perspektywa Tromby
Wstałem mocno po 10, ale i tak czułem, że przydałoby mi się jeszcze kilka godzin snu. Miałem taki plan, ale kiedy do pokoju wparował mi uśmiechnięty Karol z zrządza krwi tylko dlatego, że zaspałam na nagrywki.
-Już, już, idę -mruknąłem przykrywając się jeszcze bardziej kołdrą.
-Nie, wstajesz, ale już! -krzyknął zdzierając ze mnie kołdrę. Od razu poczułem zimno na moim ciele, więc odruchowo chciałem zabrać kołdrę, ale chłopak złapał mnie za rękę i chciał własnoręcznie przenieść mnie na ziemię, ale ewidentnie mu coś nie szło.
-Wstawaj gamoniu -syknął stając nade mną.
-No juuuuż -jęknąłem z zażalenia. Mimo, że mój cały organizm był przy łóżku podniosłem się i stanąłem przed złym blondynem.
-Masz 10 minut na ogarnięcie, bo zginiesz -zaśmiał się i wyszedł z pokoju. Dobrze, że rzucił tym żartem, bo bałem się o swoje zdrowie jak zejdę na dół.
Przetarłem dłonią twarz i rozglądnąłem się po pokoju w celu znalezienia jakiś ciuchów do użytkowania, bo nie chciałem zaglądać do szafy, która znajdowała się w stanie krytycznym. Dostrzegłem stertę ciuchów na krześle, więc podszedłem tam i zacząłem wybierać. Wszystko było na szczęście wyprane i czyste, więc nie musiałem się martwić o to jak wyglądam. Złapałem za koszulkę i dresy, i w błyskawicznym tempie się przebrałem. Popryskałem się jeszcze jakimś dezodorantem, aby nie śmierdzieć i gotowy zszedłem na dół.
-Przyszedł nasz księciunio -entuzjastycznie powitała mnie ekipa, która siedziała w salonie przygotowana na nagrywanie.
-Oj tam, pospać se nie można? -zapytałem retorycznie po czym usiadłem koło Majka. Odcinek polegał na piciu niesmacznych napojów i zgadywaniu jaki to smak, więc od razu z rana miałam pakiet wielu wrażeń. Przy jednym napoju to o mało co nie zwymiotowałem. Po 50-minutowych męczarniach nagrywki się zakończyły, więc ja mogłem odetchnąć z ulgą. Wyszedłem na taras gdzie słoneczko lekko grzało, a na niebie rozproszyły się ptaki. Wyjąłem ze spodni paczkę papierosów, które cały czas mi towarzyszą i zapaliłem jednego czując rozlew nikotyny po moim ciele. Usłyszałem dzwonek od swojego telefonu, więc wyciągnąłem go z kieszeni i uśmiechnąłem się kiedy na wyświetlaczu pojawił mi się napis: "Marcucha".
-Co tam, młoda? -zapytałem znów się zaciągając.
-Mam prośbę -zaczęła -Nastała taka sytuacja, że potrzeba nam niańki na sobotę i niedziele, piszesz się?
-No jasne, nie jest to problem, Marcin się zgadza? -ostatnio różnie pomiędzy nami jest, więc wolałem się dopytać.
-Tak, tak, spokojnie. Chcemy na weekend jechać do Zakopanego, a nie chcemy brać Laury. W takim razie w piątek Ci ja przywiozę, okej?
-Okej, do zobaczenia -powiedziałem i się rozłączyłem. Skończyłem palić i wróciłem do domu.
-Tromba! -zostałam zawołany z kuchni, więc podążyłem w tamtą stronę.
-Hm?
-To nie jest Marcysia? -zapytał Nowciax wskazując na dziewczynę w brązowych włosach.
Wychyliłem się do granic możliwości, aby na pewno się upewnić czy to Marcysia. Dziewczyna zniknęła mi z pola widzenia, ale chwilę później usłyszałem dzwonek do drzwi, więc czym prędzej otworzyłem.
Przed drzwiami stał nie kto inny jak Marcysia.
-Hej, nie spodziewałem się, że będziesz -uśmiechnąłem się i wpuściłem ją do domu.
-Marcucha przyszła -powiedział Nowciax i przywitał się z czarnowłosą.
-Możemy pogadać? -spytała przenosząc swój wzrok na mnie.
Zestresowałem się trochę w tamtym momencie, ale nie dałem po sobie tego poznać. Wyszliśmy na ogród.
-Daj mi jednego -powiedziała kiedy wyciągnąłem papierosy.
-Przecież ty nie palisz -odparłem.
-No daj.
-Nie Marcysia, nie ma szans. Nie będziesz palić -powiedziałem stanowczo. To, ze ja palę nie znaczy, że ona też musi. Ja sobie niszczę zdrowie, nie ona.
Przewróciła oczami i machnęła ręką.
-To o czym chciałaś pogadać?
Popatrzyła na mnie i tak jakby zaniemówiła. Przez dłuższą chwilę się nie odzywała.
-O jejku -westchnęła drapiąc się po głowie.
Patrzyła się w podłogę ciężko oddychając. Zawsze miała problem z mówieniem o swoich uczuć, ale teraz widzę, że poważnie ją coś trapi.
Uniosła swój wzrok, a w jej oczach widziałem łzy, które z każdą sekundą zbliżały się do wypłynięcia.
-Jestem okropna -powiedziała i rzuciła mi się w ramiona. Nigdy nie widziałem, żeby tak płakała. Łzy lały jej się litrami, a ja nie zdołałem jej uspokoić.
-Słońce, co się stało? -spytałem spokojnie.
-Zostawiłam go, człowieka, który od nowa dał mi szczęście, który pokochał mnie i Laurę -mówiła przez łzy. Byłem zdezorientowany. Niby powiedziała mi o co chodzi, ale nic z tego nie rozumiałem.
-Powoli, okej? Powiedz wszystko od początku -uśmiechnąłem się lekko.
Wytarła łzy i pociągnęła nosem.
-Po prostu go rzuciłam, powiedziałam, ze nie mogę z nim być i spakowana wyszłam z domu. On był dla mnie taki wspaniały. Robił wszystko, abym czuła się najlepiej, a ja go tak okropnie potraktowałam -powiedziała powstrzymując się od płaczu.
-Ale czemu go zostawiłaś?
-Bo Cię kocham idioto -ryknęła i znów mnie przytuliła.
Powinienem się cieszyć, ale wcale tak nie było. Znów byłem powodem do jej płaczu i zmarnowania sobie życia.
-Ja Ciebie też kocham -szepnąłem cicho kiedy dziewczyna płakała w moje ramie.
Dużo czasu minęło zanim się uspokoiła. Jednak kiedy opanowała emocje poszliśmy na górę.
Usiedliśmy na łóżku na przeciwko siebie i dziewczyna zaczęła opowiadać.
-Od pewnego czasu wiedziałam, że coś jest nie tak. Za bardzo dobrze się przy Tobie czułam. Miałam w dupie przeszłość, patrzyłam tylko na to jak bardzo kochasz Laurę. Codziennie wieczorem w głowie miałam Twój obrazek jak ją przytulasz. Wmawiałam sobie, że to przejściowy etap, ale dobrze wiedziałam, że to nie prawda. Dużo się powstrzymywałam aby odejść od Marcina, uważałam, że musze przy nim zostać, bo jest dla mnie dobry. Teraz kiedy go naprawdę zostawiłam mam wyrzuty sumienia. Doprowadziłam go do płaczu, siedział na kanapie i płakał. Pokochał mnie, podjął się wychowania dziecka, które nawet nie jest jego. Dał mi miłość, dom i radość. Codziennie rano robił mi śniadanie do łóżka, opiekował się Laurą kiedy ja zdychałam z zmęczenia. Był idealny, a ja go potraktowałam go jak śmiecia...
-Marcysia... -chciałem ja przytulić, ale odepchnęła mnie.
-Ty nie zdajesz sobie sprawy jak ja się do Ciebie przywiązałam. Nawet kiedy zrobiłeś mi największe świństwo ja i tak Cię kocham. Nie wiesz jak bardzo za Tobą tęskniłam. Przez te wszystkie miesiące przez które wydawało mi się, że Cię nienawidzę przybiegłabym w każdej chwili i w jednej sekundzie bym Ci wybaczyła. Te miesiące bez Ciebie były dla mnie najgorsze mimo, że przy sobie miałam rodzinę i Marcina. Bałam się, że nigdy Cię nie zobaczę, a za cholerę tego nie chciałam. Miałam ochotę udusić Cię własnymi rękami, ale i też przytulić i powiedzieć, że wszystko jest już dobrze. Niszczysz mnie, ale sprawiasz też, że czuję się najlepiej na świecie. Mateusz, do cholery jasnej, co ty ze mną robisz -zamknęła oczy i mocno się do mnie przytuliła.
CZYTASZ
Puzon, mamy problem/Tromba
FanfictionBłędy przynoszą ból, cierpienie i nienawiść. Przynoszą wszystko co najgorsze i wszystko co jeszcze nieodkryte. Błędy niosą koniec. Definitywny, nieodwracalny koniec, który dla tak wielu jest nie do udźwignięcia. Do takiego stopnia, że kiedy stają pr...