69. Epilog

537 53 33
                                    

PIĘĆ LAT PÓŹNIEJ

Paryż. Lipiec, 2024.

Życie Thomasa Jeffersona zjechało na zaskakująco dobrze obiecujące tory.

Nie było idealnie — nigdy nie mogło być idealnie, byłoby za nudno. Chociażby jego relacja z matką wciąż wiła się z bólu i w płaczu, ale przynajmniej próbował. Dzwonił na święta i urodziny, a jeśli z prędkością światła wymyślał wymówkę na rozłączenie się za każdym razem, gdy pojawiał się temat jego życia osobistego, przeszłości lub planów powrotu do kraju... cóż, z pewnością nie był jedynym synem na świecie, który unikał niezręcznych pytań i wyrzutów upierdliwej matki. Stał się więc tylko nieco lepszym synem, ale za to znacznie lepszym bratem. Z Mary i Jane rozmawiał rzadko, ale rozmawiał, Jane z narzeczonym zaprosił nawet na święta i, co zaskakujące, pojawili się i miło spędzili czas. Randolph rzadko odbierał telefony, czasem matka zmuszała go do rozmowy, gdy Thomas dzwonił, ale zwykle były to krótkie i mało znaczące rozmowy. Anne, z drugiej strony...

— Gdzie idziesz taki wystrojony?

Zatrzymał się przed lustrem w holu i niezadowolony zwrócił się w stronę salonu po jeszcze jednym — tylko na wszelki wypadek — zerknięciu na swoje odbicie, by upewnić się, że jest równo ogolony. Jego siostra siedziała na kanapie w oświetlonym przez promienie słońca padające przez otwarte na oścież okna pomieszczeniu. Wokół niej panował bałagan, na którego widok Jefferson skrzywił się i rzucił Anne pełne dezaprobaty spojrzenie, którego nawet nie zauważyła zbyt skupiona na malowaniu paznokci u nóg.

— Nie możesz robić takich rzeczy w pokoju? — fuknął niezadowolony, podnosząc zrzuconą z kanapy poduszkę, by położyć ją na fotelu. — Jeśli znowu coś ubrudzisz lakierem...

— Wyluzuj, mam wszystko pod kontrolą — odparła dziewczyna. — Tu jest lepsze światło. Nie odpowiedziałeś na pytanie, gdzie idziesz? Na randkę?

— Nie twój biznes — odparł Thomas. — Zresztą, po co ci to wiedzieć? Matka ci płaci za przeszpiegi?

— Nie, twój kolega z Nowego Jorku.

— James?

— Aha — potwierdziła wesoło dziewczyna. — Znaczy, nie płaci mi, ale lajkuje mi każde zdjęcie na Instagramie, to kochane.

— Bardzo — mruknął Jefferson, wywracając oczami. — Napisz, że ma się odczepić.

— Jasne, jasne. — Anne odłożyła lakier na stolik i wsunęła stopę pod ustawioną na podłodze lampę, po czym w końcu spojrzała na brata z szerokim i przebiegłym uśmiechem na twarzy. — Ale wymiana informacji to transakcja obustronna, więc ja też wiem co nieco.

— Czyżby? — mruknął Thomas, zawzięcie udając nieporuszonego. Dla pewności podszedł do okna i wyjrzał przez nie, by sprawdzić, czy Uber już podjechał. — I co takiego ciekawego ci powiedział? — zapytał, kątem oka zerkając na siostrę.

— Tu już wiesz co — odparła tamta, uśmiechając się wciąż w ten sam przebiegły sposób. — Wiem, kto przyjeżdża. Umówiliście się?

— Nie ma pojęcia, o czym mówisz. — Odszedł od okna i unikając spojrzenia Anne, skierował się o drzwi. — Idę. Jeśli znajdę lakier na kanapie, wyrzucam cię na ulicę.

— Już to widzę — prychnęła Anne. Thomas wziął swoje klucze i portfel z komody, wepchnął je do kieszeni i jeszcze zanim opuścił mieszkanie, usłyszał za sobą krzyk: — Wychodzę do Jeana, nie wracam na noc! Tak tylko, gdybyś potrzebował tej informacji do czegoś!

Studium w nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz