perspektywa Tromby
*tydzień później*
Przez ostatnie dni dużo myślałem, czasem chyba zbyt dużo, ale w końcu podjąłem decyję.
Ten cały poród, cała ta sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że mimo małej szansy na powodzenie chcę jasno dać do zrozumienia Marcysi, że zależy mi na niej i na naszej córce. Wciąż czułem wyrzuty sumienia, ale chciałem podjąć próbę.
Widziałem jak Marcysia się męczy, ale widziałem jej szczęście kiedy zobaczyła Laurę. Sam ją widziałem, co prawda przez ułamek sekundy, ale śmiało mogę stwierdzić, że nie widziałem piękniejszej istoty od niej.
Wciąż Marcysia nie powiedziała mi czy chcę, abym miał kontakt z Laurą, ale trzymam się przy zdaniu, że jednak się uda.
Ubierałem buty szykując się do wyjścia.
-A gdzie to nasz ojczulek idzie? -zapytał Patecki.
Ojczulek Trąbka, witam
-Do swojej córki -uśmiechnąłem się szeroko.
-Niech moc będzie z Tobą, w końcu ją przekonasz -powiedział domyślając się moich intencji.
Poprawiłem swoją koszulkę i wyszedłem z domu. Na dworze panował wręcz upał. Wsiadłem do samochodu, które było nagrzane do niemożliwej temperatury.
-Aż mnie dupa piecze -powiedziałem sam do siebie odpalając swojego czarnego mercedesa. W ostatnim czasie Pika zastąpiłem najnowszym cudem i stwierdzam, że była to najlepsza decyzja.
Włączyłem klimatyzację i wyruszyłem w drogę.
Stresowałem się tą rozmową, chciałem dzisiaj pogadać też z Marcinem.
Jak to się nie skończy bójką to będzie cud
Wiedziałem, że pewnie żywi do mnie czystą nienawiść, ale i tak prędzej czy później musiałbym z nim porozmawiać.
Zaparkowałem pod domem próbując ustabilizować swój oddech.
Boże, zachowuję się jak pizda
Nie zwlekając wysiadłem z samochodu zamykając go. Podszedłem do bramki i nacisnąłem guzik po czym bramka się sama otworzyła.
Szedłem wzdłuż wyłożonej kostką dróżki, aż w końcu dotarłem do drzwi. Zadzwoniłem dzwonkiem po czym drzwi się otworzyły.
-O, cześć -uśmiechnęła się Marcysia trzymając na rękach Laurę. Przyznam się bez bicia, że łzy cisnęły mi się do oczu na widok tak przecudownego obrazka.
-Hej -również się uśmiechnąłem -Chciałem pogadać...
-Tak, jasne wchodź -powiedziała, więc wszedłem do środka. Widać było, że w domu jest dziecko. Wszędzie było porozwalane jakieś chusteczki, ciuszki, butelki, ale nie przeszkadzało mi to.
-Przepraszam za bałagan, ale...
-Nie musisz się tłumaczyć rozumiem -wyprzedziłem, zauważyłem Marcina, który spał na sofie na co się skrzywiłem.
-Całą noc bawił małą, nie chcę nam spać, więc teraz odsypia -wyjaśniła Marcysia -Chodź na górę, tam jest czysto.
Szedłem za dziewczyną, która wciąż trzymała dziewczynkę na rękach. Przypatrywałem się jej i coraz więcej zauważałem podobieństw między nami.
Weszliśmy do sypialni gdzie tak jak mówiła Marcysia było czysto.
-Chcesz ją na ręce? -zapytała zauważając moje oczarowanie dzieckiem.
-Jeśli mogę.
Powoli i starannie przekazała mi maleństwo do rąk.
-Jest przepiękna -skomentowałem widząc jej twarzyczkę z takiego bliska.
-Cały ty, naprawdę -zaśmiała się.
Przeniosłem swój wzrok na blondynkę.
-Chciałem porozmawiać o Laurze -zacząłem siadając na fotelu.
-Wiem, że jesteś na mnie zła, ale ja naprawdę zrozumiałem co zrobiłem. Nie zdołam tego za pewne naprawić, ale chciałbym Cię prosić, żebym mógł spotykać się z małą. To jest dla mnie ogromne ważne.
Zastanawiała się chwilę.
-Rozmawiałam na ten temat z Marcinem i wspólnie postanowiliśmy, że się zgadzamy -powiedziała na co się szeroko uśmiechnąłem.
-Będę najlepszym drugim ojcem jakiego można sobie wymarzyć -stwierdziłem patrząc na śpiącą Laurę.
Odłożyłem ją do łóżeczka upewniając się, że się nie obudziła.
-Chodź, zrobię Ci lemoniadę -zaproponowała Marcysia, więc przymknąłem drzwi do pokoju i zszedłem na dół.
-To ile chcesz tych spotkań? -zapytała kiedy byliśmy już w kuchni.
-Dostosuję się do Was, nie chcę się narzucać.
-3 razy w tygodniu? Myślę, że to będzie optymalne dla nas i dla Ciebie.
-Pasuję -stwierdziłem uśmiechając się. Byłem uradowany tą informacją, liczyłem na coś o wiele gorszego, więc może nie jest tak źle jak myślałem.
Nie no, jest
-I jak radzicie sobie jakoś? -tym razem to ja zapytałem.
-Nie jest źle, Marcin mi ogromnie pomaga. Gdyby nie on, na pewno nie dałabym rady.
-Cieszę się, że dobrze Wam się układa -uśmiechnąłem się niepewnie.
Bardzo się cieszę, tak bardzo, bardzo
-A u Ciebie?
-Jakoś leci. Z ekipą mamy trochę roboty, ale dajemy radę.
Po tej odpowiedzi nastąpiła głucha cisza.
Nie lubiłem czegoś takie, gdzie wcześniej mogłem z nią rozmawiać godzinami, tak teraz nie potrafimy wydusić ani jednego słowa.
-Dobra, nie przeszkadzam. Jak coś to będę pisał -uśmiechnąłem się i wstałem z krzesła -Dam Ci znać kiedy wpadnę następnym razem.
-Okej -również się lekko uśmiechnęła i odprowadziła mnie do drzwi.
-Do zobaczenia -rzuciłem na pożegnanie i wyszedłem z domu.
Jeszcze długa droga przed nami
Mimo wszystko cieszyłam się, że będę widywał się z małą, zawsze to jakiś progres.
CZYTASZ
Puzon, mamy problem/Tromba
FanfictionBłędy przynoszą ból, cierpienie i nienawiść. Przynoszą wszystko co najgorsze i wszystko co jeszcze nieodkryte. Błędy niosą koniec. Definitywny, nieodwracalny koniec, który dla tak wielu jest nie do udźwignięcia. Do takiego stopnia, że kiedy stają pr...