-O boże -powiedziałem kiedy zobaczyłem owe zdjęcie wybuchłem śmiechem wciąż patrząc się na zdjęcie.
-Cicho, bo Laura się obudzi -pokarciła mnie Marcysia, która ledwo opanowywała się ze śmiechu.
-Wyszedłem tutaj jak orangutan -stwierdziłem.
Nie wiem skąd ona bierze te cuda
-Zatrzymałam je w razie jakbym chciała się z czegoś pośmiać -powiedziała i schowała i je z powrotem do pudła.
Wsunęła pudełko do szafki i usiadła koło mnie znów się mocno zamyślając.
Ostatnio jest taka... inna
-Ej, co się dzieje?
-Nie, nic -uśmiechnęła się sztucznie.
-Wmawiaj tak sobie, wiesz...
Nie dokończyłem, bo w tym samym czasie niańka poinformowała nas o tym, że mała się obudziła. Ja chciałem do niej iść, ale Marcysia mnie wyprzedziła i z prędkością światła pognała na górę. Wiedziałem, że coś ją trapi, ale uciekała od tematu.
-Tatuś, księżniczka się urodziła -powiedziała schodząc na dół. Wziąłem małą na ręce i chwilę ją kołysałem.
Była moim klonem, te same oczy, rysy twarzy. Wszystko miała podobne do mnie
Śmiała się pokazując coś paluszkiem.
-Oby nie miała po Tobie tego śmiechu -zauważyła czarnowłosa.
Marcysia ostatnio zmieniła kolor włosów i śmiało mogę przyznać, że wygląda jeszcze lepiej niż wcześniej.
-Właśnie oby miała, każdy mi zazdrości mojego śmiechu -odpowiedziałem z dumą.
Mała chwilę później zasnęła, więc z powrotem zaniosłem ją do łóżeczka.
-Mati, pomożesz mi? -zapytała kiedy zszedłem już na dół.
-Hm?
-Musisz przytrzymać mi drabinę, bo chcę wziąć to pudło -wskazała na półkę gdzie znajdowało się kilka dupereli i duże materiałowe pudełko.
Wyciągnęła ze schowka drabinę i weszła na nią.
Mocno trzymałem, aby nie spadła. Umiejętnie złapała za pudło i zeszła. Nadepnęła mi na nogę na co pisnąłem.
-O boże przepraszam -przechyliła się i o mało nie upadła, ale przytrzymałem ją rękach po czym mocno przyciągnąłem do siebie.
Dzieliły nas milimetry jak nie mikrometry.
Jedyne co widziałem to jej brązowe jak kakao oczy.
Zanim zdążyłem cokolwiek pomyśleć nasze usta się zetknęły. Nie spodziewałem się tego, ale nie przerywałem.
Złapałem jej talię, a ona upuściła pudełko, które trzymała w ręce. Nie rozkojarzyło to nas jednak i wciąż się całowaliśmy.
Tęskniłem za smakiem jej ust, uwielbiałem to i w końcu po kilkunastu miesiącach znów czułem to przyjemne uczucie. W duszy skakałem z radości.
Usłyszeliśmy przekręcanie zamka, więc odskoczyliśmy od siebie.
Wytarłem usta wciąż czując ten dreszczyk.
-Cześć -do domu wszedł uśmiechnięty Marcin.
-Hej, kochanie -powiedziała Marcysia udając, że interesuję się upuszczonym pudełkiem.
CZYTASZ
Puzon, mamy problem/Tromba
FanfictionBłędy przynoszą ból, cierpienie i nienawiść. Przynoszą wszystko co najgorsze i wszystko co jeszcze nieodkryte. Błędy niosą koniec. Definitywny, nieodwracalny koniec, który dla tak wielu jest nie do udźwignięcia. Do takiego stopnia, że kiedy stają pr...