24. Słowa z obsesją

1.3K 122 70
                                    

Macie tu skutek Waszych cudownie rozbudowanych komentarzy, ja na nie wszystkie w końcu odpowiem, poważnie. Ten rozdział może trochę światła rzucić na wiele niejasności, więc nie zostaje mi nic innego niż zaprosić Was do czytania i zachęcić do dalszego dzielenia się rozbudowaną opinią, która dodaje mi weny na tyle, żeby zarwać nockę dla rozdziału.
Zresztą mam ferie, odeśpię za dnia.

enjoy~

~*~

Po panicznym opuszczeniu przez Hamiltona firmy, Washington ostro skonfrontował Thomasa i Adamsa z tym, co myślał o sposobie, w jaki nadużyli jego zaufania w kwestii kary Alexandra. W przeciwieństwie do Johna Thomas zachował wystarczająco rozsądku i pokory, żeby nie wykłócać się w tej sprawie, chociaż nie potrafił się nie zgodzić z wieloma argumentami przyjaciela. Było coś absurdalnego w fakcie, że oni nagle zostali tymi złymi, podczas gdy to Hamilton oszukał ich wszystkich (z Washingtonem włącznie, o czym mężczyzna jednak zdawał się zapomnieć), z pełną świadomością i bez najmniejszych oporów manipulował Thomasem, włamał się na pocztę Adamsa i ukrył cholernie istotną informację przed najważniejszymi jednostkami firmy, żeby tylko osiągnąć swoje. John przez całą rozmowę uparcie usiłował przypomnieć o tym wszystkim Washingtonowi, jednak z typowym dla siebie brakiem taktu i wyczucia tylko pogarszał ich sytuację, ostatecznie zmuszając Thomasa do uciszenia go mocnym kopnięciem pod biurkiem. Przypuszczał, że właśnie tak czuli się jego dojrzalsi i mądrzejsi koledzy z gimnazjum, gdy lądowali razem na dywaniku u dyrektora za palenie za szkołą, a Jefferson co chwila wyskakiwał z pyskówkami, uważając je wówczas za niezwykle zabawne i co ważniejsze wzbudzające szacunek wśród rówieśników. Nie sądził jednak, żeby Johnem kierowały tak szczeniackie pobudki — dla Adamsa zamknięcie się nawet na kilka cholernych minut było zadaniem konstytucyjnie niewykonalnym.

Washington nie wydawał się chować urazy, za co Thomas był szczerze wdzięczny, bo w pełni wystarczały mu wrażenia bitewne zapewnione przez Hamiltona. W gruncie rzeczy, to osobowość i charakter Alexandra diametralnie różniły się od Washingtona, gdyby nie widoczny szacunek, jakim Hamilton — mimo swojej olbrzymiej arogancji i ogólnej pogardy do świata i ludzi — darzył ojca, ciężko byłoby dostrzec jakikolwiek wpływ Washingtona na wychowanie nastolatka. Ciężko było dostrzec, by ktokolwiek miał wpływ na to wychowanie. Hamilton był najbardziej niezdyscyplinowanym, niepokornym, bezczelnym i rozpuszczonym dzieciakiem, jakiego Jefferson spotkał w życiu, wliczając w to wszystkie najgorsze typy, z jakimi miał styczność w szkole, całe swoje rodzeństwo, rodzeństwo Madisona i nawet całą watahę Adamsa. W jakiś sposób jednak zestawianie Hamiltona z ludźmi, których w porównaniu do syna jego szefa Jefferson mógł bez wahania nazwać ludźmi normalnymi, wydawało się dziwnie nie na miejscu, choć podświadomie robił to cały czas. Hamilton pod wieloma względami zachowywał się znacznie porządniej niż Thomas w jego wieku — nie wracał do domu pijany lub podpity co sobotę po zabawie z przyjaciółmi, do szkoły podchodził poważnie i wypełniał swoje obowiązki niemal do przesady sumiennie, nie spędzał całych godzin przyklejony do telewizora, komputera czy konsoli (a posiadał takową, prawdopodobnie drogą, najnowszej generacji, jednak Thomas jeszcze nie miał okazji zobaczyć jej w użyciu). Jeśli Jefferson miałby podjąć się próbie ocenienia Hamiltona, musiałby stworzyć całkiem nowe kryteria, bo nigdy wcześniej nie spotkał w swoim życiu osoby tak intensywnej i niepowtarzalnej, od której naraz chciał i nie mógł trzymać się z daleka. To było toksyczne — bo jak inaczej nazwać patologiczne i niemal obsesyjne wracanie myślami i obecnością do osoby, której się nienawidziło? Czy Thomas mógł mieć obsesję na punkcie tego chłopca? Może był psychopatą albo innym świrem i powoli popadał w obłęd? To by wyjaśniało, dlaczego nie potrafił zignorować gierek Hamiltona i po prostu żyć dalej, tak jak zrobił do James, który nastolatkiem zdawał się przejmować najmniej ze wszystkich w firmie. To by wyjaśniało też, skąd wziął się dreszczyk ekscytacji i zadowolenia, gdy zmusił Hamiltona do ugięcia się przed nim na oczach Jamesa w miejscu pracy. I wyjaśniałoby, czemu pięć godzin po kłótni między nim i Hamiltonem, Thomas wciąż nie potrafił wziąć się w garść i skupić na pracy, tylko bez przerwy rozmyślał i rozmyślał tylko i wyłącznie o Hamiltonie, który pewnie nim już nie przejmował się wcale.

Studium w nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz