#10 Nie tak miało być

693 41 0
                                    

Clementine

Stresowałam się tak mocno, że nie umiałam oddychać.

- Clementine! Skup się. - Usłyszałam po mojej prawej stronie. - Wdech. - Powiedziała dziewczyna, co też uczyniłam. - Wydech. - Poleciła, co również wykonałam.

- Ale jesteś blada. - Stwierdził Kurt, a Ashley skatowała go wzrokiem.

- Jak spadniesz to ja cie będę zbierać, obiecuję. - Oznajmił chłopak, a ja zaśmiałam się oddychając głęboko.

Byliśmy właśnie na śniadaniu. Za dwadzieścia minut miałam mecz quidditcha i byłam okropnie wystraszona. Do tego nie spałam całą noc, aby być bardziej pobudzona rano, lecz nie jestem pewna czy to jednak nie podziałało na moją niekorzyść.

Pomimo, że tyle razy grałam już w quidditcha to stresowałam się niemiłosiernie. Zawsze tak wyglądał mój pierwszy mecz. Potem szło już z górki. Na pierwszy mecz przychodził każdy, na drugi też, na późniejsze już mniej osób, a na finał dosłownie każdy. Dzisiaj graliśmy z Ravenclawem.

Złapałam za kromkę chleba, lecz po chwilowym namyśle odłożyłam ją na miejsce. Ashley rzuciła mi oburzone spojrzenie. - Co ty robisz? - Zapytała zirytowana. - Musisz coś zjeść. - Dokończyła i wyciągnęła rękę do kanapki.

- Jak zjem jeszcze jedną to się porzygam. - powiedziałam z beknięciem. Chłopacy zaśmiali się głupkowato, a Ashley wywróciła oczami. Dosłownie zjadłam już sześć kanapek, było to dla mnie zdecydowanie za dużo.

- Dobra. - Odparłam, wstając i odetchnęłam najgłębiej jak umiałam.
- Pora iść i podbić to boisko. - Powiedziałam i zaczęłam kierować się w stronę sali, a przy drzwiach prawie się przewróciłam, lecz na szczęście Kurt w porę mnie złapał.

Zostało pięć minut do meczu. Nasza drużyna siedziała właśnie w szatni, a na środku stał Henry i tłumaczył wszystko jeszcze raz. Nie było żywej duszy, która nie trzęsła się w tym momencie. W pomieszczeniu panowało takie napięcie, że nikt nie umiał się skupić.
Henry z całej siły klasnął w ręce.

- Hej! - Krzyknął chłopak i rozejrzał się po szatni. Wszystkie oczy były zwrócone w jego stronę. - Musicie się skupić. - Jakbyśmy nie próbowali. - Jak to zrobicie, to wygramy. - Ryknął, a po pomieszczeniu rozległ się aplauz i głośne wiwaty. Wszyscy jakby wrócili do życia, nawet ja wstałam i zaczęłam wiwatować, czując w szatni tak wiele stresu, wiedziałam, że nie jestem sama co zdecydowanie mnie uspokajało.

Rownie spojrzała na zegarek nerwowo. - Już czas.

Wszyscy z powrotem przybrali grobowe miny i ustawili się w parach do wyjścia. Ja byłam w parze z Henry'm, który był kapitanem naszej drużyny.

- Będzie dobrze. - Usłyszałam po swojej lewej stronie i spojrzałam na niego.

- Musi.

Mecz się zaczął. Od razu całe napięcie wyleciało jak bomba. Wszyscy, czując wiatr i robiąc to co uwielbiają, od razu się uspokoili. Wszystko było dobrze poza jedną rzeczą, a mianowicie pogodą. Była do bani. Ogromne wichury i pioruny, a do tego deszcz przez, który nic nie było widać. Dla mnie była to katastrofa, nie widziałam nigdzie znicza i co chwilę musiałam ocierać twarz z deszczu, aby cokolwiek zobaczyć. Moim zdaniem powinni zdecydowanie odwoływać mecze w taką pogodę, była fatalna.

Szybowałam wysoko, lecz nie na tyle, abym mogła zostać trafiona przez piorun. Starałam zachować się odpowiednią wysokość i z początku okrążyłam boisko, rozglądając się w dół.

Nigdzie go nie było, zawsze wypatrywałam go od razu, a znaczną część zajmowała mi próba złapania go.
Tym razem było inaczej.

- Dziesięć punktów dla Ravenclawu! Clint przejmuje kafel!

Okrążyłam boisko po raz trzeci i stwierdziłam, że muszę podjąć radykalne działania. Nie miałam wyboru. Skierowałam miotłę w górę i z prędkością światła poszybowałam w tamtą stronę. I wtedy go zobaczyłam, szukający krukonów był zdecydowanie za blisko niego. Moja miotła sama ruszyła w tamtą stronę i już po chwili ścigałam się z chłopakiem o to kto znajdzie się bliżej znicza.

- Dziesięć punktów dla Ravenclawu! - Usłyszałam pod sobą i przeklnęłam w duszy.

Chłopak co chwilę spychał mnie na bok co było bardzo głupim posunięciem, ponieważ przy ostatnim zepchnięciu stracił koncentrację, a ja skrętem znalazłam się pod nim, leciałam teraz do góry nogami, ledwo trzymając się na miotle. To było świetne uczucie. Jedno z moich ulubionych. Zdezorientowany krukon spojrzał na mnie, a ja korzystając z jego nieuwagi poszybowałam w górę za zniczem. Teraz to ja byłam znacznie bliżej. Brakowało mi dosłownie parę milimetrów...

I stało się. Straciłam przytomność. Bo jak inaczej mogło być?


- Ale ma guza.

- Spadła z 40 metrów, czego się spodziewałeś?

- Mówiłem, że będę ją wynosić

- Oh, przymknij się.

- Jak ona się trzyma?

- Na razie nie wiadomo.

Słyszałam głosy, były bardzo niewyraźne, lecz po ich treści mogłam stwierdzić do kogo należały. Obudziłam się w bardzo czystym i białym skrzydle szpitalnym. Czułam się okropnie, głowa bolała mnie jak cholera, do tego okropnie chciało mi się pić.

- Obudziła sie. - Usłyszałam po swojej lewej stronie więc spojrzałam w tamtym kierunku. Była to Ashley, uśmiechnięta do mnie.

- Wody. - Powiedziałam tylko i od razu po wręczeniu mi szklanki z napojem zaczęłam z niej sączyć napój.

- No nareszcie, już myśleliśmy, że się nie obudzisz. - Powiedział Alex jeden z bliźniaków, który stał nad moim łóżkiem. Alex również należał do naszego zespołu, a jego brat Adam był raczej mniej zainteresowany grą. Nade mną stała dosłownie cała drużyna quidditcha wraz z moimi przyjaciółmi.

- Przegraliśmy. - Przyznałam ze smutkiem, podnosząc się do pionu.
Tak bardzo winiłam się za naszą każdą przegraną, ponieważ moja pozycja była najważniejszą pozycją w całej drużynie.

Ashley pokręciła głową z uśmiechem. - Clem, złapałaś znicz! - Krzyknęła na całe skrzydło szpitalne.

Przez chwilę się zacięłam. Ja złapałam znicz? Nawet nie pamiętam jak leciałam w dół. To było niemożliwe.

- Jak to? - Zapytałam szybko i oparłam się o ścianę.

- Kiedy byłaś milimetry od znicza, w twoją miotłę trafił piorun i straciłaś nad nią kontrolę, sama pognała i wyrzuciła cię do przodu, a ty w ostatnim momencie go złapałaś. - Powiedział Alex jakby opisywał coś tak niesamowitego, że nie mieściło się to w głowie.

- I wy to wszystko widzieliście? - Zapytałam podejrzliwie.

- No nie...ale obliczyliśmy prawdopodobieństwo, że tak było.

- Później spadłaś z miotły. - Oznajmił rozczarowanym głosem Henry. - Ktoś w ostatnim momencie rzucił zaklęcie powolnego opadania. Gdyby nie to, to byś nie żyła.

Hold Your Breath - Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz