Jedenastego stycznia Thomas obudził się z ciasno wtulonym w niego Alexandrem u boku, a kładł się spać pozbawiony nawet możliwości ucałowania go w czoło na dobranoc.
Nie mógł nic poradzić na żal, który rósł w nim w ciągu dnia za każdym razem, gdy musiał się powstrzymać przed pocałowaniem, objęciem, złapaniem za rękę i każdą inną drobną czułością, jakimi mógł obdarzać Alexandra bez skrupułów w ciągu ostatnich jedenastu dni, a które teraz znajdowały się całkowicie poza jego limitem, gdy nawet stojąc zbyt blisko, czuł na sobie ostrzegawcze spojrzenie Washingtona. Nie mógł nie żałować. Nawet w chwili, gdy rozsądek podpowiadał mu, że dla Alexa przyjazd ojca na jego urodziny musiał dużo znaczyć i że gdyby się nie pojawił, Alexandra zabolałoby to w mniejszy lub większy sposób, więc powinien się cieszyć jego szczęściem i w jakimś stopniu na pewno cieszył, a jednak jego egoizm rozbrzmiewał w tym wypadku znacznie głośniej niż empatia. Wiedział, że Alexandrowi też to przeszkadza, nawet jeśli niezaprzeczalnie wyższej jakości zdolnościami aktorskimi ukrywał to znacznie lepiej. Rzucał Thomasowi pokrzepiające uśmiechy, trzymając narzucony im dystans, jednocześnie wywracając oczami, jakby chciał nadać całej sytuacji komiczny wymiar. Pod pewnymi kątami z pewnością taka była, szczególnie zważywszy na to, że obok komedii pisarz ich żyć, kimkolwiek by nie był, do wyboru miał jeszcze tragedię, do której jednak najwidoczniej go nie ciągnęło przynajmniej nie na ten moment. Może z perspektywy widowni faktycznie było coś zabawnego w kontraście między fizycznym dystansem a duchową i psychiczną bliskością, jaka łączyła Alexandra i Thomasa bardziej niż kiedykolwiek wcześniej po dniach spędzonych bez najmniejszych pozorów sam na sam. Thomas, stojąc na metafizycznej scenie, daleko był od śmiechu, ale to prawdopodobnie nie odebrałoby niczego komedii, w której grał. Bohaterowie nie mieli w zwyczaju widzieć własnego komizmu, a raczej przeważnie cierpieli w nim przy akompaniamencie śmiechu widowni. Ile straciłby na humorze „Skąpiec" Moliera, gdyby Harpagon pozwolił sobie na chichot zamiast przesadzoną rozpacz nad odebraną mu szkatułką? Za komizm tej sytuacji odpowiadała właśnie szczerość tej rozpaczy, którą Thomas wcześniej mógł wykpiwać do woli, a teraz utożsamiał się z tym przerysowanym bólem bardziej niż kiedykolwiek, czy mu się to podobało, czy nie.
Od tej szekspirowskiej metafory życia oderwał go dźwięk kroków na korytarzu, które bez problemu rozpoznał jako kroki Alexa. Spodziewał się, że usłyszy, jak omija jego pokój, może kierując się na dół, jednak drgnął zaskoczony, słysząc otwierane drzwi, przez które do środka niemal bezszelestnie wślizgnął się Hamilton, uśmiechając niewinnie.
— Hej — mruknął, wchodząc w głąb pokoju, by usiąść obok Thomasa na łóżku.
— Co robisz? — szepnął Jefferson, nerwowo zerkając na drzwi, mimo fali mimowolnego zadowolenia na możliwość przebywania z Alexandrem sam na sam po całym dniu. — Twój tata...
— Robiliśmy bardziej ryzykowne rzeczy, gdy jeszcze nie wiedział — przypomniał Alex, machając lekceważąco dłonią. — Nie przesadzaj, chciałem tylko porozmawiać.
— Racja — odparł po chwili Thomas, zmuszając się do względnego spokoju. Złapał jedną dłoń Alexa ułożoną luźno na pościeli i delikatnie potarł kciukiem miękką skórę. — Wszystko w porządku?
— Ja chciałem zapytać — oznajmił Hamilton, uśmiechając się ciepło. — Cały dzień chodziłeś spięty.
— Cóż, mam do tego raczej konkretne powody.
— Dramatyzujesz — prychnął Alex, po czym jednak westchnął i pokiwał głową na boki pod sceptycznym spojrzeniem Thomasa. — Znaczy, jasne, masz, ale, hej, chyba nie jest aż tak źle, prawda? Rozmawiałeś z tatą?
— Można chyba tak powiedzieć — odpowiedział z lekkim zawahaniem Jefferson. — W dużym skrócie stanęło na tym, że spierdoliłem, ale zamierza to uszanować ze względu na ciebie — wyjaśnił. Alexander przyglądał mu się tylko z uwagą, nie ukazując niczego, cokolwiek przeszło mu przez głowę. Thomas westchnął. — W każdym razie i tak jestem pewien, że mnie nienawidzi.
CZYTASZ
Studium w nienawiści
FanfictionW życiu ważne jest pamiętać, że obojętnie jak wielka byłaby liczba zadanych ciosów od losu, żaden ból nie ma mocy zatrzymania toczącego się na świecie życia. Alexander Hamilton wiedział o tym od dziecka, a Thomas Jefferson dostał szansę, by się teg...