#31 Historia Lubi Zataczać Koło

470 26 3
                                    

Narrator

- Łapcie za miotły i lecimy. - Krzyknął Teodore. Było to jego ulubione hasło na rozpoczęcie treningu i każdy z drużyny dobrze o tym wiedział.

Clementine była już w powietrzu i czekała tylko niecierpliwie na rozpoczęcie treningu.

Od ostatniego wydarzenia była o wiele bardziej roztargniona. Nie śmiała się jak kiedyś, zawsze zapominała czy coś zrobiła i wszystko ją drażniło.
Nie była w komnacie od tamtego zdarzenia, ani razu więcej. Ferie świąteczne się zakończyły, a reszta uczniów wróciła do szkoły.

Tom'a Riddle'a unikała jak ognia, za to chłopak przyglądał jej się uważnie prawie przy każdej okazji.

Jedyne o czym ostatnio myślała Clementine było jej pochodzenie. Nie wiedziała o nim prawie nic co było prawdziwą udręką. Co jak co, ale o swojej rodzinie każdy powienien wiedzieć.

Przez ten cały mętlik w głowie dziewczyna nie potrafiła skupić się nawet na zwykłym treningu, który właśnie sam w sobie miał pomagać się skupić. Podrygiwała miotłą co i raz w górę, aby złapać znicz, który się z nią bawił. To było bez sensu. Clementine zatrzymała się w miejscu i po prostu zaczęła nieprzytomnym wzrokiem obserwować jak przebiega mecz.
Dzisiaj obie drużyny spisywały się wyjątkowo dobrze, każdy miał energię ducha i nastrój do gry i współzawodnictwa. Jedynie zagubiona gryfonka, która wisiała nad nimi zatracała się już w szaleństwie.

- Hej, co jest? - Rozległ się obok Clementine głos Ermandy, która właśnie podleciała do dziewczyny, widząc że coś nie do końca gra.

Clementine podniosła wzrok, a następnie ponownie go spuściła. - Dowiedziałam się ostatnio czegoś co niekoniecznie chciałam wiedzieć. - Odparła w końcu brunetka. Ermanda spuściła także wzrok za pewne, nie wiedząc co do końca odpowiedzieć.

Nie musiała nawet nic odpowiadać, ponieważ w tamtym momencie stało się coś dziwnego. Clementine jak gdyby nigdy nic popędziła do przodu, zostawiając tym samym zdezorientowaną ślizgonkę w tyle.

Szybko się jednak okazało, że to nie Clementine, a jej miotła. Jak zaczarowana, miotała się na różne strony.

Dziewczyna naprawdę walczyła, aby z niej nie spaść, ale łatwo nie było. Znajdowała się teraz sześćdziesiąt metrów nad ziemią.

Ścigacz trójka zrobił bardzo gwałtowny obrót, a Clementine zawisła dwoma rękami na miotle i patrzyła w dół.

Aby jej pomóc nie było szans, miotła miotała się tak niesamowicie gwałtownie, że nie było mowy o pomocy dziewczynie a nawet zbliżeniu się do niej. Poza tym większość z mioteł wyścigowych utrzymywała ciężar tylko jednej osoby.

Clementine nie miała nigdy lęku wysokości, a więc nie zamierzała mieć go teraz. Podciągnęła się na dwóch rękach i wskoczyła na miotłę opanowując ją trochę.

Gryfonka natychmiast pognała ku ziemi, aby sytuacja nie zdążyła się powtórzyć i żeby przede wszystkim nie spaść.

Miotła nie dawała za wygraną i próbowała wciąż strącić dziewczynę, lecz ta także nie zamierzała się poddać i walczyła z nią do upadłego.

Czterdzieści metrów...trzydzieści metrów... dwadzieścia metrów...

Clemetine była coraz bliżej ziemi i nie wiele brakowało, a dotknęła by w końcu nogami podłoża i tak przy dziesięciu metrach miotła wyrzuciła dziewczynę przed siebie.

Gryfonka wystawiła natychmiast rękę i upadła na nią, aby jak najbardziej zamortyzować upadek. Następnie przeturlała się przez boisko i ostatecznie wylądowała plecami do dołu na ziemi, nieprzytomna.

Wszyscy natychmiast podlecieli na dół, aby zobaczyć czy Clementine jest jeszcze sprawna. Była nieruchoma, a jedna z kości w jej ręce wystawała poza skórę i sterczała pod dziwnym kątem.

Było kiepsko, lecz nie przeszkodziło to Ermandzie, Kevinowi, Alexowi, który bardziej sobie żartował niż był skory do pomocy, Rownie i paru innym przyjaźnie nastawionym członkom treningu w szybkiej reakcji.

Trzeba było działać szybko z takiej racji, że z złamaniem otwartym było łatwo o zakażenie. Teodore, który pomimo, że treningi z gryffindorem były dla niego zbędne i często lubił nabijać się z gryfonów, wziął Clementine na ręce i zaniósł do skrzydła szpitalnego, ponieważ był najmasywniejszy z nich wszystkich.

Pani Geend, widząc w jakim stanie była dziewczyna, skrzywiła się i zaczęła marudzić pod nosem, o tym, że młodzież nie powinna bez nadzoru dorosłych korzystać z mioteł. W sumie to reszta zebranych w skrzydle szpitalnym się z nią zgadzała. Banda nastolatków latała bez nadzoru nikogo kto mógłby zaradzić wypadkowi, siedemdziesiąt metrów nad ziemią. Sto kilometrów na godzinę. W dodatku z dwoma ciężkimi kulami, których zadaniem było ich uszkodzić.

- Połóżcie ją tutaj i natychmiast mi stąd wyjdźcie. - Zadecydowała kobieta i prędkim krokiem ruszyła w stronę gablotki z eliksirami.

Wysoki i muskularny ślizgon położył niezgrabnie dziewczynę na łóżku polowym i wszyscy opuścili pomieszczenie.

Pani Geend, widząc że skrzydło szpitalne jest puste i nieskazitelnie czyste podeszła do Clementine i zaczęła oglądać jej rękę. W dobrym stanie to ona nie była, kość promieniowa wystawała poza skórę, tworząc dosyć obszerną ranę, a pozostałość ręki wisiała smętnie.

Kobieta nastawiła rękę i ułożyła wszystko na swoje miejsce, po czym nalała jej eliksiru regenerującego kości. Clementine miała wielkie szczęście, że była teraz nieprzytomna i nie musiała czuć jego smaku, ponieważ był naprawdę okropny. Następnie kobieta podała gryfonce eliksir na szybką regenerację skóry i wszystko wróciło do swojego porządku.

Z magią wszystko było sto razy prostsze.

Hold Your Breath - Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz