Facet wisiał nade mną skanując moją twarz. Chociaż się go nie bałam to czułam się nie swojo. To chyba normalne, prawda? Zwłaszcza w tamtej sytuacji. Ojciec Lucasa był nie obliczalny i wolałam to przeczekać niż się rzucać, chociaż wtedy nie mogłam zrobić nic poza czekaniem.
-Jesteś w ciąży, zwijasz się z bólu a jego nie ma - zaczął Meyer
-Nie wiadomo czy jestem w ciąży - odparłam stanowczo
-Zapewniam Cię, że jesteś - facet burknął pod nosem - On nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji - mówił dalej Anthony - Jesteś tylko człowiekiem i prędzej czy później umrzesz z wycięczenia, bo nie wytrzymasz tego co jeszcze przed Tobą - mówił z powagą w głosie wiszący nade mną mężczyzna - Lucas myśli, że urodzisz to dziecko bez żadnych komplikacji, ale się myli - mówił dalej - Będziesz cierpiała, a on nic nie będzie mógł zrobić - tłumaczył mężczyzna - Z jednej strony mi Cię żal - uśmiechnął się szyderczo - Ale z drugiej strony, chciałbym zobaczyć go lamentującego nad Twoim martwym ciałem - dodał - A wiesz dlaczego? - zapytał unosząc brew - Bo wtedy zrozumiałby, że ludzie to słabe istoty i że to nasza rasa kiedyś zawładnie światem - mówił mężczyzna. Jego słowa na długo zostały mi w pamięci i najgorsze było to, że Anthony Meyer mógł mieć wtedy rację. Na szczęście w nieszczęściu stało się zupełnie inaczej - Za chwilę ból trochę osłabnie i będziesz mogła wstać - Meyer dodał kładąc dłoń na moim brzuchu. Zaraz potem, ból w lędźwiach ustąpił. Za sprawą jednego dotyku przeszywający ból, przez który nie mogłam sama wstać z łóżka zniknął. Ojciec Lucasa wyprostował się i wyciągnął do mnie rękę, czekając na mój ruch. Zdziwiłam się jego zachowaniem, bo myślałam, że sobie pójdzie, ale się myliłam. Podałam mu rękę i z jego pomocą usiadłam na łóżku, oczywiście nadal czując ból. Mężczyzna chwycił mnie w pasie i pomógł mi wstać, zacisnęłam mocno zęby i oparłam się o jego ramię po czym powolnym krokiem wyszliśmy z mojego pokoju.
-Dlaczego mi pomagasz? - zapytałam pokonując pierwszy stopień
-Bo nie jestem aż taki zły na jakiego wyglądam - bąknął pomagając mi zejść ze schodów. Niedługo potem oboje z ojcem Lucasa zjawiliśmy się w jadalni. Natychmiast wszystkie oczy spojrzały właśnie na nas, na twarzy pani Meyer namalowało się ogromne zdziwienie, Jack siedział przy stole i tak jakby był w transie a Lucas stanął jak wryty i tylko na mnie patrzył. Po chwili zaś kiedy z pomocą jego ojca doszłam do stołu, na twarzy młodego wampira namalowała się wściekłość.
-Jakim prawem ją dotykasz?! - złotooki doskoczył do swojego ojca
-Posłuchaj - mówił stanowczo Meyer - Nie rzucaj się tylko jej pomóż - patrzył na swojego syna morderczym wzrokiem
-Mel, coś Ci zrobił? - zapytał zdenerwowany
-Nie - odparłam patrząc mu w oczy
-Wołała Cię, chciała żebyś jej pomógł, bo nie mogła się podnieść z łóżka, a Ty miałeś ją w dupie - odparł stanowczo ojciec "wbijając szpilkę" swojemu synowi
-Co?! - zmarszczył brwi złotooki - To prawda, Mel? - zapytał
-Tak - odparłam - Pan Meyer mi pomógł - dodałam - Mogę już usiąść? - zapytałam opierając się na ramieniu Lucasa
-Jasne - odparł młody wampir obejmując mnie w pasie
-Jeśli tak to sobie wyobrażasz Lucas - zaczął jego ojciec - To będziesz cierpiał - dodał - I bardzo Ci tego życzę - fuknął Meyer i wyszedł z jadalni. Chłopak tylko westchnął i pomógł mi usiąść przy stole.
-Melanie, co się dzieje? - zapytała Laura Meyer
-Kiedy chciałam wstać z łóżka złapał mnie ból w lędźwiach - wytłumaczyłam - Wołałam Lucasa, ale mnie nie słyszał, a potem do pokoju wszedł pan Meyer i pomógł mi tu przyjść - poinformowałam
CZYTASZ
TEN, KTÓRY OKAZAŁ SIĘ BYĆ WAMPIREM
VampiroZwyczajna dziewczyna, prowadziła zwyczajne życie do momentu aż któregoś dnia, pojechała do innego miasta na wymarzone studia. Tam spotkała kogoś, kto nie przeszedł obojętnie obok niej. Był pewny siebie, ale nie rzucał się w oczy. Z czasem stał się z...