♤52♤

1K 144 151
                                    

Przystanął dopiero, kiedy znalazł się pod drzwiami własnego mieszkania. Wiele osób, które mijał po drodze przypatrywała mu się ciekawskim, a może nawet lekko litościwym spojrzeniem. Nic dziwnego, w końcu wyglądał żałośnie. I właśnie taki był. 

Oprócz tego, czuł się jak skończony idiota. Tylko tym razem taki prawdziwy, kompletny idiota, który przez cały czas wierzył w coś, czego najwidoczniej nie było. I nawet teraz łudził się, że jednak cząstka z tego wszystkiego była prawdą. 

Nie miał siły nawet na wyciągnięcie kluczy z kieszeni. Łapczywie chwytając powietrze, oparł się o framugę drzwi. Łzy pod jego powiekami zaczęły w szybkim tempie wypływać, mocząc jego do tej pory prawie całkiem suche policzki. Nie obchodziło go to, nawet jeśli niczego już nie widział. Miał ochotę wypłakać z siebie wszystko, ale nie ważne jak długo to robił, nie przynosiło mu to żadnej ulgi. Płacz, w połączeniu z jego niemiarowym, głośnym oddechem pomału zamienił się w szloch. Taeyong powoli osunął się po zimnych drzwiach, upadając na podłogę. Nie przyszło mu na myśl, żeby się z niej podnosić. Przyłożył sobie jedynie dłonie do klatki piersiowej, kurczowo ją ściskając. Coś w środku bardzo mocno go kuło. 

Skłamie, jeśli powie, że nigdy się tego nie bał. Kilka razy rzez jego myśli przebiegł niemal identyczny scenariusz, gdzie Jaehyun, jego usta, włosy i ramiona wcale nie należały do niego. Zabrał je Johnny, traktując wszystko jak swoją własność, bo był jego pierwszą miłością, przewyższającą Taeyonga pod każdym aspektem. Ale przez łagodne słowa blondyna, mącące jego umysł nawet w tej chwili, odepchnął ją na bok, prawie całkowicie mu ufając. Teraz już wiedział, że był głupi. Widział to na własne oczy, czy potrzebował czegoś więcej? 

Talia Jaehyuna, beztrosko obejmowana przez dłonie Johnnego, ich usta, które nie chciały się od siebie oderwać, jakby chłopak kompletnie zapomniał, że kiedyś nienawidził blondyna.

To właśnie chciał mu ostatnio powiedzieć? To była ta wiadomość?

Na wspomnienie tego obrazu, usta Taeyonga opuścił żałosny jęk. Nienawidził go. Z całego serca nienawidził go za to, że przez cały ten czas poświęcał mu uwagę tylko po to, by przy pierwszej okazji odwrócić się do osoby, która kiedyś go zraniła. Brunet musiał mieć naprawdę małą wartość, skoro w wypadku Johnnego wystarczyły jedynie przeprosiny. Nawet nie chciał wiedzieć, co jeszcze działo się, kiedy go nie było.

Nigdy nie potrafił wyobrazić sobie tego bólu, który teraz opanował całe jego ciało, trzęsąc nim lekko. Doyoung? To tylko mała zazdrość. Teraz przeżywał coś całkiem innego i miał ochotę nakrzyczeć na samego siebie, ponieważ wierzył w każde "kocham cię", żeby na końcu poznać, jak fałszywe było to wszystko. Nienawidził Jaehyuna. Piękne rzeczy, które pokazywał, stany, w które go wprawiał, wszystkie tylko po to, żeby sam mógł zapomnieć. Ale najwidoczniej Taeyong wcale się nie spisał. 

Minuty mijały, a jego pozycja w ogóle się nie zmieniła. Jedynie szloch ucichł, chociaż z jego zamkniętych oczu wciąż wypływały łzy. Dokładnie w tym samym tempie, co wcześniej.  Wewnątrz dalej bił się z myślami, na przemian obwiniając siebie i blondyna. Jego palce wciąż drżały, a nogi sprawiały wrażenie niczego wartej waty, przez co bał się nawet próbować wstać. Skupił się tylko na równym oddechu. 

Nagle, coś w jego kieszeni zaczęło wibrować, wydając z siebie przy tym strasznie głośny i irytujący dźwięk. Taeyong, ledwo władnymi dłońmi wyciągnął telefon, żeby ujrzeć na jego ekranie wielki napis. 

Jae

Parsknął cicho.
Czy potrzebował, żeby teraz mówił mu cokolwiek? 

Jeśli to możliwe, w ogóle nie chciał z nim rozmawiać. W ogóle nie chciał go widzieć, nie chciał czuć się bardziej żałośnie niż teraz. Naprawdę mógł sobie tego oszczędzić. 

Find Love, Find MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz