29.

404 16 1
                                    

-Wróciłam! -krzyknęłam kiedy weszłam do domu. 

-A ty nie miałam wyjeżdżać? -zapytał Borys wychodząc z łazienki. 

-Miałam, ale Marcin przekonał mnie, żebym jednak została, gdzie rodzice?

-Pojechali do cioci Magdy, ostatnio dużo spędzasz dużo czasu z Marcinem...

-Borys...

-No co? Lepszy taki Marcin niż ten Tromba, nie wiem jak ty możesz pozwalać na to, aby się widywał z małą. 

-Nie będzie się z nią spotykać -powiedziałam siadając na kanapie. 

-Skąd taka nagła decyzja? 

-Rozmawiałam z nim dzisiaj...

-Miałaś urwać z nim kontakt! -zaprotestował. 

-Jest ojcem mojego dziecka, tak? Nie mogę udawać, że nie istnieje. Dasz mi dokończyć? 

Westchnął i przytaknął, więc kontynuowałam. 

-Rozmawiałam z nim i doszedł do wniosku, że dobrą decyzję i nie "potrzebuję kontaktu z dzieckiem". 

-Wyrzekł się własnego dziecka? 

-Na to wygląda -odpowiedziałam przewracając oczami. 

Usiadł koło mnie i popatrzył się. 

-Szczerze powiedziawszy to miałem odczucie, że spędzicie ze sobą resztę życia. Zawsze jak widziałem Ciebie przy nim to byłaś uśmiechnięta, tak samo jak on. Ty się troszczyłaś o niego, a on o Ciebie. Zawsze zabierał mnie na pizzę z Maksem tylko po to, aby mama miała choć trochę spokoju. A pamiętasz jak pojechaliśmy na targi terrosytyczne? Pamiętam do dziś jak się mrówki przestraszył -zaśmiał na wspomnienie tego dnia. 

Spojrzałam na niego, a w oczach zebrały mi się łzy. 

Zauważył to, więc objął mnie czym samym oparłam swoją głowę o jego bark. 

-Ale pamiętaj, dla Ciebie już nie istnieje. Traktuj go jak swoich innych byłych -zaśmiałam się na to zdanie. Wypowiedział to w taki sposób jakby był ekspertem od takich rzeczy. 

-Możesz wykładać na uczelni -stwierdziłam. 

-Ma się ten dar. 

* * * 

Na drugi dzień wstałam grubo po 12, tak naprawdę to obudziłam się po 10, ale nie chciało mi się wstać z łóżka.

Nawet ciąża nie potrafi tego zmienić 

Zaspana wyszłam z pokoju 

-Wstałaś w końcu -powiedziała moja mama -Chcesz śniadanie? 

-No jasne -stwierdziłam -Ooo, zrobiłaś tosty francuskie -nałożyłam na talerz kilka kromek i usiadłam koło mamy. Złapałem kęs tosta ale od razu żałowałam. Odłożyłam talerz i pobiegłam do łazienki. 

-Cholerna ciąża -syknęłam po tym jak zwymiotowałam swoje niestrawione jeszcze jedzenie. 

-Biedactwo -stanęła moja mama nade mną -Jeszcze? 

-Nie, już nie -odpowiedziałam. Przepłukałam twarz i umyłam zęby. 

-Podziękuję już za jedzenie -powiedziałam wracając od salonu.

-Co mi się tak przyglądasz? -zapytałam widząc wzrok mamy na swojej osobie. 

-Ten brzuszek jest coraz większy -uśmiechnęła się. Otuliłam go i stanęłam na przeciw lustra. 

-Rośnie mała -stwierdziłam przyglądając się brzuchu z uśmiechem na twarzy. Dziwnie widzieć mi swoje odbicie i to jeszcze tak wyglądając. Czuję takie... dreszcze. 

Machnęłam ręką i wróciłam do pokoju. 

Następne dwie godziny spędziłam na spaniu. 

Intersujące zajęcie 

-Marcysia! -krzyknął tato co mnie przebudziło. 

Przeciągnęłam się i wzdychając założyłam kapcie po czym wyszłam z pokoju. 

-Marcin czeka na Ciebie -powiedział pokazując na salon. 

-Cześć -uśmiechnął się kiedy mnie zauważył. 

-Hej, przepraszam, że wyglądam jak wyglądam, ale mam dzisiaj senny dzień.

-Spokojnie, zabieram Cię, bo musimy coś uczcić -uśmiechnął się szeroko. 

-Daj mi 15 minut -skierowałam się do pokoju. Wybrałam z szafy dresy i zwykłą czarną koszulkę. Kiedy byłam już przebrana wyprostowałam włosy i nałożyła  jedynie podkład. 

-Zmieściłam się? -spytałam pakując rzeczy do torebki. 

-Masz 2 minuty zapasu -powiedział Marcin zerkając na zegarek. 

Pożegnaliśmy się z tatą i wyszliśmy z domu. 

-To gdzie znowu jedziemy? 

-Do mnie, musze Ci coś powiedzieć -powiedział podekscytowany. 

Na dworze było coś ciepło z czego się cieszyłam. Ostatnio Kraków serwował nam zimną pogodę, a teraz przynajmniej słońce wyszło. 

Po kilkunastu minutach byliśmy już w domu. 

Marcin wyciągnął piwo - dla siebie, a dla mnie sok. 

Dobre i to 

-To co świętujemy? 

-Zawiązanie współpracy -uśmiechnął się po czym się stuknęliśmy. -Tym razem jednak nie sportowiec, a osoba w internecie. 

-Kto to? Może znam? -spytałam sącząc sok. 

-Mateusz Trąbka, Tromba na niego mówią. 

Momentalnie się zachłysnęłam na co Marcin poklepał mnie po plecach. 

-Już lepiej -wydusiłam. 

-Coś się stało? -zapytał patrząc na mnie. 

Powiedzieć mu czy nie...

-To dość długa historia...

-Mi możesz wszystko powiedzieć -powiedział łapiąc mnie za ręce.

-Już wcześniej znałam Mateusza. Pracowaliśmy razem, zaprzyjaźniliśmy się, a później zostaliśmy parą. Mateusz w tamtym momencie nie był w najlepszej formie. Wszystko mu się posypało, więc kiedy dowiedziałam się o wszystkim chciałam aby choć trochę stał się szczęśliwy. W końcu pogodził się z ekipą i wkrótce zamieszkaliśmy razem w domu ekipy, można było powiedzieć, że było idealnie do czasu...

Zauważył, że nie było mi tego łatwo tak opowiedzieć, więc objął mnie ramieniem. 

-Spóźniał mi się okres, za namową Weroniki zrobiłam test i wyszedł pozytywny. Bałam się, ale wiedziałam, że przy boku Mateusza dam radę. Czekałam do świąt, więc dzień przed Wigilią w ramach prezentu świątecznego powiedziałam mu o tym, że jestem w ciąży. Przez cały ten czas łudziłam się, że stworzymy rodzinkę, ale on mnie zostawił, a później stwierdził, że podjął dobrą decyzję i wyrzekł się dziecka. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo go nienawidzę -powiedziałam śmiejąc się ironicznie pod nosem. 

Nic nie powiedział tylko mocno mnie przytulił. 

-Jesteście wspaniałą babą, nie zasługujesz takie traktowanie, chłop nie wie co stracił -szepnął całując mnie w czoło -Teraz to niech się pieprzy. 

Zaśmiałam się, ulżyło mi kiedy to powiedziałam. Marcin nigdy się nie pytał o ojca za co mi dziękowałam, więc nie okłamywałam go, ale teraz przynajmniej zna prawdę. 

-Zapominamy o nim, co powiesz na jakiś film? -uśmiechnął się. 

-Jeszcze się pytasz -odpowiedziałam. 

-No i to mi się podoba. 

wesołego święta duchów czy jak to się nazywa 

Puzon, mamy problem/TrombaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz