Rozdział 47

1.4K 138 140
                                    

Prooszę, dajcie mi komentarze bo desperacko potrzebuje waszych reakcji i odczuć na temat tego wszystkiego🥺

Zayn przejechał bezbarwnym błyszczykiem po swoich delikatnie spierzchniętych ustach, a pierścionki na jego dłoni zabłyszczały od jaskrawego światła lampki stojącej obok lustra. Sprawdził godzinę na swoim telefonie i z przerażeniem stwierdził, że za pięć minut powinien już wychodzić. Otworzył szufladę swojej toaletki i wyciągnął z niej czarne pudełeczko. Uchylił jej wieko i z przygryzioną wargą przyjrzał się długim, srebrnym kolczykom.

Idelanie komponowałyby się z jego czarnymi, garniturowymi spodniami z wysokim stanem i białą, delikatnie przezroczystą koszulą z bufiastymi rękawami, jednak były one prezentem od Liama na jego dwudzieste piąte urodziny i nie wiedział czy czułby się komfortowo ubierając je na randkę. Zastanawiał się nad tym zdecydowanie zbyt długo, więc nie zastanawiając się nad tym ani chwili dłużej po prostu je założył.

Wziął wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i skierował się do pokoju Aleca, aby się z nim pożegnać. Nie pukając nawet otworzył drzwi od pokoju chłopaka, który siedział na łóżku z laptopem na kolanach. Podszedł do niego i rzucił mu książkę, a młodszy z Malików wywrócił oczami kładąc laptopa na podreczniku.

-Na pewno jesteś z tym okej? -upewnił się, siadając na moment na skraju łóżka.

-Dlaczego w ogóle miałbym nie być? -zmarszczył brwi, uśmiechając się ciepło, więc Zayn przysunął się bliżej syna i złożył szybkiego całusa na jego policzku.

-Wolę się upewnić. -wzruszył ramionami, odgarniając zbłąkane kosmyki z czoła bruneta. -Ja wychodzę, nie wiem kiedy będę, a jeśli Lizzy nie wróci do dwudziestej czwartej, to do niej zadzwoń. Jeśli powie, że zostaje u taty, to zadzwoń do Liama i zapytaj czy faktycznie tak jest, jeśli nie to znowu zadzwoń do Lizzy i przypomnij jej, że jeśli jest u jakiegoś chłopaka to ma zachować ostrożność.

-Wow, ze mną nie miałeś takiego określonego planu działania. -sapnął z zaskoczeniem.

-Bo ty nie chodziłeś na imprezy. -przypomniał, mając zamiar wyjść z pokoju, jednak zatrzymał się na chwilę z dłonią na klamce. -Kocham cię kocie!

-Ja ciebie też, baw się dobrze.

___

Tłum ludzi, głośna muzyka i wszechobecny smród alkoholu oraz charakterystyczny zapach zioła przytoczył Sam gdy tylko weszła do środka dużego domu Jamesa. Najprawdopodobniej uciekłaby stamtąd gdyby nie to, że jej dłoń była wręcz zmiażdżona w uścisku Lizzy.

Brunetka wyglądała na zadowoloną tym gdzie się znajdowały i była kompletnym przeciwieństwem dla swojej kuzynki. Lizzy uśmiechnęła się szeroko ciagnąc dziewczynę w głąb domu, po drodze witając się z kilkoma osobami. Jej długa aż do ziemi kwiecista sukienka wyróżniała się na tle wszystkich przeciętnie ubranych dziewczyn, a czarne martensy i małe spineczki w kształcie motylków jedynie potęgowały jej wyjątkowy charakter.

-Chase! -siedemnastolatka puściła dłoń Sam dopiero wtedy, gdy znalazły się w kuchni gdzie zastały grupkę chłopaków siedzących na kuchennej wyspie. Dziewczyna podbiegła do wysokiego szatyna i uwiesiła się na jego szyii wyciągając z jego ust jointa, którym następnie się zaciągnęła.

-Ale jesteś ładna. -wyjęczał wręcz, całując krótko jej szyję, a Lizzy wypuściła dym z ust wprost na twarz chłopaka, gdy ten tylko się odsunął.

-Skoro ja jestem ładna, to zobacz jaka piękna jest Sammy. -zaśmiała się, wskazując z dumą na szatynkę stojącą obok.

-Obie jesteście śliczne. -stwierdził ściskając delikatnie policzki brunetki, gdy ta wyciągnęła skręta w stronę przyjaciółki z uniesioną brwią, jednak ta grzecznie odmówiła, więc Lizzy podała go czarnoskóremu chłopakowu, którego imienia nawet nie pamiętała.

lonely dad || ziam ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz