#23 Najlepszy czas w roku

618 36 23
                                    

Czy wy też znacie to uczucie kiedy otwieracie rano oczy i czujecie ogromny przepływ euforii, wiedząc, że zbliżają się święta? Ta cudowna atmosfera. Śnieg na dworze. Uśmiechy na twarzach.

Ciepło dosłownie zżerało was od środka i byliście tak szczęśliwi, że nie dało się tego opisać. W hogwarcie zawsze czuć było ten niesamowity klimat.

Nasz gajowy hogwartu, Ogg wtargał wraz z dwoma ogrami, ogromną choinkę, już tego wieczora, więc jako ochotniczka, wraz z Ashley i Sadie jak co roku, pomogłyśmy skrzatom ją ozdabiać. Było przecudownie. Kurt i Andy jak to w ich zwyczaju siedzieli przy stole i krytykowali nasz każdy ruch, lecz wcale nie musieli, ponieważ wyręczała ich w tym Ashley.

- Nie tak. - Syknęła dziewczyna, której chyba najbardziej zależało na rozstawianiu ozdób i wyrwała z mojej ręki bombkę.

- Ashley, czy możesz zająć się swoją stroną? Dziękuję. - Odparłam i odsunęłam ją ręką.

- Właśnie Ashley. - Krzyknął Andy, a dziewczyna odwróciła się w jego stronę i posłała mu sceptyczne spojrzenie. Dziewczyna jednak natychmiast zmieniła wyraz swojej twarzy i pobiegła w stronę drzwi wyjściowych z wielkiej sali.

Odwróciłam się natychmiast w tamtą stronę i ujrzałam niskiego blondyna, stojącego w wejściu.

- Arnold! - Krzyknęła blondynka i pobiegła w stronę brata, który stał właśnie z rozwartymi ramionami, gotowy na uściśnięcie siostry. Jego pojawienie było bardzo niespodziewane. Arnold nie był w hogwarcie od niemal czterech lat i do tego nikt nie wiedział o jego wizycie.

Podeszłam do rodzeństwa, tak jak i reszta towarzyszy.
- Co ty tu robisz? - Zapytałam z uśmiechem i powitałam się z chłopakiem krótkim uściskiem.

- Problemy w firmie. Tata miał przesunięty urlop, więc wyjeżdżamy już dzisiaj. - Odparł chłopak.

- Arnoldzie. - Powiedział nauczyciel zaklęć i podszedł do nas. Profesor Gern wprawdzie uwielbiał Arnolda, bo wspominał go na dosłownie każdej lekcji.

- Dzień dobry, profesorze Gern. - Odparł chłopak i podał mu rękę.

- To jeden z moich najlepszych uczniów. - Oznajmił profesor i uścisnął rękę chłopaka.

- Wiemy.

- Chyba chciałby nim być. - Usłyszeliśmy głosy zza pleców Arnolda. Byli to bliźniacy Alex i Adam, którzy najwidoczniej usłyszeli pogłoski o Arnoldzie Kellser w hogwarcie.

- Wy za to należycie do tych najgorszych. Co za różnorodność. - Mruknął pod nosem profesor, lecz i tak każdy go usłyszał, ponieważ po naszym małym gronie rozniosła się salwa śmiechu.

- Zabiorę ich stąd na jak najdłużej. - Zapewnił najstarszy brat, a profesor Gern się zaśmiał. - A ty Clem? - Zapytał Arnold i spojrzał na mnie. - Jesteś pewna, że nie jedziesz z nami?

- W stu procentach. - Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. - Muszę ten czas poświęcić w większości na naukę, wiecie jak to jest. - Odparłam i pokiwałam głową. - SUMy. - Dodałam.

- Dla ciebie to tylko nauka się liczy. - Powiedział Andy.

- Nie prawda. - Zaprzeczyłam i skrzyżowałam ręce na piersi.

- Prawda. - Odparli wszyscy chórem, łącznie z profesorem Gern'em.

Zmrużyłam oczy złowrogo i spojrzałam na nich po kolei. - No dobra może i prawda. - Odparłam głośno i wywróciłam oczami.

- Dobra, starczy gadania. Musimy się zbierać. Już dwudziesta dochodzi. - Powiedział chłopak, patrząc na zegarek.
Odruchowo również spojrzałam na zegarek, który faktycznie wskazywał już na za trzy dwudziestą.

Ashley odwróciła się do mnie i z całej siły uścisnęła mnie. - Trzymaj się, - Powiedziała i podarowała mi krótkiego buziaka w policzek. - i nie zapomnij pisać. - Dodała i ruszyła wraz z braćmi w stronę wyjścia.

- No to co? Jeszcze połowa choinki nam została. - Odparł nauczyciel zaklęć i wzruszył ramionami. - Chłopcy, może pomożecie? - Zapytał mężczyzna, podszedł do choinki i chwycił za jedną z bombek.

Kurt i Andy najwyraźniej nie mieli na to najmniejszej ochoty, ale pomimo to podeszli do choinki i zaczęli ją ozdabiać.

Około dwudziestej drugiej popędziłam do gabinetu Dumbledore'a, aby przedwcześnie wręczyć mu prezent na święta. Niestety Dumbledore wyjeżdżał na święta w tym roku, więc musiałam dać mu prezent teraz.

Weszłam do pustej klasy od transmutacji i szybko przebiegłam przez pomieszczenie, zostawiając otwarte drzwi. Stanęłam pod drzwiami do jego gabinetu i otworzyłam je. Mężczyzna pakował parę rzeczy, które najwidoczniej były mu niezbędne, więc musiał je wziąć ze sobą.

- Albusie. - Zwróciłam się do mężczyzny, a on odwrócił się do mnie i obdarzył mnie wzrokiem

- Clementine. - Odparł i położył na stół jakiś kawałek papieru, który miał właśnie spakować.

- Jutro będę spała do dwunastej, więc żegnam się już dziś. - Oznajmiłam, a mężczyzna się zaśmiał. Zawsze kiedy było wolne, spałam bardzo długo, więc raczej się nie zdziwił kiedy to usłyszał.

Podeszłam do mężczyzny i wręczyłam mu pakunek owinięty przepięknym papierem świątecznym.

- Otwórz teraz. - Oznajmiłam i spojrzałam wymownie na paczkę.

Dumbledore posłuchał mojego polecenia i złapał za skrawek wstążki, w którą była owinięta paczka. Odwinął papier i położył go na biurku, po czym otworzył pudełko i wyciągnął z niego nie dużych rozmiarów przedmiot.

- Sztylet? - Zapytał mężczyzna, trzymając w ręku już odpakowany prezent.

- Szpanerski. - Odparłam i uśmiechnęłam się do niego. - No i ma ciekawe właściwości. Osoba zasztyletowana nie krwawi, a rana goi się całkiem szybko. - Powiedziałam i uniosłam brwi. - Jak byłam mała, wbiłam go sobie w nogę. - Oznajmiłam, a mężczyzna podniósł zaciekawiony wzrok. - Bolało jak cholera. - Dodałam, a on się zaśmiał.

- Każda zraniona nim osoba jest w nim zapisana. - Powiedziałam, a Dumbledore podniósł na mnie zaciekawiony wzrok. - Jak jego właściciel się nim zrani to wszystkie zapisane w nim osoby będą pod ochroną dopóki jego rana się nie wyleczy, łącznie z nim. - Powiadomiłam go. - I jeszcze jedno. Jak się nim zranisz to będziesz w pewnym stopniu połączony z każdym poprzednim właścicielem, a każdym poprzednim właścicielem jest oczywiście osoba nim zraniona. Jak połączysz się z poprzednimi właścicielami, nie będziesz mógł ich zabić.

Dumbledore obejrzał przedmiot z każdej strony. - Wiadomo kto jest zapisany? - Zapytał, a ja pokręciłam przecząco głową.

- I w tym jest problem. Póki co. Ja jestem właścicielem, lecz kiedy się zranisz. Ty nim będziesz. Wybór należy do ciebie.

Mężczyzna wyglądał jakby sztylet zrobił na nim wielkie wrażenie, ale wcale bym się nie zdziwiła gdyby go nie użył.

- Wyjątkowy. - Przyznał mężczyzna i odłożył go ostrożnie na jakąś wyższą gablotkę.

- A to dla ciebie. - Powiedział, sięgając ręką na półkę w dużym regale. Wziął stamtąd mały pakunek i podał mi go. - Otwórz później. - Oznajmił. Paczka pomimo, że była mała, była naprawdę ciężka. Byłam ciekawa co w niej jest i nie ukrywałam tego. Nasze prezenty zawsze nie polegały na tym, aby kupić sobie jak najdroższy prezent, a na tym, aby miał on wartość sentymentalną i był wyjątkowy.

- Dwieście siedemnaście. - Powiedział mężczyzna i wyszedł z gabinetu, zabierając ze sobą bagaże. Podążyłam za nim, lecz poszłam w drugą stronę, mówiąc przy wyjściu serdeczne ,,wesołych świąt".

Hold Your Breath - Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz