52. Zbyt blisko słońca

1.2K 106 134
                                    

Listopad zaczął się dla Alexa dźwiękiem deszczu uderzającego o okno, bólem głowy i zapachem Thomasa utrwalonym w powietrzu, pościeli i na nim samym. Nie mdliło tak jak od chwili otwarcie oczu w Halloween, w zasadzie czuł się naprawdę dobrze jak na standardy pierwszego listopada. Chwilę leżał bezczynnie w łóżku, przeglądając telefon i odpowiadając na wiadomości z zeszłego dnia, na które nawet nie spojrzał. Głównie były to notatki ze straconych lekcji, nikt z jego znajomych nie zawracał sobie głowy pytaniem o powody, prawdopodobnie wiedząc, że nie otrzymają odpowiedzi.

Zanim zdecydował się na wstanie z łóżka, drzwi jego pokoju uchyliły się, a następnie do środka wszedł jego tata. Alex podniósł się do siadu i uśmiechnął, przeciągając przy tym.

— Jak się czujesz? — zapytał Washington, siadając na skraju łóżka. — Wczoraj, gdy wróciłem, już spałeś.

— Nic mi nie jest — odparł Alex, wzruszając ramionami. — Wczoraj było chu... beznadziejnie — poprawił się szybko, ale jego tata tylko uśmiechnął się i pokręcił głową z dezaprobatą. — Ale to było wczoraj. Już mi lepiej.

— Cieszę się — powiedział cicho jego tata, przyglądając mu uważnie. — Thomas dobrze się tobą zajął? — zapytał po chwili, na co Alexander niemal spiął się ze zdenerwowania. Podchwytliwość w tym pytaniu była niemal oczywiście, a jednak rozbrzmiała w nim też swego rodzaju potrzeba szczerej odpowiedzi.

Po chwili zastanowienia skinął głową i spojrzał swojemu tacie w oczy, odpowiadając:

— Tak. Naprawdę tak — odpowiedział, z powagą śledząc reakcję ojca, z której jednak niczego nie dał rady wyczytać. Sekunda otwartości minęła i znów wrócili do ciągniętej od kilku tygodni maskarady. — Dlaczego pytasz?

— Bez powodu. — Alex zmarszczył brwi i przyjrzał się ojcu uważnie. — W porządku. Po Nowym Roku chyba będę musiał wyjechać na dwa tygodnie.

— Dwa tygodnie? — powtórzył Hamilton. — Do Wirginii, tak?

— Tak — odparł Washington. — Pomyślałem, że dobrze będzie, jeśli Thomas zostanie tu z tobą do tego czasu, skoro pewnie nie będziesz chciał jechać — dodał po chwili, na co Alexander niemal bezwiednie prychnął.

— Po pierwsze: mogę zostać sam na dwa tygodnie — oznajmił. — Poza tym, z tego co wiem, znalazł ostatnio mieszkanie więc... — Wzruszył ramionami, przybierając skrajnie obojętny wyraz twarzy. — Tak jak mówię, poradzę sobie...

— Znalazł? — przerwał mu tata, brzmiąc na szczerze zdziwionego tym stwierdzeniem. — Dziwnie, bo wczoraj z nim rozmawiałem i powiedział, że chętnie zostanie do Nowego Roku — powiedział, na co Alexander mimowolnie wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.

W porządku. Nie tego się spodziewał.

— Och... serio? — Gdy jego tata odpowiedział skinieniem głową, szybko się opamiętał. — Może źle zrozumiałem.

— Na pewno.

Zacisnął wargi, zmuszając się do zachowania neutralnego wyrazu twarzy. Czuł się skonfundowany. Z jednej strony pomysł zostawienia ich samych na dwa tygodnie mógł świadczyć tylko o nieświadomości jego taty, ale cały charakter tej rozmowy wskazywał na to, że żadne kłamstwa nie były już potrzebne, a utrzymywane tylko ze względu na ich niegotowość do porzucenia ich.

— Wszystko w porządku? — zapytał po chwili Alexander nieco zmartwiony ciszą, jaka zapadła między nimi. Washington uśmiechnął się lekko.

— Ja powinienem o to zapytać.

— Cały czas to robisz — zauważył Hamilton z uśmiechem.

— Wszystko w porządku, Alex — zapewnił go tata. — Martwię się o ciebie.

Studium w nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz