Rozdział 37

1.5K 157 10
                                    

Wysoki, szczupły mężczyzna uśmiechał się szeroko ukazując szereg śnieżnobiałych, równych zębów. W orlim nosie pokrytym piegami znajdował się nostrill, a twarz okalały blond kosmyki które wysunęły się z niedbałego koka. Uśmiech znikł z jego twarzy, gdy dłoń Zayna uderzyła z impetem w jego delikatnie wklęsły policzek.

-Jesteś popierdolony. -wręcz warknął dodatkowo popychając ramię chłopaka.

-Przyleciałem dla ciebie. -blondyn potarł swój obolały polik. -Tęskniłem Zaynie.

-Naprawdę jesteś kurwa niezrównoważony! -zaśmiał się nerwowo brunet, kręcąc głową z niedowierzaniem. -Jesteś po prostu chory psychicznie.

Theo położył dłonie na policzkach Malika, ale ten odepchnął go od siebie, bijąc pięścią w pierś mężczyzny, gdy ten nie przestawał się do niego zbliżać.

-Zostaw mnie w pierdolonym spokoju! -krzyknął ze łzami w oczach, chcąc po prostu pozbyć się go ze swojego życia. -Mówiłem, że nie chcę z tobą jakiegokolwiek kontaktu!

-Byłeś roztrzęsiony, obaj wiemy że mnie potrzebujesz. -znów ujął twarz bruneta w swoje dłonie, a Zayn był bezsilny. Miał coraz mniej sił nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Zapłakał cicho, próbując się odsunąć, ale nie był w stanie nawet ruszyć silnymi ramionami Theo. -Pomogłem ci, gdyby nie ja to dalej czułbyś wyrzuty, a teraz możesz do mnie przyjechać. Dzieci zostawisz z Liamem, możesz w końcu odetchnąć, żyć tak jak zawsze tego chciałeś. A ja będę z tobą kochanie.

-Zostaw mnie, proszę. -wyszeptał, dygotając delikatnie.

-Ciii. -blondyn spróbował dotknąć jego ust swoimi własnymi, ale Malik odwrócił głowę płacząc bez jakichkolwiek łez. W ostatnim czasie robił to zbyt często i powoli zmieniał się w uschniętego kwiatka, dla którego jakikolwiek nacisk mógł skończyć się dragedią.- Kochanie.

Zayn zamknął oczy zaciskając powieki w taki sposób jakby miało to uchronić go przed jakimkolwiek kontaktem z mężczyzną. Poczuł jego suche wargi na swoich przez co znów zaszlochał żałośnie. Jedynym plusem tej całej chorej sytuacji był fakt, że jego dzieci nie było w domu. Tak jak Liam obiecał następnego dnia przyjechał do mieszkania Malików i zabrał ich do siebie na weekend, aby tym samym udowodnić Alecowi, że nic się między nimi nie zmieni. Był przerażony tym co by się stało gdyby Theo spotkał się z jego dziećmi. Bał się, że mógł zrobić im krzywdę, nawet jeśli jeszcze tak nie dawno uważał niemca za naprawdę ciepłego i dobrego człowieka.

Blondyn położył dłoń na brzuchu bruneta, po czym powoli zjechał nią w dół. Dotarł do granicy jego dżinsów i gdy spróbował odpiąć ich guzik, Zayn uderzył kolanem w krocze mężczyzny i gdy ten zgiął się w bólu, podbiegł do leżącego w salonie telefonu i wpisał numer alarmowy. Trzymał guzik tuż nad zieloną słuchawką, gdy Theo znów próbował nawiązać z nim kontakt.

-Przepraszam, nie chciałem żeby to tak wyglądało. -zapewnił podchodząc bliżej.

-Wyjdź albo zadzwonię na policję. -wydyszał, cały czas robiąc malutkie kroki w tył.

-Zayn, naprawdę mi przykro, okej? Chcę dla nas jak najlepiej.

-Wyjdź. -powtórzył nieco pewniej.

___

Nie chciał być sam. Bał się, że mężczyzna wróci, więc gdy tylko miał pewność, że ten zdążył się już oddalić od miejsca jego zamieszkania, chwycił za kluczyki od samochodu i najszybciej jak potrafił zszedł do parkingu. Zamknął się w samochodzie i dał sobie chwilę na uspokojenie. Nie chciał niepokoić Liama, ale musiał wiedzieć czy Lizzy oraz Alex są bezpieczni, więc napisał krótką wiadomość i ruszył dopiero wtedy, gdy Payne zapewnił że mają się dobrze.

Nie minęło wiele czasu, a stał przed drzwiami domu Harry'ego oraz Louis'a z trzęsącymi się dłońmi. Bał się, że to Tomlinson otworzy mu drzwi, ponieważ nie był gotowy na tę konfrontację. Wiedział, że szatyn nie zostawił by na nim ani jednej suchej nitki wylewając na niego wiadro pomyj, ale był świadomy tego, że właśnie na to zasługiwał. Teraz jednak potrzebował Harry'ego i właśnie dlatego poczuł ulgę, gdy to zielonooki stanął w progu.

Obaj nie odezwali się ani słowem, po prostu na siebie patrząc. Malik wciąż nie uspokoił się na tyle, aby nie dać po sobie poznać co przed chwilą zaszło, więc jego oczy wciąż były zaczerwienione, a dłonie trzęsły się niespokojnie. Ten widok sprawił, że serce Harry'ego pękło. Przyciągnął do siebie Zayna, przytulając go mocno.

-Jest Louis? -spytał nieśmiało, a gdy Harry zaprzeczył, wtulił się w niego jeszcze mocniej. -Mogę na chwilę zostać?

-Chodź.

Zaprowadził go na tył domu, gdzie wspólnie usiedli na huśtawce ogrodowej. Głowa Zayna przez cały czas leżała luźno na ramieniu Styles'a i dopiero to pozwoliło mu się w pełni otrząsnąć z sytuacji z Theo.

-Theo jest w Londynie. -wyznał, czując jak ręka Harry'ego zaciska się na jego kolanie.

-Jak to?

-Był u mnie w mieszkaniu... -zrobił przerwę potrzebując chwili, aby odetchnąć. -Mówił, że mnie kocha, że go potrzebuję i że tylko z nim będę szczęśliwy... Zaczął mnie całować i chciał czegoś więcej, ale... ale przysięgam, że tego nie chciałem. Udało mi się uciec i zagroziłem, że zadzwonię na policję. Dopiero wtedy wyszedł.

Harry nie miał pojęcia co mógłby powiedzieć będąc zbyt zszokowanym tym co właśnie usłyszał. Jego najlepszy przyjaciel został prawie, że zgwałcony a on nawet nie miał jak mu pomóc.

-Boję się, że on znowu przyjdzie. -przyznał Zayn.

-Może na jakiś czas zostań u swojej mamy? -zaproponował, ponieważ to wydawało się być dobrą opcją. -Tam na pewno nie przyjdzie, a niedługo i tak pewnie wróci do Niemiec.

___

lonely dad || ziam ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz