— Dobra, muszę zapytać. Kapelusz kowbojski?
Hamilton uśmiechnął się, odrywając wzrok od Państwa Platona i mimowolnie sięgnął dłonią do leżącego na jego głowie kapelusza, gdy następnego dnia siedzieli w wypożyczonym Chevrolecie, jadąc w stronę Mount Vernon według wskazówek GPS-u.
Wczorajszego wieczoru wrócił z Jeffersonem późnym wieczorem, niecałe dwadzieścia minut przed tym, jak samochód pana Lee podjechał pod pensjonat. Alexander akurat zdążył ułożyć się w łóżku po wyjściu spod prysznica, gdy jego tata zapukał cicho i zerknął sprawdzić, czy wszystko w porządku. Alex wewnętrznie pochwalił się za oskarowe odegranie rozespania, choć wewnętrznie energia rozpierała go jak nigdy wcześniej. Nie potrafił przez kilka godzin, a gdy w końcu zmrużył oczy, Washington obudził go i kazał się zbierać, bo za pół godziny wyjeżdżają. Pierwszą rzeczą, na jaką padł wzrok Alexandra po obudzeniu się, był brązowy kapelusz, który po powrocie do pokoju ułożył na szafce z czymś mniejszym niż cześć, ale zdecydowanie większym niż zwykła obojętność. Przywiązywał się do przedmiotów znacznie częściej i bardziej, niżby sobie życzył. Wielokrotnie życzył sobie wyprania z sentymentów, jakby ta nieracjonalna w stu procentach część jego natury była jedynie trudną do zmycia, niechcianą plamą, a jednak nie mógł wcisnąć tego kapelusza do szafy, tak jak wcisnął koszulkę i spodenki, chociaż kapelusz nie był specjalnie ładny, a lekko groteskowy i tandetny. To nie zawadzało, bo Alex chciał, zobaczyć ten kapelusz, podarunek od Jeffersona, gdy tylko otworzy oczy, a potem nie oparł się chęci włożenia kapelusza na głowę, gdy schodził na śniadanie, licząc, że Thomas tam będzie. I był. Żaden z nich tego nie skomentował, jedynie rzucili sobie spojrzenie, które zagłuszyły Alexandrowi reakcje jego taty i Richarda Henry'ego Lee.
— Dziwne pytanie — osądził. — Ale w porządku. Tak, kapelusz kowbojski.
Uśmiechnął się niewinnie w odpowiedzi na spojrzenie, jakim obrzucił go Washington.
— Pozwól, że zapytam inaczej: skąd go wytrzasnąłeś i co ci się stało, że z własnej woli nosisz coś skojarzonego z głębokim południem? — zapytał.
— Hej, po pierwsze: kapelusze kowbojskie kojarzone są przede wszystkim z dzikim zachodem, południe, tfu, Teksas, je sobie zawłaszczyło. Po drugie, nie spakowałem czapki, a muszę chronić się przed udarem, bo słońce tu napieprza jak na Karaibach — odparł, celowo omijając kwestię pochodzenia kapelusza, choć miał wrażenie, że jego próba przemilczenia niewygodnego tematu okaże się porażką.
— Powiedziałeś, że spakowałeś czapkę — wytknął mu tata, brzmiąc na sfrustrowanego, ale niezdziwionego. Alexander wzruszył ramionami.
— Wiele rzeczy ci mówię — odpowiedział niewinnie, na co odpowiedziało mu głębokie westchnienie. — Zresztą, nie mam żadnych czapek.
— Masz milion czapek.
— Wszystkie stare i brzydkie — stwierdził, ponownie wbijając wzrok w swoją książkę. — Nie moja wina.
— Sam je wszystkie wybierałeś, dlaczego rok temu były w porządku, a teraz nie są? — zapytał Washington, na moment zdając się zapomnieć o sprawie kapelusza kowbojskiego. Gdy Alexander odpowiedział kolejnym wzruszeniem ramion, westchnął. — Jesteś rozpieszczonym bachorem.
— Cóż, a czyja to wina? — mruknął ironicznie Alex, unosząc brwi. — Sam siebie nie rozpieściłem, a mama nie była takim rodzicem.
— A jakim była?
— Nie takim — odparł krótko Alex, przygryzając wnętrze policzka, by powstrzymać się od rozwinięcia wypowiedzi.
Nie wiązał z matką nieprzyjemnych wspomnień. Wszystkie były słodko-gorzkie, ale w gruncie rzeczy stanowiły miły element przeszłości Hamiltona, na pewno w porównaniu do innych. Pamiętał zapach jej sklepu – świeże owoce i warzywa, pieczywo i krówki. Pamiętał, jak zamykała drzwi do pokoju dzieci, gdy czuła, że zbliża się awantura między nią a Jamesem Hamiltonem. Pamiętał, że nie znosiła wymyślać bajek, o które Alex regularnie błagał na spacerach i przed snem, więc jedynie zmieniała imiona bohaterów i drobne elementy w klasycznych opowieściach (to Kopciuszek, mamo! Oczywiście, że nie, Kopciuszek zgubił but, a Kapciuch bransoletkę, to zupełnie inna bajka). Pamiętał słodki koktajl z truskawek i z bananem, i z liściem mięty na wierzchu, który wielokrotnie próbował zrobić sobie sam, a który jednak nigdy nie smakował jak ten robiony przez Rachel. Nie były to złe wspomnienia, ale Alexander nie lubił o nich opowiadać i z jakiegoś powodu szczególnie nie lubił opowiadać o nich swojemu tacie.
CZYTASZ
Studium w nienawiści
FanfictionW życiu ważne jest pamiętać, że obojętnie jak wielka byłaby liczba zadanych ciosów od losu, żaden ból nie ma mocy zatrzymania toczącego się na świecie życia. Alexander Hamilton wiedział o tym od dziecka, a Thomas Jefferson dostał szansę, by się teg...