Kolejne dni, tak jak wszyscy się w spodziewali, zdecydowanie odbiegały od spokojnego urlopu. Kalendarze wszystkich zapełniały spotkania, prezentacje, konferencje, wideokonferencje i masa innych wydarzeń, które wymagały całodniowej uwagi i które całkiem odbierały Thomasowi siły na jakiekolwiek aktywności. Chcąc nie chcąc, musiał zapanować nad siłą ciągnącą go ku pięknym krajobrazom Wirginii i zaspokoić się manewrowaniem między pokojem, kuchnią, salonem i zapleczem biznesowym, skupiając się na zjeżdżających z trzynastu stanów pracownikach, z których każdy miał coś do powiedzenia w sprawie wprowadzonych zmian i oczywiście był pełen pomysłów na dalsze działania zarówno w swojej jednostce, jak i kwestiach głównego zarządu.
W środę Thomas przyłapał się na tęsknocie za rutyną, którą wyrobił sobie w Nowym Jorku.
Od soboty niemal nie widział Alexandra, o szansie na rozmowę nawet nie wspominając. Na osobności wymienili ze sobą może kilka zdań od ich wypadu do miasta, ale Thomas za każdym razem musiał zmuszać się do skupienia na wykonywanych zajęciach bardziej niż na rozmowie, czym zwykle szybko płoszył Hamiltona. Osobiście bardziej niż chętnie odłożyłby pracę na bok na rzecz rozmowy z Alexandrem, ale każde wypełnienie obowiązku zdawało się powodować pojawienie siedmiu nowych, a wypełnić musieli wszystkie, chociaż okres ich pobytu nie rozmnażał się w tak cudowny sposób jak ich obowiązki. Widywał Hamiltona przelotnie. Na posiłkach, jeśli Alexander decydował się na nie o tej samej porze co wszyscy (akurat on mógł sobie pozwolić na elastyczny plan dnia), w salonie, gdzie Alexander zazwyczaj leżał rozłożony na kanapie, czytając Platona, Shakespeare'a lub Machiavellego. Zwykle nawiązywali wtedy krótką rozmowę, a Thomas musiał całą siłą woli powstrzymywać się przed odłożeniem pracy na rzecz ułożenia się przy Alexandrze, czytania z nim sonetów, bo im Hamilton poświęcał w czasie tego wyjazdu dużo czasu, rozmawiania o Shakespearze, poezji, Wirginii, Chinach lub czymkolwiek innym. Dobrze wiedział, że obojętnie jaki temat by poruszyli, Alexander uczyniłby go interesującym i wartym każdego grama uwagi.
Czwartek w końcu był spokojnym dniem, który według mieli wykorzystać na spakowanie się, a który ostatecznie wszyscy spędzili na nierobieniu absolutnie niczego. Przygotowaną wieczorem do zapakowania walizkę, Thomas rano tylko kopnął, przechodząc do łazienki i na tym zakończył swoją integrację z planami. Przy stole na śniadaniu nie zastał tylko Hamiltona, który tym razem nie pojawił się wcale, choć we wcześniejsze dni przychodził, najczęściej mijając się z Thomasem z powodu własnego spóźnienia. Jefferson starał się zignorować nieprzyjemny skurcz w okolicach żołądka, gdy w jego głowie zaświtała pełna wyrzutu myśl, że gdy w końcu mógł zjeść śniadanie w spokoju, może porozmawiać, może po prostu powymieniać uśmiechy, Alexander nawet się nie pojawił.
Przez godzinę po śniadaniu siedział z Washingtonem, Madisonami i Franklinem w salonie, oglądając teleturniej, któremu jednak nikt poza Dolley i Benjaminem zdawał się nie poświęcać uwagi. James ze znudzeniem zajmował się telefonem, odpowiadając co jakiś czas na pytania małżonki dotyczące odpowiedzi w teleturnieju (och, wiem to! Jemmy, jak nazywał się ten, co grał główną rolę w tym filmie, gdzie byli ci dwaj? O, właśnie ten, dzięki, skarbie), Washington nie podnosił wzroku znad tabletu, a Thomas przy każdym najmniejszym dźwięku ze strony schodów, podrywał głowę, licząc na pojawienie się Hamiltona, który jednak mimo późnej godziny, wciąż nie opuścił sypialni. W końcu Thomas odważył się zapytać.
— Pewnie jeszcze śpi — powiedział Washington, nie odrywając wzroku od trzymanego urządzenia, chociaż Jefferson odniósł wrażenie, że mimo pozornego braku zmiany w postawie jego szefa, jakaś i tak zaszła. — Wczoraj siedział do późna, pisał z jakimś chłopcem, którego tu poznał. Teraz odsypia.
— Poznał kogoś? — palnął Thomas bez nawet sekundy zastanowienia, ukazując zazdrość jeszcze mniej subtelnie, niż przewidywał. Washington obrzucił go krótkim spojrzeniem, z którego Jefferson niczego nie wyczytał, a jedynie zmierzył się z dziwnym wrażeniem, że wypowiedziane wcześniej słowa o poznanym przez Alexandra chłopcy oprócz tego, że były (oczywiście) prawdziwe, stanowiły też swego rodzaju test, który Thomas właśnie spektakularnie oblewał.
CZYTASZ
Studium w nienawiści
FanfictionW życiu ważne jest pamiętać, że obojętnie jak wielka byłaby liczba zadanych ciosów od losu, żaden ból nie ma mocy zatrzymania toczącego się na świecie życia. Alexander Hamilton wiedział o tym od dziecka, a Thomas Jefferson dostał szansę, by się teg...