Tępo wpatrywał się w wiadomość od Alexandra, wysłaną krótko po wyjściu chłopaka z mieszkania. Ogłoszenie sprzedaży mieszkania. Dwie sypialnie, niedrogie jak na nowojorskie standardy, w centrum, blisko pracy, daleko Alexandra. Czy to naprawdę było dobre wyjście? Co ważniejsze, czy właśnie tego chciał Alexander?
Od miesiąca, a może i dłużej, Thomas uparcie unikał wszystkich miejsc, w których mógłby znaleźć podobne ogłoszenie, aż w końcu nawet algorytmy za reklamami zrezygnowały z podstawiania mu na każdym kroku w sieci (nieraz absurdalnie mijających się z jego preferencjami) ogłoszeń wynajmu, na który i tak się nie decydował. Żadna oferta zawierała tego, na czym mogło mu zależeć bardziej niż na codziennym widoku twarzy Alexa, a jednak w sytuacji, w której to pragnienie nie było wzajemne... czy miał powód, żeby przed tym uciekać?
Oczywiście wiedział nawet przed kłótnią, że w końcu będzie musiał się wyprowadzić i nie może odwlekać tego w nieskończoność, ale nie wyobrażał sobie tego w taki sposób. Nie chciał podejmować takiej decyzji w kłótni z Alexandrem. I to jeszcze tak cholernie głupiej kłótni. Przecież nie uważał Alexa za dziecinnego, niepotrzebnie pozwolił na siebie wpłynąć tym wszystkim durnym ostrzeżeniom. Znał Alexa. Może nie dłużej i lepiej niż Angelica Schuyler, ale wystarczająco, żeby wiedzieć, czego chce.
Z drugiej strony obrażanie się, ucieczki i pasywno-agresywne wiadomości niespecjalnie świadczyło o dojrzałości, w którą Thomas tak bardzo chciał uwierzyć.
— Pieprzyć to — mruknął pod nosem, podnosząc się z kanapy. Napisał do Alexa, prosząc, żeby wrócił porozmawiać, ale został bez odpowiedzi. Nie mając najmniejszej ochoty na bezczynne siedzenie (a może mając po prostu tłumioną ochotę na coś innego) wybrał numer Franklina i czekał jedynie trzy sygnały, by usłyszeć głos przyjaciela. Nie owijał w bawełnę. — Masz ochotę się upić?
— Zawsze — padła natychmiast odpowiedź.
— Cudownie — mruknął Thomas, już zdejmując kurtkę z wieszaka i wciągając ją na siebie. — Magic Hour? Będę za dwadzieścia minut. — Franklin zgodził się, więc Thomas rozłączył się, zgarnął klucze z szafki w przejściu i opuścił mieszkanie. W windzie nerwowo chodził z rogu do rogu, jednak na siódmym piętrze dołączył do niego mężczyzna a dwuletnią dziewczynką na rękach, więc zmusił się do pozostania w miejscu i udawania, że nie ma ochoty przywalić głową w metalową ścianę za sobą.
Wziął taksówkę. Na miejsce dotarł, zgodnie ze swoimi przypuszczeniami, po dwudziestu minutach, chociaż niemal połowę tego czasu zajęło przebicie się przez Dziewiątą Aleję obok Plazy, gdzie (jak chyba zawsze) panował okropny ruch, jakby żywcem wyrwany z obrazków prezentujących typowe życie w Nowym Jorku. Żółte taksówki, tłumy na ulicach i chodnikach, kompletny brak przestrzeni do swobodnego poruszania się.
Po wejściu do baru i namierzeniem wzrokiem Franklina bez wahania podszedł do mężczyzny i przed powiedzeniem czegokolwiek, zabrał stojący na barze kieliszek i wypił jego zawartość do dna, nie mogąc czekać ani sekundy dłużej po tym jak uderzył go zapach wytrawnego wina i widok wszystkich tych butelek rozmaitych alkoholi za barem.
— Wybacz, ale potrzebowałem tego znacznie bardziej niż ty — mruknął, po czym zamówił sobie drinka i polecił barmance otworzyć mu rachunek. Dopiero po tym zorientował się, że Franklin, ku jego zdziwieniu, nie pojawił się sam. — Richard! — zamrugał parokrotnie, jakby chciał się upewnić, że ten charakterystyczny, neonowy pomarańcz na garniturze nie jest jedynie wytworem jego wyobraźni. — Miło cię widzieć — oznajmił, ściskając rękę Richarda Lee siedzącego przy barze po drugiej stronie Franklina. — Co cię sprowadza do Nowego Jorku?
— Benji we własnej osobie — odparł Lee, uderzając Benjamina w plecy z szerokim uśmiechem. — Ściągnął mnie na urodziny Johnny'ego. Myślałem, że trochę przy okazji pozwiedzam, ale pogoda ewidentnie ma coś przeciwko.
CZYTASZ
Studium w nienawiści
FanfictionW życiu ważne jest pamiętać, że obojętnie jak wielka byłaby liczba zadanych ciosów od losu, żaden ból nie ma mocy zatrzymania toczącego się na świecie życia. Alexander Hamilton wiedział o tym od dziecka, a Thomas Jefferson dostał szansę, by się teg...