił się waleczny żar i jednocześnie niepewność. Mężczyzna szybko doszedł do wniosku, że to na tyle pilna sprawa, że nie ma innego wyjścia niż przystać na ten warunek.

- Dobrze. Obiecuję. Zgodzę się na wszystko, czego będziesz chciał. - przyrzekł ze spokojnym uśmiechem, wciąż wlepiając wzrok w nieco jeszcze dziecięcą twarzyczkę. Wręcz jeszcze bardziej się jej przyglądał.

Dostrzegł ulgę, jaką spowodowała jego obietnica i zwycięski uśmieszek, który wykwitł na ustach Ciela po tym oświadczeniu. Chłopak również uważnie mu się przyglądał, jakby w celu weryfikacji czy może wierzyć w to zapewnienie. Kiedy uznał, że deklaracja była szczera, odetchnął po raz ostatni i po raz pierwszy powiedział na głos to, co planował w ostatnim czasie.

- Pomieszkamy miesiąc w Londynie.


Witam moje jelonki. Mam straszny brak weny, tempo troszkę przez to zwolniło, ale nie poddaję się! Oddaję w wasze rączki nowy rozdział, mając przy tym nadzieję, że się podoba ^^

POKER FACE || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz