44. Milion błędów

1.1K 118 137
                                    

Całą drogę ze szkoły do domu Alexander spędził na udawaniu, że słucha Rogera oraz liczeniu minut i mil.

Była czwarta siedemnaście, a Jefferson w piątki standardowo kończył pracę dwadzieścia minut przed piątą. Jego pojawienie się zdecydowanie pokrzyżowałoby Rogerowi potencjalne plany bez angażowania Alexandra w niezręczną rozmowę, o tym dlaczego sprawiał wrażenie chętnego na seks i związek, a faktycznie nie miał na nic z tych rzeczy najmniejszej ochoty. Kurczowo trzymał się tego planu, analizując w głowie ruch na nowojorskich ulicach o tej porze, by jak najlepiej określić, jak bardzo musi przeciągać rozmowę, by doczekać przyjazdu Thomasa.

Najszybsza trasa od drugiej alei na East Upper Side (gdzie to znajdowało się King's High School) do pierwszej alei na West Upper Side naturalnie prowadziła przez Central Park, ale Alexander już to załatwił i polecił Rogerowi jechać na około, tłumacząc tę zmianę zmyślonym na poczekaniu happeningiem w parku, który miał rzekomo opóźnić ich jazdę. W ten sposób zyskał całe dziesięć minut przy obecnych na 57 ulicy korkach. Czyli dotarliby około czwartej trzydzieści, co zaś dawało około godzinę na przyjazd Thomasa, uwzględniając korki przy Wall Street, Plazie, Barclay Street i praktycznie całej West Street. Około dziewięć minut więcej niż przy pustych drogach, chociaż takowe praktycznie nie istniały w centrum Nowego Jorku.

W porządku. Wytrzyma godzinę bez ściągania spodni. Zapewne. Możliwe. Prawdopodobnie.

Zgodnie z jego przewidywaniami Roger zatrzymał samochód pod budynkiem kilka minut po wpół do i, oczywiście, zaproponował odprowadzenie Alexa do mieszkania, na co ten powstrzymał się przed wywróceniem oczami, bo nie był pieprzonym kaleką i jeśli facet chciał wejść do środka, a najwidoczniej chciał, mógł po prostu zapytać. Nie wyraził swojej irytacji na głos, a jedynie zgodził się, bo przecież nie miał żadnego racjonalnego powodu do niezrobienia tego. Potem, naturalnie, zasugerował, że nie miałby nic przeciwko zobaczenia, jak się mieszka w bogatych dzielnicach Nowego Jorku.

— Wiesz, gdybym na początku tego roku usłyszał, że będę jedną z osób, która zobaczy twoją sypialnię... — zażartował, gdy Alexander wpuścił już Rogera do środka. Zignorował skręt w żołądku na nutę pewności w głosie Danielsa, co do obejrzenia jego sypialni i po raz pierwszy od zaczęcia się całej tej sytuacji, poczuł zalążki faktycznego niepokoju i może nawet strachu zamiast ciągłej irytacji. Zerknął na tarczę zegarka na nadgarstku i westchnął cicho.

Pięćdziesiąt trzy minuty.

Wiedział, że to głupie. Wszystko w tej sytuacji było głupie. Jego związek z Danielsem był głupi, ale, cholera, nie wydawał się taki na początku. Alexander doskonale wiedział, że go poniosło i pozwalał na za wiele, gdy po drugiej randce już całował się z Rogerem na tyłach jego samochodu, dopóki nie przerwał im nachalnie dzwoniący telefon Hamiltona. Wiedział, że absolutnie nie jest bez winy w tej sytuacji i wiedział, że nadszedł moment wypicia nawarzonego sobie piwa. Żałował kilku pochopnie podjętych decyzji, ale wcześniej jego odczucia były zupełnie inne. Roger był uroczy. Dobrze im się rozmawiało, spotkania były zabawne, lekkie, przyjemne i takie łatwe. Tak łatwo było chodzić na randki z kimś w swoim wieku, z kimś, kto nie odskakiwał od przypadkowego dotyku jak od rozgrzanego żelaza. Z kimś, kto nie obawiał się patrzenia na Alexandra dłużej niż trzy sekundy, jakby warto było patrzeć. Wizja głębszej relacji z kimś, kto nie traktował potencjalnego uczucia jak zakaźnej choroby, przed którą należy chronić się na wszystkie możliwe sposoby, była najzwyczajniej w świecie wygodna i to na tyle wygodna, że Hamilton pozwolił sobie na zignorowanie uzasadnionych ostrzeżeń i zapomnienie o rosnącym z dnia na dzień bólu w okolicach piersi, gdy znów spędzał wieczór przy biurku w swoim pokoju, nie mogąc skupić się na książkach, gdyż każde najmniejsze skrzypnięcie z pokoju obok było sto razy bardziej warte uwagi niż wszystko inne w otaczającym go świecie. Łatwiej było wyjść z domu. Spotkać się z kimś, komu wydawało się zależeć, zamiast rozmyślać o kimś, kto robił wszystko, by sprawiać inne wrażenie.

Studium w nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz