Rozdział LV

192 3 0
                                    

Facet wisiał nade mną skanując moją twarz. Chociaż się go nie bałam to czułam się nie swojo. To chyba normalne, prawda? Zwłaszcza w tamtej sytuacji. Ojciec Lucasa był nie obliczalny i wolałam to przeczekać niż się rzucać, chociaż wtedy nie mogłam zrobić nic poza czekaniem.

-Jesteś w ciąży, zwijasz się z bólu a jego nie ma - zaczął Meyer

-Nie wiadomo czy jestem w ciąży - odparłam stanowczo

-Zapewniam Cię, że jesteś - facet burknął pod nosem - On nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji - mówił dalej Anthony - Jesteś tylko człowiekiem i prędzej czy później umrzesz z wycięczenia, bo nie wytrzymasz tego co jeszcze przed Tobą - mówił z powagą w głosie wiszący nade mną mężczyzna - Lucas myśli, że urodzisz to dziecko bez żadnych komplikacji, ale się myli - mówił dalej - Będziesz cierpiała, a on nic nie będzie mógł zrobić - tłumaczył mężczyzna - Z jednej strony mi Cię żal - uśmiechnął się szyderczo - Ale z drugiej strony, chciałbym zobaczyć go lamentującego nad Twoim martwym ciałem - dodał - A wiesz dlaczego? - zapytał unosząc brew - Bo wtedy zrozumiałby, że ludzie to słabe istoty i że to nasza rasa kiedyś zawładnie światem - mówił mężczyzna. Jego słowa na długo zostały mi w pamięci i najgorsze było to, że Anthony Meyer mógł mieć wtedy rację. Na szczęście w nieszczęściu stało się zupełnie inaczej - Za chwilę ból trochę osłabnie i będziesz mogła wstać - Meyer dodał kładąc dłoń na moim brzuchu. Zaraz potem, ból w lędźwiach ustąpił. Za sprawą jednego dotyku przeszywający ból, przez który nie mogłam sama wstać z łóżka zniknął. Ojciec Lucasa wyprostował się i wyciągnął do mnie rękę, czekając na mój ruch. Zdziwiłam się jego zachowaniem, bo myślałam, że sobie pójdzie, ale się myliłam. Podałam mu rękę i z jego pomocą usiadłam na łóżku, oczywiście nadal czując ból. Mężczyzna chwycił mnie w pasie i pomógł mi wstać, zacisnęłam mocno zęby i oparłam się o jego ramię po czym powolnym krokiem wyszliśmy z mojego pokoju.

-Dlaczego mi pomagasz? - zapytałam pokonując pierwszy stopień

-Bo nie jestem aż taki zły na jakiego wyglądam - bąknął pomagając mi zejść ze schodów. Niedługo potem oboje z ojcem Lucasa zjawiliśmy się w jadalni. Natychmiast wszystkie oczy spojrzały właśnie na nas, na twarzy pani Meyer namalowało się ogromne zdziwienie, Jack siedział przy stole i tak jakby był w transie a Lucas stanął jak wryty i tylko na mnie patrzył. Po chwili zaś kiedy z pomocą jego ojca doszłam do stołu, na twarzy młodego wampira namalowała się wściekłość.

-Jakim prawem ją dotykasz?! - złotooki doskoczył do swojego ojca

-Posłuchaj - mówił stanowczo Meyer - Nie rzucaj się tylko jej pomóż - patrzył na swojego syna morderczym wzrokiem

-Mel, coś Ci zrobił? - zapytał zdenerwowany

-Nie - odparłam patrząc mu w oczy

-Wołała Cię, chciała żebyś jej pomógł, bo nie mogła się podnieść z łóżka, a Ty miałeś ją w dupie - odparł stanowczo ojciec "wbijając szpilkę" swojemu synowi

-Co?! - zmarszczył brwi złotooki - To prawda, Mel? - zapytał

-Tak - odparłam - Pan Meyer mi pomógł - dodałam - Mogę już usiąść? - zapytałam opierając się na ramieniu Lucasa

-Jasne - odparł młody wampir obejmując mnie w pasie

-Jeśli tak to sobie wyobrażasz Lucas - zaczął jego ojciec - To będziesz cierpiał - dodał - I bardzo Ci tego życzę - fuknął Meyer i wyszedł z jadalni. Chłopak tylko westchnął i pomógł mi usiąść przy stole.

-Melanie, co się dzieje? - zapytała Laura Meyer

-Kiedy chciałam wstać z łóżka złapał mnie ból w lędźwiach - wytłumaczyłam - Wołałam Lucasa, ale mnie nie słyszał, a potem do pokoju wszedł pan Meyer i pomógł mi tu przyjść - poinformowałam

TEN, KTÓRY OKAZAŁ SIĘ BYĆ WAMPIREMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz