Nowe mieszkanie Thomasa było przede wszystkim puste bez Alexandra w nim.
Oczywiście miło było żyć w końcu na własną rękę, pod własnym dachem i chociaż częściowo wyzbyć się obezwładniających go wyrzutów sumienia, które dopadały go ilekroć widział Washingtona w mieszkaniu. Nieznośne uczucie sprawiało, że nawet na co dzień słodki dotyk Alea zdawał się parzyć jego skórę. W pracy, gdy Alexa nie było, udawanie, że cała ta sytuacja nie miała miejsca. Tak samo było, gdy w swoim mieszkaniu spotykał się z Alexandrem. Bez obawy przed Washingtonem wygodnie było udawać normalność.
Styczeń dobiegł końca właśnie w takiej otoczce pozoru normalności.
Luty naruszył tę i tak kruchą skorupę.
— Jesteś przybity — zauważył Thomas, gdy po trzech dniach niewidzenia się ze sobą, gdy Alex wymawiał się nauką, w końcu spotkali się w parku w niedzielne popołudnie trzeciego lutego. Było zdecydowanie za ciepło jak na luty, a jednak Alexander czekał na niego otulony czarnym, długim płaszczem, który dostał pod choinkę, tym samym, który nosił w najbardziej surowe dni stycznia. Siedział przy punkcie widokowym pod Summit Rock tam, gdzie spotykali się regularnie od wyprowadzki Thomasa, na murku, zwrócony plecami w stronę ustawionych w łuku ławek, na których siedziało tylko starsze małżeństwo i kilkonastoletni chłopak z nasuniętym na twarz kapturem. Jefferson usiadł obok Alexa i złapał go za rękę. — Co się stało?
— Nic — odpowiedział Hamilton z oczywistą nutą kłamstwa w głosie. Thomas owinął dłoń wokół jego zimnych palców troskliwie. — Miałem dużo nauki. Pójdziemy do ciebie? Zimno mi, a chciałem dokończyć jeden akapit.
— Mamy dwanaście stopni — zauważył Thomas, jednak bez sprzeciwu zsunął się z murku i wyciągnął drugą rękę w stronę Alexandra, by pomóc jemu, choć wiedział lepiej niż doskonale, że nie potrzebował tej pomocy. — Pokłóciłeś się ze swoim tatą?
— Daj spokój — uciął Alexander, wywracając oczami. Thomas posłusznie zamilkł i cofnął dłonie, wiedząc, że lepiej nie naciskać. Gdyby to zrobił, tylko bardziej podburzyłby zdenerwowanie swojego chłopaka, a milcząc, dał mu czas do spokojnego przeanalizowania, na kogo tak naprawdę był zły i na kim nie powinien tego wyładowywać. — Przepraszam. — O właśnie.
— Nic się nie stało — odparł od razu. Alex przybliżył się, nie nawiązując kontaktu fizycznego, ale wyraźnie sugerując, że nie będzie miał nic przeciwko temu. Thomas objął więc go w talii, wzdychając cicho. — Martwisz mnie, słońce. Prawie nie pisałeś ostatnio, a teraz zachowujesz się dziwnie.
— Przepraszam — powtórzył Alexander, nie patrząc na niego. Thomas pokręcił głową z politowaniem.
— Nie przepraszaj — polecił spokojnie. — Nie musimy o tym rozmawiać, jeśli nie chcesz, ale mogę jakoś pomóc?
— Nie — odpowiedział Hamilton po chwili ciszy. — Ale dziękuję.
Thomas uśmiechnął się i pocałował go w czoło.
Minęli plac zabaw pusty o tej porze roku, mimo wysokiej jak na zimę temperatury, ale Thomas się nie dziwił. Luty nie był najlepszym miesiącem na zabawę z dziećmi na placu zabaw. Ciepło nie poprawiało warunków, a wręcz przeciwnie. Po śmiesznie małej ilości śniegu promienie słońca zostawiły mokre plamy i błoto, którego nie sposób było uniknąć nawet na głównej ścieżce w parku, gdy byli tak blisko wody. Nie chcąc ubrudzić butów, skierował Alexa do wyjścia z parku przy 85 ulicy.
— Jesteś głodny? — zapytał Thomas.
— Tak, ale nie na restaurację — odparł Alex, odciągając Thomasa od burgerowni. — Możemy zrobić coś u ciebie.
CZYTASZ
Studium w nienawiści
FanfictionW życiu ważne jest pamiętać, że obojętnie jak wielka byłaby liczba zadanych ciosów od losu, żaden ból nie ma mocy zatrzymania toczącego się na świecie życia. Alexander Hamilton wiedział o tym od dziecka, a Thomas Jefferson dostał szansę, by się teg...