#15 Wyznanie

652 39 0
                                    

Siedzieliśmy właśnie na lekcji zaklęć. Było genialnie, ponieważ profesor Gern pokazywał nam zaklęcie powiększania uszu. Nie było ono nam, ani trochę potrzebne ale było przynajmniej śmiesznie.

- Kurt do twarzy ci. - Przyznał nauczyciel, a cała klasa zaczęła się śmiać.
Kurt jako pierwszy zgłosił się na ochotnika i musiałam przyznać, że faktycznie pasowały mu wielkie uszy. Przy swojej jasnej karnacji wyglądał trochę jak elf, ale taki zdeformowany.

Profesor zaklęć był jednym z najbardziej lubianych nauczycieli w hogwarcie. Uczył tak dobrze, że w trzy miesiące byliśmy w stanie nauczyć się wszystkiego co mieliśmy rozłożone na cały semestr. Potem robiliśmy tylko praktyki, powtórzenia i takie lekcje jak ta. Uczył nas wielu zaklęć wybiegających poza program. Takich, które nie były w większości przydatne.

Po lekcjach popędziłam do gabinetu Dumbledore'a musiałam mu wreszcie powiedzieć to co obiecałam sobie przedwczoraj. Musiałam powiedzieć mu wszystko.

Weszłam do sali od transmutacji i rozejrzałam się dookoła. Dumbledore właśnie pakował jakieś książki, a uczniowie Ravenclawu i Slytherinu z drugiej klasy, wychodzili mijając mnie w drzwiach.

- Clementine. - Powiedział mężczyzna nie patrząc nawet na mnie.

- Profesorze. - Powiedziałam, wiedząc, że gdybym zwróciła się do niego po imieniu to dzieciaki z drugiej klasy zastanawiałyby się dlaczego.
Mężczyzna obdarzył mnie wzrokiem i odłożył torbę z książkami.

- Wszystko powiem. - Oznajmiłam.
Oczy mężczyzny od razu się powiększyły, a wyraz jego twarzy z beznamiętnego zamienił się w pełny nadziei.

Pokazał ręką, abym poszła za nim, więc posłusznie ruszyłam za Dumbledore'm do jego gabinetu. W gabinecie panowała przyjemna cisza, nie to co na korytarzach, na których nie można było nawet myśleć.

Mężczyzna zajął swój fotel i wskazał głową, abym usiadła na przeciwko niego.
Zajęłam miejsce i westchnęłam głośno.
Po prostu musiałam to z siebie wyrzucić.

- Zaczęło się od tego, że zawiozłeś mnie do sierocińca, ponieważ wujostwo mnie nie chciało. - Powiedziałam, a on kiwnął głową. - Dwa dni później przyjechała ta kobieta, była bardzo życzliwa, widziałam w niej kogoś kto mógłby zapewnić mi miłość i dobre życie, więc zgodziłam się na adopcję. - Powiedziałam i zrobiłam krótką pauzę.
Mówiłam serio. Kiedy ona tam przyjechała miała taki życzliwy uśmiech i wydawała się taka szczęśliwa.

- Było cudownie, była dla mnie bardzo dobra, jedyne co musiałam robić to pomagać jej w sprzątaniu. - Powiedziałam, a mężczyzna oparł się łokciem o biurko, patrząc z zainteresowaniem. Kontynuowałam.

- Później przyjechał jej mąż, zaczęło być bardzo źle, nie dostawałam jedzenia przez parę dni z rzędu i byłam bita. Ona czasami ukradkiem dawała mi kromkę chleba, lub coś innego, lecz on bił ją za każdym jak ją na tym przyłapał, był okropnym człowiekiem. - Pauza.
- Pewnego dnia obudzili mnie o trzeciej w nocy i kazali iść ze sobą. Nie miałam nic do gadania. - Był to okropny czas, tak bardzo się wtedy bałam, a nie mogłam nic zrobić.

- Dotarliśmy do jakiejś obskurnej uliczki, staliśmy tam chyba z dwadzieścia minut, po czym przyszło dwóch mężczyzn. Byli ubrani na czarno i nic nie mówili. Powiedzieli mu coś na ucho po czym on dał im dużo banknotów, nie jestem w stanie powiedzieć ile to było, ale wyglądało na bardzo dużo. Mężczyźni wzięli mnie na ręce, pomimo, że protestowałam i krzyczałam, ale co ja mogłam zrobić? Miałam dziewięć lat. Wpakowali mnie do auta i więcej ich nie zobaczyłam. - Przerwałam i spuściłam wzrok. Mężczyzna wydawał się zmieszany. Nie miał pojęcia co powiedzieć.

- Albusie, oni mnie sprzedali wojsku. A tam wojsko kazało mi zabijać, szantażowali mnie, że trafię do psychiatryka, albo zamkną mnie w ciemnej piwnicy gdzie nikt mnie nie znajdzie. Kazali w hogwarcie udawać mi, że nic się nie dzieje. - Powiedziałam i westchnęłam. - Myśleli, że nie mam nikogo, a miałam ciebie. - Dumbledore przybrał zmartwiony wyraz twarzy i pochylił się nade mną.

Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się do niego smutno. - Gdybyś nie napisał do nich tego listu, to nie wiem co by się stało. No i jeszcze była tam taka kobieta. - Oznajmiłam i zatopiłam się w myślach. Pomagała mi, widząc w jakim jestem stanie, przygotowywała mnie psychicznie na powrót do szkoły i karmiła mnie.

Spojrzałam na mężczyznę, a w moich oczach pojawiły się łzy. - Jestem mordercą. - Powiedziałam i spuściłam głowę.

Dumbledore przez chwilę nie ruszał się z miejsca jakby się nad czymś zastanawiał, lecz po chwili wstał z fotela i podszedł do mnie. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Były takie czyste. Nie było w nich żadnego zła. Była tylko troska.

- To nie twoja wina. - Powiedział i zrobił przerwę. - Nie robiłaś tego z własnej woli. - Dokończył i położył rękę na moim ramieniu.

Dumbledore nie wiedział jeszcze jednej rzeczy, a ja nie mogłam mu jej powiedzieć. Bolało mnie to.

- To nie zawsze mu podejmujemy decyzje o sobie. Jest to źle i niewłaściwe, ale czasami nie mamy wyboru. Przeszłaś prawdziwe piekło, a siedzisz teraz przede mną i odważyłaś się mi to powiedzieć. Jesteś silna. - Powiedział z czułością Dumbledore, ocierając mi łzę z policzka.

- Ale to tak bardzo boli. - Zaszlochałam, czułam ogromny żal w swoim sercu.

- I ma prawo boleć, pozwól się temu zagoić. Zostanie blizna, ale będzie już tylko blizną. Zawsze będzie boleć, ale nauczysz się z tym żyć i znajdywać piękno dookoła, już taka twoja natura.

Uśmiechnęłam się smutno i podziękowałam mu bezgłośnie.

- Niedługo pokaże ci wszystko. - Powiedział mężczyzna, zostawiając mnie w zadumie. Dumbledore wiedział o wiele więcej o mnie niż ja sama. To nie było sprawiedliwe.

Wyszłam z sali od transmutacji i ruszyłam w stronę wielkiej sali, w której odbywała się właśnie kolacja. Byłam lekko spóźniona, lecz ja zawsze się spóźniałam, więc nikt nie miał do mnie pretensji.

- Clementine. - Usłyszałam za sobą entuzjastyczny głos, kiedy nakładałam sobie ciasto. Odwróciłam się w tamtą stronę i ujrzałam Slughorna obok, którego stał Riddle.

- Słucham? - Zapytałam ciekawa i wstałam. Moje najgorsze obawy były takie, że mężczyzna wie, że tak naprawdę sprzątanie klasy było szlabanem.

- Proszę cię na chwilę na słowo z nami. - Powiedział mężczyzna poważnie, patrząc na moich przyjaciół, którzy przyglądali się całej sytuacji z zainteresowaniem.
Uśmiechnęłam się jak gdyby nigdy nic i poszłam za nim.

Stanęliśmy obok stołu Slytherinu, lecz nie usiedliśmy. Nie chcieli, żeby ktokolwiek słyszał i nie wiem czy to był dobry znak. Zaczęłam się bardzo stresować.

- Słyszałem od pana Riddle'a... - Zaczął, a mi podskoczyło serce. - ... że wreszcie zdecydowała się pani dołączyć do klubu ślimaka. - Powiedział i posłał mi sympatyczny uśmiech. Od razu ulżyło mi, kiedy to usłyszałam, lecz wciąż nie byłam zadowolona.

Spojrzałam na ślizgona, który uśmiechał się teraz jak to na dżentelmena przystało. To wszystko było jego pomysłem, wiedział, że odmówię, chyba że będzie miał coś przeciwko mnie. W tym przypadku była to wiedza co zrobiłam z jego szlabanem. Posłałam mu wrogie spojrzenie, które było bardzo specyficzne, ponieważ Slughorn go nie widział. Widział je tylko on.

- Tak, z przyjemnością dołączę do klubu. - Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się najpiękniej jak umiałam. Nie lubiłam Slughorna, robił wszystko dla własnych korzyści, gdybym nie była dobrą uczennicą, za pewne nawet nie zwróciłby na mnie uwagi, a może chodziło o moje pochodzenie? Prawdopodobnie tak.

- Świetnie. - Powiedział mężczyzna i odwzajemnił mój uśmiech. - Najbliższe spotkanie odbędzie się jutro. - Powiedział i wraz z Riddle'm zaczął kierować się w głąb wielkiej sali.

Byłam wściekła, Riddle miał asa w rękawie co mi się nie podobało. Mogłam zrobić tylko jedno.

Jedynym wyjściem będzie dowiedzenie się czegoś o nim, aby również móc go szantażować. Tylko jak?

Hold Your Breath - Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz