21.

601 23 23
                                    

ostatnie wydarzenia działy się na przełomie października, a listopada, informuję, żebyście się nie zdziwili c

*dzień przed wigilią* 

perspektywa Mateusza 

Dziś 23 grudnia, urodziny Mariolki. 

W tym roku wigilię spędzamy u moich rodziców. Moja mama bardzo nalegała na nasza obecność, więc się zgodziliśmy. 

Jako, że dzisiaj jest ten piękny dzień zwany urodzinami Marcysi mam zaplanowaną niespodziankę. Wszystko załatwiałem z ekipą zanim jeszcze pojechałem do mojego domu rodzinnego, więc niespodzianka jest praktycznie gotowa. 

Stałem w kuchni kończąc śniadanie i tańcząc do jakieś świątecznej piosenki. 

-Przycisz to, twoja kobieta jeszcze śpi - pokarciła mnie mama wchodząc do kuchni. 

-Fakt -odparłem przyciszając muzykę. 

-Widzę, że się postarałeś z tym śniadaniem -zaśmiała się zaglądając za lady. 

-W końcu ma dziś urodziny -uśmiechnąłem się. 

-Nie wiesz jak się cieszę, że w końcu znalazłeś sobie kogoś takiego, Marcysia to dobra dziewucha, dbaj o nią tak jak teraz...

-Mamo proszę Cię...

-Synku, wysłuchaj mnie choć raz -powiedziała patrząc na mnie spod swoich okularów, westchnąłem dając jej znak, że może kontynuować swoją wypowiedź -Przez ostatnie miesiące było z tobą cienko, teraz dzięki niej w końcu odżyłeś. Wiem jaki jesteś i proszę Cię wspieraj ją choćby nie wiem co, mówię Ci to jako twoja matka, ale też jako kobieta. Marcysia jest wrażliwą dziewczyną i widać, że bardzo Cię kocha. Pomaga Ci i masz to doceniać. Kochasz ją? 

-Tak. 

-Dlatego też nie ważne co się stało musisz o tym pamiętać, o tym, że ona Cię kocha, a ty ją -uśmiechnęła się. 

To była moja mama w skrócie 

-Dobrze mamo, dziękuję -również się lekko uśmiechnąłem. Moja mama rzadko kiedy wyrażała się o moich dziewczynach w ten sposób, co utwierdza mnie w przekonaniu, że bardzo lubi Marcysię. Ostatnio jak się dogadały na ploteczki to cały dzień nie mogliśmy ich odciągnąć. 

Złapałem za tace wypełnioną po brzegi jedzeniem i tak, aby nic mi spadło skierowałem się ku naszego tymczasowego pokoju. Powoli wszedłem i ujrzałem Marcysię, która przeglądała coś w telefonie. 

-Wszystkiego najlepszego -powiedziałem i przekazałem jej tace -Urodzinowe śniadanko. 

-Ooo, dziękuję -uśmiechnęła się i dała mi buziaka -Twoja mama Ci nie pomagała? 

-Przysięgam, że sam wszystko zrobiłem. 

Zaśmiała się i złapała za jednego naleśnika biorąc gryza. 

-Wyjątkowo dobre, chyba zaczniesz mi gotować -powiedziała kiedy już wszystko przeżuła. 

-Wolę to zostawić tobie, a teraz jedz, bo za pół godziny chcę Cię widzieć naszykowaną do wyjścia -powiedziałem i powoli wychodziłem z pokoju. 

-Nie zdążę! -zdążyła krzyknąć. 

-Trudno -powiedziałem wychylając głowę przez drzwi po czym je zamknąłem. Wyjrzałem przez okno, gdzie pruszył śnieg, a dzieci lepiły bałwana. 

I to są prawdziwe święta

Założyłem kurtkę oraz czapkę i wyszedłem na zewnątrz. Od razu poczułem zimno, które uderzyło w moje ciało. Rozgrzałem ręce i z garażu wyciągnąłem łopatę. Jako, że w nocy padał śnieg cała okolica była zaśnieżona, więc aby wyjechać z samochodem musiałem co nie co odśnieżyć. Nie zajęło mi to jakoś długo, bo po 15 minutach stwierdziłem, że jest zbyt zimno, aby to robić bez rękawiczek i zostawiłem to co zdążyłem odśnieżyć. Kiedy wszedłem z powrotem do domu zobaczyłem Marcysię, która chodziła między pokojem, a łazienką. 

Puzon, mamy problem/TrombaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz