12.

676 28 5
                                    

Znacie pewnie to uczucie, kiedy Wasza ukochana osoba, was rani. Sprawia, że swoimi czynami lub nawet jednym słowem sprawia, nasz humor zmienia się o 180 stopni i zamiast uśmiechać się to oczy robią się szklane, a w sercu czujemy kłucie. 

Siedziałem w samochodzie czekając na Marcysię. Niedawno wróciliśmy z pracy i postanowiliśmy, że pójdziemy na jakieś jedzonko, ale dziewczyna musiała iść się przebrać. 

Czekałem już kolejne 10 minut stukając w kierownicę wraz z rytmem piosenki, która leciała w radiu. W końcu jednak dostrzegłem blondynkę ubraną w dresy oraz w krótką bluzkę. 

crop hop, tak? 

Uśmiechnąłem się ironicznie kiedy dziewczyna weszła do samochodu. 

-No przepraszam, zaszły pewne komplikacje -zapięła pas po czym dała mi szybkiego buziaka -To na przeprosiny. 

-Masz szczęście -uśmiechnąłem się łobuzersko po czym odpaliłem samochód i ruszyłem w drogę. 

Po niespełna kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się pod tajską knajpą. 

Tak, tak po raz setny w tym tygodniu będę jeść ramen.

Wyszliśmy z auta od razu zderzając się z ciepłym wiaterkiem. Przekroczyliśmy próg knajpy, od razu do moich nozdrzy doszedł charakterystyczny zapach. Usiedliśmy przy wolnym stoliku i zaczęliśmy wybierać co dzisiaj zjemy.

-A tak nie lubiłeś ramenu -wystawiła mi język kiedy kelner odszedł z naszymi zamówieniami. 

-Nie to, że nie lubiłem, po prostu nigdy nie jadłem -wzruszyłem ramionami. 

-Tak, tak, wmawiaj to sobie, kochanie. 

Zaczęliśmy rozmawiać o tatuażach, a dokładnie o moim. W końcu po kilkumiesięcznej przerwie postanowiłem zapisać się na tatuaż, mam termin za 5 dni. Nikomu nie mówiłem co to będzie, ponieważ uznałem, ze będzie to mała niespodzianka. Kelner przyniósł nam nasze zamówienie, więc rozmowę zastąpiliśmy konsumowaniem jedzenia. 

Zdecydowanie jesteśmy z tych par, co uwielbiają wspólnie jeść 

perspektywa Marcysi 

Wyszliśmy z restauracji z pełnym brzuchem, co jak co, ale ramen to najlepsze co wymyślili na tym świecie. Z najedzonym brzuszkiem i dobrym humorem wsiadłam do samochodu. 

-Jedziemy do mnie? -zapytałam patrząc na Mateusza, który bawił się jakimiś przyciskami w samochodzie. 

-Jasne -odwrócił wzrok szeroko się do mnie uśmiechając. 

Tak, więc wyruszyliśmy w drogę. W czasie jazdy śpiewaliśmy piosenki, które leciały z radia. Nie jestem wielką fanką radiowych przebojów, ale te akurat nie były takie złe. Roześmiani z powodu naszego koncertu wysiedliśmy koło mojego bloku. Na szczęście mój blok posiada windę, bo bym nerwicy dostawała, aby codziennie, kilkukrotnie przekraczać schodami trasę od 7 piętra do partera. Dzięki windzie szybko przedostaliśmy się na moje piętro. O dziwo drzwi od mojego mieszkania były otwarte. Ze strachem w oczach spojrzałam na Matiego po czym powoli przekroczyłam próg mojej kawalerki. Odetchnęłam z ulgą kiedy na kanapie zobaczyłam moją przyjaciółkę. 

-Aga? Co ty tutaj robisz? -zapytałam z zdezorientowaniem. 

Spojrzałam na nią, rozmyty makijaż, rozczochrane włosy i zapłakane oczy. 

-Chciałam pogadać, ale Cię nie było, przypomniało mi się, że mam zapasowe klucze, wiec pozwoliłam sobie wejść, mam nadzieję, nie jesteś zła -spojrzała na Mateusza. Było widać, że jest pijana i to mocno. 

-Ależ skąd, dobrze, że przyszłaś, jutro pogadamy, okej? jezus! -podskoczyłam słysząc trzask. 

-To pewnie pralka, chciałam wyprać swoje ciuchy -wybełkotała Agnieszka. 

-Mateusz, pomożesz Adze dojść do pokoju? Ja zobaczę co się stało tej pralce -poprosiłam chłopaka na co ten skinął głową. Kiedy Mateusz pomagał mojej przyjaciółce, ja zajęłam się pralką. Na szczęście nic poważnego się nie dostało, Agnieszka za pewne zapomniała dać płynu. 

Boję się co jeszcze narobiła 

Załatwiłam sprawę z pralką, więc poszłam zajrzeć jak sobie poradził Mateusz. 

-Śpi -odparł siedząc na kanapie -Mam pytanie. 

-Jeśli chodzi o Agę to przepraszam...

-Nie to nie chodzi o nią, kiedy kładłem ją do łóżka powiedziała mi, że za 2 tygodnie wyjeżdżasz, to prawda? Wiem, że to może być przez ten alkohol, ale chcę się upewnić. 

O kurwa 

Nie wiedziałam co odpowiedzieć 

Skłamać, czy nie? 

-Marcysia, odpowiedz mi -spojrzał na mnie. 

-To nie jest tak...

-Wyjeżdżasz? Tak czy nie -spoważniał. 

-Tak -odpowiedziałam cicho. 

-Czemu mi nie powiedziałaś? 

-Nie wiedziałam, że będziesz dla mnie taki ważny? Chciałam to odwołać, ale nie mogę. 

-Na ile wyjeżdżasz? -znów zapytał z dalszym spokojem w wymowie. 

-Na pół roku, do Londynu.

-Świetnie, nie raczyłaś mi nawet o tym powiedzieć?! -podniósł głos wstając. 

-Chciałam, okej? Nie jestem taką suką, ale... 

-Ale co?

-Nie chciałam, abyś był na mnie zły! 

-A czego ty się spodziewałaś? Myślałem, że jak będziemy razem to na dłuższy okres niż miesiąc, nic mi nawet o tym nie powiedziałaś! 

-Nie miej do mnie pretensji? To ty wiecznie narzekasz na życie! Choć raz chciałam żyć bez żadnych zmartwień, dlatego nic Ci nie mówiłam. 

-Jakbyś nie zauważyła nie da się żyć bez żadnych zmartwień, jak teraz nasz związek będzie wyglądać? 

-Widocznie go nie będzie! 

O nie, nie, nie 

Nie chciałam tego powiedzieć 

-No i wszystko wiemy -prychnął i momentalnie wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. 

Nie miało to tak wyglądać 

czemu ja jestem taką idiotką? 

Chciało mi się wręcz ryczeć. Nie chciałam tego mówić, nie myślę tak, po prostu...

Po prostu zawaliłam na całej linii 


mam nadzieję, że rozdział się podobał! Buzi! 

Puzon, mamy problem/TrombaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz