9. Twoi wrogowie szepczą

1.2K 132 62
                                    

Spotkanie okazało się znacznie mniej stresujące, niż Thomas się spodziewał. Po wszystkim pomyślał, że może faktycznie nie warto było czym się turbować przez tak długi czas, nawet jeśli ostatecznie ich projekt został odrzucony po długiej dyskusji między członkami gabinetu. Co zaskakujące Hamilton nie odezwał się przez cały przebieg spotkania. Ani w czasie prezentacji ich planu, ani później, gdy wszyscy zawzięcie dyskutowali. Jefferson pomyślał po wszystkim, że może James faktycznie miał rację, a on zbyt poważnie brał do siebie słowa Adamsa.

Ostatecznie firmę opuścił dopiero po ósmej wieczorem, nadrabiając dzień pracy, który cały zmarnował na zamartwianiem się nadchodzącą prezentacją projektu. W zasadzie to był pierwszy raz odkąd zaczął życie w Nowym Jorku, gdy zorientował się, że faktycznie ma sporo pracy na głowie, a to co robi, ma jakieś znaczenie. Zawsze wydawało mu się, że jest tego mniej, bo praca rozkładała się na co najmniej siedem godzin, ale gdy nagle zabrakło mu tego czasu, uświadomił sobie, że faktycznie pełni jakąś funkcję, która wymaga pracy. Jego pracy.

Miał więc w Nowym Jorku coś, co zależało od niego i na czym równocześnie zależało jemu. Może jego życie nie było aż tak wielkim bałaganem, jak mu się wydawało.

Zapłacił za taksówkę i wszedł do budynku, by następnie wjechać windą do mieszkania. Nagle zaczął się zastanawiać, czy to aby na pewno biezpieczne rozwiązanie. Niby portieria działała dwadzieścia cztery godziny na dobę, a jednak potencjalnego bandycie wystarczyłoby ominięcie jej i droga wolna. Przed wyjazdem do Francji, Thomas nigdy nie mieszkał poza Wirginią dłużej niż kilka tygodni, toteż z początku dziwiły go niektóre elementy w mieszkaniu jego szefa. W swoich rodzinnych stronach słyszał o dużych północnych miastach, takich jak Nowy Jork, głównie to, że nikomu nie należy tam ufać. Wysoki wskaźnik przestępczości, ludzie agresywni, niebezpieczni, machający bronią na prawo i lewo... A jednak Washington i Hamilton zdawali się nie podzielać obaw, które Thomasowi wszczepiono do głowy, gdy jeszcze był dzieckiem. Nie był gotów na zaufanie Nowemu Jorkowi, nawet jeśli ten konkretny budynek zdawał się odbiegać od opisywanych przez zawziętych wrogów północy melin pełnych podejrzanych typów. Z drugiej strony taki apartamentowiec mógł być przyjemnym łupem dla takowych. Cholera, był pewien, że przez pół nocy będzie o tym myślał.

W salonie zastał swojego szefa i jego syna na swoich standardowych miejscach z kartami w rękach, ich stosem na stole i mnóstwem poukładanych na nim żetonów między szklanką z drinkiem Washingtona, a kubkiem, który — jak Thomas zdołał się przekonać na własnej skórze — należał do Hamiltona i nikomu innemu nie wolno było go używać. W zasadzie nie było w nim niczego specjalnego, ot kubek pamiątkowy z londyńskim nadrukiem. Jefferson przypuszczał, że to jakaś wyjątkowa pamiątka z podróży albo prezent od kogoś, cóż, ważnego. Światło na pokój rzucała tylko lampa stojąca między kanapą i fotelem wystarczająco blisko, żeby mogli zapalić ją bez wstania ze swoich miejsc. Thomas przypuszczał więc, że zaczęli grę krótko po powrocie do mieszkania i nie przerwali jej aż do tej pory nawet po to, by zapalić większe światło, gdy słońce już zaszło. Uniósł brwi, widząc, że nawet nie podnieśli wzroku znad gry, gdy usłyszeli, że wchodzi do środka, to przecież mógłby być ktokolwiek. Każdy z miliona podejrzanych nowojorskich typów.

— Poker? — zapytał, spoglądając siedzącemu na kanapie Hamiltonowi przez ramię. Wciąż nie został zaszczycony nawet spojrzeniem, odpowiedziały mu tylko potwierdzające pomruki. Następnie Hamilton wysunął wysoki stos żetonów na środek stołu.

— Twoje pięć — mruknął, po czym dołożył do tych żetonów kolejne. — I moje dziesięć — dodał spokojnie, tonem którym ani odrobinę nie zdradzał swojego blefu, który był oczywisty dla Thomasa, który widział, że karty mu nie sprzyjały w tym momencie. Washington przez chwilę analizował to posunięcie, po czym wyrównał kwotę i z lekkim uśmiechem pokazał karty. Kolor. Hamilton w tym momencie zrezygnował już ze swojej miny pokerzysty i z naburmuszonym wyrazem twarzy odrzucił swoje karty.

Studium w nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz