19. Cena mojej wojny

1.1K 122 65
                                    

Trochę się naczekaliście, hm?

Odczuwam głupią satysfakcję z pisania scen schiz rodzinnych. Chociaż tutaj nie ma jakiejś porządnej schizy, takie sceny są po prostu miłe do pisania. Może zadowolą Was w okresie czekania na Jamiltona w Jamiltonie. (haha, nie, my chcemy romansu, krwi i ciasteczek)

~*~

Niedbale i gwałtownie odłożone na biurko pudełko z kurczakiem zsunęło się na podłogę, a Alexander zaklął soczyście, widząc jak cholerny sos ostrygowy (był ostrygowy, pieprz się, Jefferson) zalewa panele. Jakaś część jego — ta która odpowiadała za książki ułożone na regale epokami od najstarszych na dole do najnowszych na górze i ołówki zatemperowane do tej samej długości — od razu pociągnęła go do sprzątnięcia, jednak ostatecznie prym przejął ognisty temperament, dodatkowo podburzany hormonami i podłym nastrojem.

Czuł się cholernie źle ze wszystkim, co go w tamtym momencie otaczało. To nie miało absolutnie żadnego sensu, ponieważ niemal wszystko poszło zgodnie z planem Alexandra i ostatecznie powinien być zadowolony, a jednak czuł się, jakby gruba pętla zaciskała się wokół jego szyi, odcinając dopływ powietrza na tyle subtelnie i stopniowo, by nie dawać powodu do nagłej paniki, ale równocześnie podsycając ją z każdą sekundą. Do diabła, miał wrażenie, że sam sobie na szyję tę pętle założył i to z pełnym przekonaniem, że nie stanie się nic, czego nie będzie chciał, a jednak w tamtym momencie to nie on pociągał za sznurek, to nie on kontrolował sytuację.

Nie mając absolutnie żadnego pomysłu na to, co ze sobą zrobić, po porostu opadł na łóżko i ukrył twarz w dłoniach, odcinając się od ostatków światła, jakie wpadały przez okno do jego pokoju od wiecznie jasnej i głośniej ulicy. Odetchnął kilka razy, próbując uspokoić niepokojąco szybko bijące serce jak na bezczynne leżenie na łóżku po przejściu jednych schodów. Dotąd nie zdawał sobie sprawy, jak intensywnie odbierał wszystko, co się dotąd wydarzyło.

Z tym że — do diabła — nic takiego się nie wydarzyło.

Jego tata nie powinien wiedzieć o siniaku. To poszło źle, uświadamiał sobie powoli. Zadzwoni lub nie zadzwoni do szkoły i spróbuje lub nie spróbuje się czegoś dowiedzieć, a sprawa zostanie lub nie zostanie rozdmuchana.

I to tyle. W najgorszym wypadku skończy się pogadanką w szkole przy rodzicach, bo tylko tyle zachodu powinna być warta sprawa siniaka pod okiem Alexandra. Porównując tę jedną porażkę do wszystkich irracjonalnie skomplikowanych planów, które Hamiltonowi udało się zrealizować, to było literalne nic.

Nic, w porównaniu do tego, że bez (jak na razie) konsekwencji włamał się na konto drugiej po jego tacie najważniejszej osoby w firmie, nic w porównaniu do tego, że udało mu się oszukać cały mechanizm sprawnie działającej korporacji, nic w porównaniu do tego, że w ciągu jednego dnia zdołał zrealizować ten chory (chory, bo innym cenzuralnym słowem nie można tego cholerstwa określić) plan i całkiem dobrze napisać te cholernie głupie testy.

Matmę i fizykę miał już za sobą. Zmierzyć się musiał jeszcze z biologią i chemią, i literaturą, i historią USA, i historią powszechną, i francuskim, a potem napisać esej. Wydawało się to nieco głupie zważywszy na fakt, że za rok — gdy przyjdzie im pisać rzeczywiste testy — będzie musiał wybrać dwa albo trzy, ale ostatecznie Alexander, chociaż pisał te testy już trzeci raz, dalej nie był pewny, co powinien wybrać. Z pewnością historię, ale nie wiedział, którą, ewentualnie obie, wtedy jako trzeci mógłby wziąć francuski i spokojnie zgadnąć tysiąc sześćset punktów, ale ta wizja wydawała mu się zbyt łatwa i nieco nudnawa. Był prawie pewien, że francuski zastąpi matematyką, bo posługiwał się francuskim na tyle sprawnie, by przez całą karierę dostawać jedynie szóstki i nagany za brak pracy na lekcji. Nigdy nie założył nawet zeszytu z tego przedmiotu, za co w końcu dostał pałę, co poskutkowało ostatecznym obniżeniem oceny na koniec roku. Był wtedy cholernie wściekły, bo wielokrotnie rozmawiał z nauczycielem, chcąc zrezygnować z zajęć, które jedynie zapychają mu harmonogram, niczego nie wnosząc. Jednak pan Rochambeau był nieubłagany, twierdząc, że uczą się też wielu elementów kultury i historii francuskiej i jego lekcje to przecież znacznie więcej niż sam język. Jak dotąd o kulturze Alexander wiele się od niego nie dowiedział, chociaż faktycznie nauczyciel uwielbiał poruszać temat wpływu Francuzów na rewolucję amerykańską i na tym kończyła się część historyczna. Czasami Alexander wykorzystywał te lekcje po prostu na odsypianie.

Studium w nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz