P.O.V Chris
Już dawno powinna tutaj być. Obiecywała mi kilkukrotnie, że na pewno będzie przed czasem, a okazuje się, że nawet pół godziny po nim nie chciało jej się przyjechać. Parker zaraz ukręci mi łeb , ale głupia nadzieja nie pozwala mi wyjść na halę. Kompletnie nie rozumiem jej zachowania , ja dla niej przyjechałbym nawet z drugiego końca świata gdyby to był dla niej tak ważny dzień jak dla mnie.
-Grzejesz ławkę rezerwowych? - podskakuje do góry nie spodziewając się tego, że Will wszedł jakimś cudem do szatni - zbieraj się Harrison. Mecz się bez ciebie nie odbędzie.
- Jak się tutaj dostałeś ? - poprawiam opaskę, a potem zerkam na buty. Mam nadzieję, że i tym razem okażą się szczęśliwe.
- Mam w tej szkole specjalne chody - mruga - no, do roboty. Wszyscy tam na Ciebie czekają.
- Jak to wszyscy ? - pcha mnie do wyjścia.
- Zobaczysz jak wyjdziesz - nie podoba mi się jego uśmiech, ale nic nie mogę zrobić, bo właśnie wychodzimy na pełną po brzegi hale.
Zerkam po trybunach i od razu zauważam Mię z ogromnym banerem, na którym ogromnymi niebieskimi literami wypisane jest "Dajesz kapitanie". Nie wiem skąd ona wzięła to zdjęcie z treningu, ale podejrzewam, że palce w tym wszystkim macał Will i Jace. Nie mam czasu jednak na myślenie, a tym bardziej opierniczanie ich bo podbiega do mnie wkurzony trener i każe mi podejść do kółka. Szybko omawiamy strategie po czym rozbrzmiewa pierwszy gwizdek. Każdy patrzy na siebie z niemałą dezorientacją, bo nawet nie zdążyliśmy się przywitać z przeciwną drużyną, ale szybko ściskamy sobie dłonie i razem z Coltonem podchodzimy do sędziego.
-Orzeł bierze piłkę , reszka wybiera boisko - potraktujemy głowami i wybieramy. Stawiam na orła i nasza szala zwycięstwa szybuje o 20% do góry gdyż to on właśnie wypada. Colton nie jest zadowolony , ale to nie mój problem. Teraz skupiam się tylko na szybującej w powietrzu piłce, która musi zapewnić nam zwycięstwo.Po trwającej półtorej godziny zaciętej grze w końcu schodzimy z boiska. Okazało się, że skład Olimpic North High School jest niezbyt adekwatny do ich nazwy i Colton dostał najgorsze łamagi jakie tylko mogła nosić ziemia. Orżnęliśmy ich koncertowo. Nim zdążam usiąść na ławce czuję jak ktoś wskakuje mi na plecy , a zaraz potem zaczyna piszczeć.
- Złaź ze mnie krowo - klępę Mię po tyłku i próbuje zrzucić ją z pleców. Jestem cały mokry, a ona jeszcze się do mnie przylepia.
-Wygraliście , wygraliście - owszem , cieszę się z tego jak nie wiem co, ale myśl z tyłu głowy nie daje mi robić tego 100% - jestem z Ciebie ogromnie dumna.
- W to nie wątpię - zaczynam się śmiać, a ona w końcu schodzi z moich pleców - nadal jej nie ma?
- Nie - krzywi się i wiem, że zaraz będzie ją usprawiedliwiać - nie napisała ci nic?
- Do wejścia na salę nic, a teraz to nie wiem - zaczynam się wkurzać , a to na prawdę teraz nie pomoże - pójdę sprawdzić.
- Nie - oponuje - ja pójdę, a ty odpocznij. O patrz, Alex z Willem tutaj idą - pokazuje głową na coś za mną - pogadaj z nimi.
- Z tym palantem? - marszczę brwi i wywracam oczami kiedy posyła mi buziaka w powietrzu i znika za ogromnymi drzwiami prowadzącymi na korytarz. Mam ochotę ją udusić za to, ale nie mogę. Za bardzo ją kocham żeby się pozbyć takiej wrednoty, no i jestem do niej przyzwyczajony.
- Niezła gra - Alex podaje mi rękę na przywitanie, którą szybko ściskam - a ten ostatni serw - cmoka - mistrzowsko.
- Dzięki - pierwszy raz słyszę z jego ust jakąś pochwałę i muszę przyznać, że to coś kompletnie nowego i dziwnego - kilkugodzinne treningi na coś się w końcu przydały.
CZYTASZ
Be With Me ( W TRAKCIE KOREKTY)
Romantizm-Więc po prostu ze mną bądź , na dobre i na złe - wzdycha - wiadomo, że będzie więcej złego, ale co to za relacja, w której nie ma ani grama adrenaliny? Trzecia część trylogii "Rough love" . Znajomość dwóch poprzednich części obowiązkowa!