Usłyszałam cichy brzęk. To była moja różdżka, ktoś właśnie odłożył moją różdżkę na miejsce. To on ją wziął. Stałam przed trudnym dylematem, ujawnić się lub nie. Stwierdziłam, że jednak tego nie zrobię. Gdyby był to Dippet lub inny nauczyciel wyszło by bardzo niezręcznie. Gdyby był to jakiś uczeń, mógłby szantażować mnie zaskarżeniem jakich czarów używam. Gdyby był to ktokolwiek inny również byłoby źle.Jedyną osobą, z którą chciałam rozmawiać w tym momencie był Dumbledore. Ale Dumbledore nie chodzi w ten sposób.
Dumbledore o wiele głośniej tupie nogami i robi to znacznie wolniej. Nie mogłam się odwrócić, nie miałam innego wyjścia.Leżałam jak długa i starałam jak najbardziej opanować drżenie, aby wyglądać naturalnie. On wciąż nade mną stał. Tak bardzo byłam ciekawa kto to jest, lecz nie mogłam się dowiedzieć.
Poczułam ciepły oddech na mojej szyi i o mało co nie odskoczyłam, a przynajmniej tak było w moich myślach. W rzeczywistości leżałam jak słup i nie drgnęłam nawet odrobinę.
Byłam przerażona, ktoś zabrał moją różdżkę, prawdopodobnie przejrzał ją i teraz wrócił tu i nie dość, że stoi tu od paru dobrych minut to jeszcze zbliżył się na niebezpieczną odległość.
Chciał mnie powąchać? To było chore.Ustaliłam jedno, skoro osoba, która przyszła tutaj, jest osobą, która wzięła moją różdżkę, to pani Geend za pewne będzie znała odpowiedź kim ona jest.
To była moja jedyna nadzieja.
Obudziłam się o jedenastej. Skrzydło szpitalne było jak zwykle nieskazitelnie czyste. Nie było w nim nikogo poza panią Geend i mną rzecz jasna. Ból głowy był znacznie słabszy co było dla mnie prawdziwym błogosławieństwem. Jeżeli była taka możliwość to już dzisiaj chciałam wrócić do dormitorium. Nie mogłam odpuszczać sobie lekcji, musiałam uczyć się na SUMy. Musiałam jak najszybciej stąd wyjść.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, a pani Geend widząc to, podeszła do mojego łóżka. - Jak się czujesz? Głowa cię jeszcze boli? - Zapytała z lekką troską i spojrzała na kołdrę. - A noga?
- Wszystko jest w porządku. - Powiedziałam i podwinęłam kołdrę. Noga nie wyglądała najlepiej. Co prawda krew już nie leciała, lecz rana była lekko żółtawa co pogarszało jej stan. Pani Geend, widząc ją odeszła od łóżka. Po chwili podeszła do niego ponownie tylko, że teraz z tacką lekarstw.
- Proszę to wypić. - Powiedziała i podała mi kubek z jakimś za pewne obrzydliwym wywarem.
- Mam nadzieje, że to nie jest znowu jakiś usypiający środek. - Powiedziałam i niepewnie złapałam za kubek. Pani G uśmiechnęła się i pokręciła głową.
Przystawiłam naczynie do ust i zdecydowanym ruchem połknęłam napój, był obrzydliwy. Czego się spodziewałam po eliksirach. - Co to jest? - Zapytałam i wykrzywiłam się.
- Eliksir błyskawicznie regenerujący. - Powiedziała i wskazała na moją nogę. Moja noga wyglądała jakby pod skórą chodziło pełno robaczków bardzo zagubionych i chodzących bez celu. Było to bardzo łaskoczące uczucie.
Po chwili noga wyglądała jak wcześniej, nie było na niej najmniejszego śladu po ranie. - Magia jest niesamowita. - Powiedziałam i spojrzałam na panią Geend.
- O ile czujesz się dobrze, myślę, że możesz już stąd zmiatać. - Powiedziała i zaczęła odchodzić.
- Proszę pani, chciałabym coś wiedzieć. - Odparłam, zatrzymując ją tym samym i zrobiłam krótką przerwę. - Czy mogłaby mi pani powiedzieć kto tu był w czasie mojego pobytu?
Było tu bardzo dużo ludzi. - Odparła i odwróciła się do mnie. - Myślę, że nie jestem w stanie ci pomóc.
- Tu chodzi o kogoś kto mógł zachowywać się trochę...podejrzanie. - Oznajmiłam, nie wiedząc co kobieta sobie pomyśli o moim małym dochodzeniu.
- Podejrzanie? - Zapytała kobieta, a ja pokiwałam głową. Pani Geend westchnęła i zmrużyła oczy. - Nie licząc tej grupki, tak? - Zapytała, a ja ponownie pokiwałam głową. - Była tu taka młoda dziewczyna, ta blondynka.
- Ashley. - Stwierdziłam, a kobieta przytaknęła.
- Profesor Dumbledore. - Oznajmiła.
- Dumbledore? - Zapytałam bezpośrednio, zdziwiona, a ona pokiwała głową.
- Była tu też jakaś puchonka, to chyba Anna o ile się nie mylę. - Powiedziała, a ja przeanalizowałam to co powiedziała. - Była raczej w pokojowych zamiarach i przyniosła ci czekoladową żabę. - Powiedziała i wskazała na górę słodyczy, która znajdowała się na mojej szafce, dopiero teraz ją zauważyłam. - Był też pan Riddle, był tu dosyć długo...
- Riddle tu był? - Zapytałam i wytrzeszczyłam oczy.
- Tak, to bardzo dobry chłopiec i bardzo...
- Dziękuję pani. - Przerwałam jej i natychmiast wybiegłam z pomieszczenia, zostawiając kobietę w osłupieniu.
Byłam wściekła, cokolwiek planował zrobić ten podły ślizgon nie było w porządku i do tego za pewne wie o mnie i tym co wyprawiam, więcej niż bym tego chciała.
Lekcja akurat się skończyła, więc pognałam w stronę sali do wróżbiarstwa, w której mieliśmy przed chwilą lekcje wraz ze Slytherinem. Jeszcze nie myślałam co chcę wygranąć chłopakowi, lecz nie wiele myśląc po prostu szłam, w tamtą stronę. Wstąpiłam na długie kręte schody i zobaczyłam go. Jak zwykle szedł w towarzystwie swoich osiłków co niezbyt działało mi na rękę, lecz to mnie nie powstrzymało.
Zauważył mnie dopiero kiedy stałam przed nim i wyglądał jakby się mnie spodziewał od dawna. Jego ochroniarze natychmiast zadziałali i podnieśli mnie pod ramiona, co wydało mi się najbardziej irytującą rzeczą na świecie.
- Zostawcie mnie wy...
- Puśćcie ją. - Rozkazał Riddle, a oni natychmiast odstawili mnie na ziemię. - Spotkamy się w lochach. - Powiedział chłopak i posłał im mroźny wzrok. Ślizgoni przeszli obok mnie, a ja posłałam im sceptyczny wzrok, a potem przeniosłam go na Riddle'a i spoważniałam.
- W co ty pogrywasz? - Rzuciłam wrednie i zmrużyłam oczy.
Chłopak prychnął z pogardą. - Ja? Nie wiem o czym mówisz.
- Nie zgrywaj idioty. - Powiedziałam z uśmiechem i podeszłam bliżej. - Po co wziąłeś moją różdżkę?
- Jesteś mistrzynią podziękowań. - Powiedział i rzucił mi zdegustowane spojrzenie.
- Co? - Zapytałam oburzona i zmarszczyłam brwi. Jak mnie irytowało, że on ciągle unika odpowiedzi.
- Gdyby nie ja, nie żyła byś . - Powiedział i posłał mi kpiący uśmiech. - Więc należy mi się szacunek. - Odparł, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
- A czy ja prosiłam o ratunek?
Chłopak przybrał beznamiętny wyraz twarzy.
- Jeżeli nie pasuje ci moja wola, idź się wykończyć i daj mi spokój. - Powiedział i wyminął mnie. - A i Walke. - Powiedział, a ja odwróciłam się w jego stronę. - Wiem, że wtedy nie spałaś. - Powiedział i zaczął ponownie podążać w kierunku lochów.
Stałam tam i nie wiedziałam co ze sobą począć.
CZYTASZ
Hold Your Breath - Tom Riddle
RomanceMoje oczy utkwione były w głębokiej toni wody, w której dopatrzyć się mogłam wszystkiego czego chciałam. Moje uszy wsłuchane były we wiatr, który świszczał mi do ucha, jak uwielbia bawić się moimi włosami. W moim sercu panował ogień, potężny żar, kt...