#22 Tak jak ja, lecz inaczej

608 41 2
                                    

Dwudziesta druga trzydzieści. - Pora ruszać. - Mruknęłam cicho i wstałam z kanapy. Na dzisiejszą schadzkę nie miałam najmniejszej ochoty. Zazwyczaj jak miałam się spotkać z Riddle'm to byłam przynajmniej ciekawa tego co ma mi do powiedzenia. Tym razem byłam znużona i chciałam iść prosto do łóżka. Nie do mnie należał niestety wybór. Znaczy... Należał ale coś mi mówiło, że jednak nie do końca.

- A ty dokąd? - Usłyszałam za sobą, więc odwróciłam się powoli w tamtą stronę.
Wcale się nie zdziwiłam jak ujrzałam tam chłopaka, który zawsze mnie kontroluje i chroni przed wszystkim. To była kolejna osoba, od której nie mogłam być niezależna.

- Andy. - Powiedziałam cicho i wywróciłam oczami w duchu. Chłopak był jak mój starszy brat. Chciałam gdzieś się wymknąć w nocy? Nie. Nie. Nie. Kończyło się to zatrzymaniem i własnoręcznym odprowadzeniem do łóżka.

- Słuchaj nie wiem dokąd chcesz iść, ale już nie pójdziesz i dobrze o tym wiesz. - Odparł natychmiast i podszedł do mnie. - Poza tym muszę z tobą porozmawiać.

Wywróciłam oczami i przybrałam znudzony wyraz twarzy. - O co chodzi? - Zapytałam i usiadłam na kanapie. - Wysłucham cię tylko jak mnie puścisz. Muszę coś załatwić z Ermandą. - Skłamałam, a chłopak na dźwięk jej imienia lekko się spiął.

- Co do Ermandy... - Mruknął i również usiadł na kanapie.

- Podoba ci się, co? - Zapytałam, a on szybko skierował na mnie wzrok, który do tej pory tkwił w dywanie.

- Nie, absolutnie. - Zaprzeczył głośno i pokręciła głową.

- Ciszej, bo pół hogwartu tu zwołasz. - Poleciłam i również pokręciłam głową. Chłopak słynął ze swojej wybuchowości co nie było jego atutem.

Czarnoskóry westchnął i zmarszczył brwi.
- Chodzi o to, że ja na prawdę nie chciałem urazić w żaden sposób Ashley. Nie miałem pojęcia, że coś do mnie czuję. Czy coś. - Przyznał i spuścił głowę. - Dziewczyny myślą, że chłopacy widzą każdy ich znak, a tak naprawdę chłopacy nie widzą nic. Potrzebują jasnych znaków. Ja przez ten cały czas myślałem, że ona mnie nie cierpi. Wiesz tak to wyglądało. - Powiedział na jednym wdechu i oparł się o próg kanapy.

Westchnęłam i również odleciałam na kanapę, nie miałam pojęcia co myśleć. Co mogłam mu poradzić? Nic.

- A ty? - Zapytałam, a chłopak spojrzał na mnie i uniósł brwi. - Czujesz coś? - Zapytałam i położyłam rękę na jego dłoni. Andy chyba sam tego nie wiedział. Co prawda był mocno związany z dziewczyną, ale czy on coś czuł?

- Nie wiem. - Odparł i przymknął oczy.

Podobnie jak chłopak przymknęłam oczy i podnosiłam się do pozycji siedzącej. Na to wszystko rozwiązanie było chyba tylko jedno. - Uważam, że oboje potrzebujecie czasu. - Odparłam, a chłopak spojrzał na mnie jak na idiotkę. - Aby określić swoje uczucia oczywiście. Aby stwierdzić czy coś czujecie i co to jest. Nie możecie tak o stwierdzić, że to czujecie i ze sobą być. Musicie oboje to poczuć. Przyjdzie moment gdzie żadne z was kontrolować się nie będzie i...reszta może Ci się dzisiaj przyśni - Powiedziałam i pokiwałam głową. - To będzie miłość. - Dodałam i położyłam duży nacisk na wyraz ,,to".

Andy spojrzał na ziemię i pokiwał głową. - Masz rację. - Odparł i pokiwał głową, dając znak, że zgadza się ze mną w stu procentach.
Andy był wyjątkowo uczuciowy. Za każdym razem jak chodziło o relacje, on jako pierwszy przepraszał. Nie umiał za długo wytrzymać bez towarzystwa i każdy o tym wiedział.

Odsunęliśmy się od siebie i wstaliśmy z kanapy.

- Spisałaś się. - Przyznał chłopak i się zaśmiał. - Możesz iść. - Odparł i spojrzał na drzwi.

- Czuję się wykorzystana. - Powiedziałam i szybko zniknęłam w drzwiach, słysząc za sobą śmiech przyjaciela.

Teraz tylko sprawa Riddle'a i mogę iść spać. Spojrzałam na zegarek i mało oczy nie wyszły mi z orbit. Wydawało mi się, że minęło z dziesięć minut, a tym czasem minęły czterdzieści trzy.

Szybkim, lecz ostrożnym krokiem popędziłam schodami i już po chwili znajdowałam się w lochach. Podniosłam klapę i wślizgnęłam się w otwór w podłodze, następnie przeszłam przez mały i wąski korytarz i w mig stałam na trawie. Było tak zimno, a ja nie wzięłam nawet najmniejszego okrycia. Jestem idiotką.

Niedaleko mnie stał już Riddle, lecz był tyłem do mnie, więc nie mogłam zobaczyć jego wyrazu twarzy. Za pewne był obojętny. Jak zawsze.

- Spóźniłaś się. - Zganił mnie i odwrócił się w moją stronę. Na jego twarzy panował spokój zmieszany z pogardą. Coś nowego.

- Miałam ważną rozmowę o uczuciach. - Powiedziałam, a chłopak uniósł brwi. - Nieważne. - Skwitowałam i usiadłam na trawie. Była zimna jak lód, lecz nie dałam po sobie tego poznać i trwałam w siedzącej pozycji. - A więc po co tu jestem? - Zapytałam i spojrzałam na niego pytająco.
Nasze spotkania zaczynały być coraz dziwniejsze.

- Jesteś mordercą. - Wypalił, a ja spojrzałam na niego gwałtownie i zmarszczyłam brwi. I Kto to mówi ? Za pewne to zobaczył w mojej głowie. Było gorzej niż przypuszczałam.

- Tak jak ja. - Dodał i usiadł na trawie, obok mnie. Na jego gest odsunęłam się od niego trochę. Nie chciałam być tak blisko niego. Było to niekomfortowe i sprawiało, że czułam się uwiązana i zamknięta.

- Spokojnie. - Powiedział i zaśmiał się.

- Słuchaj Riddle nie wiem czego ty ode mnie oczekujesz, ale na pewno tego nie dostaniesz. - Powiedziałam i wypuściłam głośno powietrze. - Czy możemy po prostu o tym wszystkim zapomnieć? - Zapytałam, będąc przepełniona nową nadzieją. Ślizgon spojrzał na mnie beznamiętnie. Wątpiłam, że on się na to zgodzi, ale opcja była korzystna dla nas obojga. - Ja zapomnę o twoim morderstwie, a ty zapomnisz o moim. - Zaproponowałam. Chłopak przez chwilę milczał, jakby na poważnie zastanawiał się czy to nie będzie najlepsze wyjście, lecz po chwili zaśmiał się kpiąco i pokręcił głową.

- To nie wchodzi w grę. - Odparł, a moja cała nadzieja opadła. Oczywiście, że to nie wchodziło w grę, po co miałby to skończyć jak sam to zaczął?

Westchnęłam i zatopiłam się w myślach. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, a nawet chciałam wrócić do tego co było wcześniej. Dlaczego nie mogłam?

- Dziesięć lat. - Odparł nagle, a ja spojrzałam na niego i uniosłam brwi. Chłopak, widząc moją reakcję wywrócił oczami i wstał. - Tyle miałaś, kiedy to zrobiłaś po raz pierwszy. - Powiedział z kpiną i odszedł. Po prostu odszedł do cholery.

- Dziewięć - Przesłałam mu wiadomość na co zdawał się nie zareagować.

Po raz pierwszy? Jego słowa oznaczały, że wiedział o większej ilości zabójstw. To wszystko było tak cholernie nie sprawiedliwe. Czemu on zawsze był przede mną i wiedział więcej? Nie miałam pojęcia co teraz robić. Byłam w dołku.

Hold Your Breath - Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz