Nie byłem w stanie wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa. Marcysia otworzyła w końcu oczy i spojrzała na mnie.
Nie myślałem o niczym, miałem tylko jedno pytanie.
-Laura to moje dziecko? -zapytałem drżącym głosem.
-Tak, oczywiście, że tak. To było na początku naszego związku -odpowiedziała -Mateusz -podeszła i ujęła moją rękę. Trwała pomiędzy nami chwila ciszy, która dla mnie trwała wieczność.
-Bardzo Cię przepraszam, naprawdę nie wiesz jak bardzo. Miałam Ci już wcześniej to powiedzieć, ale się bałam. Przez dobre kilka miesięcy chciałam Ci powiedzieć, ale nie byłam w stanie. Później zaszłam w ciążę, a później ty... Myślałam, że jestem nie winna, bo to ty zrobiłeś mi świństwo, ale ja sama nie jestem lepsza -powiedziała mając łzy w oczach. Nie wiem czemu, ale nie czułem wielkiej złości. Byłem zły, ale nie tak bardzo jak się spodziewałem. Patrzyła na mnie i wyczekiwała mojej reakcji, ale ja sam nie wiedziałem jak zareagować. Tak naprawdę to należało mi się, zdrada przy tym co ja zrobiłem jest niczym.
-Skarbie, należało mi się...
-Nie, nie, nie -odsunęła się -To było na początku, wtedy kiedy miałam Cię wspierać, kiedy miałam Ci pomóc, a nie pieprzyć się z jakimś kolesiem na imprezie. Nie zasługujesz na to i nie wmawiaj mi, że jest inaczej. To co się działo później nie ma nic wspólnego z tym co się działo wcześniej. Zdradziłam Cię i zachowałam się jak podła suka. Nawet jeśli ty zrobiłeś źle to nie znaczy, że to ma być dla Ciebie zemsta, spójrz na mnie -poprosiła. Dotychczas wolałem topić wzrok w panelach. Bałem się jej wzroku, to co może się w nim znajdować.
-Proszę -powiedziała po raz drugi, więc podniosłem w końcu wzrok.
Ujęła moje policzki i przybliżyła się. Dokładnie widziałem jej smutny wzrok. Brązowe tęczówki zaczęły być szklane, a jej ręce zaczęły się niekontrolowanie trząść.
-Przepraszam -odparła i wypuściła kilka łez.
Mógłbym wyjść i trzasnąć drzwiami. Mógłbym krzyknąć, że to koniec, mógłbym się załamać, ale nie zrobię tego. Żałuje i to widać. Obiecałem sobie kiedyś, że nigdy nie wybaczę komuś zdrady, ale przy Marcysi wielokrotnie złamałem swoje obietnice. Nie chce jej zostawić, chcę dalej z nią być. Nawet jeśli będzie mnie to boleć to obiecałem, że jej nie zostawię i tej obietnicy nigdy nie złamię.
Spojrzałem na nią i mocno ją do siebie przytuliłem. Zacisnąłem powieki i powstrzymywałem łzy.
Nasza relacja była skomplikowana, bardzo skomplikowana, ale oboje nie moglibyśmy z niej zrezygnować.
-Nic się nie stało, każdy popełnia błędy -powiedziałem szepcząc.
-Wiesz, że nie powinieneś mi wybaczać -odparła dalej mnie przytulając.
-Powinienem, bo Cię kocham i obiecałem sobie, że Cię zostawię.
* * *
-Czas wracać do domu -powiedziałem kiedy weszliśmy do samochodu. Po tej całej sytuacji postanowiliśmy na razie to zostawić i pojechaliśmy coś zjeść.
-Musimy więcej takich wypadów robić -stwierdziła dziewczyna, która przyglądała się w lusterku.
-Powiedz to Laurze -zaśmiałem się i odpaliłem samochód. Z centrum do nas mieliśmy kawałek drogi, więc większość drogi spędziliśmy na rozmawianiu na temat kolejnego węża. Wciąż rozważamy kupno kolejnego dzieciaka, ale jest dużo minusów. I tak mamy już Zośkę, więc może poczekajmy jeszcze z kupnem 4 węża.
Zaparkowałem pod domem i cicho westchnąłem.
-Myślisz, że są w jednym kawałku? -zapytała Marcysia opierając głowę o fotel.
-Sam nie wiem, wiesz jak Laura potrafi popalić -przyznałem -Dobra, mamuśka idziemy -położyłem rękę na jej udzie i się uśmiechnąłem.
Udawałem, że nie pamiętam, ale wewnątrz i tak wracałem do sytuacji z przed kilku godzin.
Odwzajemniła mój uśmiech i wysiadła z samochodu zamykając drzwi. Ja również to zrobiłem i dołączyłam do blondynki. Drzwi były zamknięte, więc zadzwoniliśmy dzwonkiem.
-W końcu, rodzice przyszli -burknęła w niezbyt dobrym humorze Marta -Przez 2 godziny bawiłam się z Laurą i naprawdę padam z nóg -dodała.
-W kilka osób nie możecie się zając dzieckiem? -zapytała Marcysia.
-My nie mamy doświadczenia, ja chciałam jej kocyk założyć zamiast pieluchy -napomknęła Kasia na co oboje z Marcysią parsknęliśmy śmiechem.
Nagle za rogu wyszedł Majkel który dawał małej jeść. Usiadł na podłodze i po łyżeczce dawał dziewczynce jeść, która zamiast jeść to pluła.
-Cholera, zjedz to -powiedział wymęczony już Majkel.
-Daj mi ją -podszedłem do chłopaka, który jak mnie zobaczył to wręcz zawył ze szczęścia.
-Proszę -powiedział chętnie. Wziąłem Laurę na rękę i uśmiechnąłem się.
-Nie chce się jeść, tak? -powiedziałem i kołysałem dziewczynkę, która się uśmiechała.
-No płakała to myślałem, że chcę jeść -powiedział Majkel.
-Pielucha pełna -powiedziałem przewracając oczami. Poszedłem na górę i przewinąłem Laurę, której od razu poprawił się humor. Usiadłem z nią na kolanach i podałem jej zabawkę.
Nie mogłem odpędzić się od tych myśli, cały czas przed oczami miałem te słowa, która wypowiada Marcysia. Niby nie byłem zły, ale czułem ogromny smutek. Nie chcę, aby Marcysia miała kolejne wyrzuty sumienia już i tak sytuacja z Marcinem dużo ją kosztowała, ale nie mogę o tym zapomnieć. Boję się, że przez to uczucie znów coś spierdolę, a nikt by tego nie chciał.
Laura zaczęła płakać, więc przytuliłem ją do siebie jak to miałem w zwyczaju i już kilka minut później dziewczynka smacznie sobie spała na moich rękach. Położyłem ją do łóżeczka i cmoknąłem ją lekko w czoło.
mam nadzieję, że wyjaśniłam wasze wątpliwość co do ojcostwa :)
i już mnie nie bijcie, okej?
CZYTASZ
Puzon, mamy problem/Tromba
FanfictionBłędy przynoszą ból, cierpienie i nienawiść. Przynoszą wszystko co najgorsze i wszystko co jeszcze nieodkryte. Błędy niosą koniec. Definitywny, nieodwracalny koniec, który dla tak wielu jest nie do udźwignięcia. Do takiego stopnia, że kiedy stają pr...