14. Wspomóż i wybacz

1.1K 115 73
                                    

— Hej! Czyż to nie Aaron Burr, sir?

— Alexander, jest niedziela, ósma rano, a ty dzwonisz na moją komórkę. Kogo innego spodziewałeś się usłyszeć?

Zauważenie problemu według wielu artykułów, filmów i książek miało być pierwszym krokiem do poprawy, ale Alexander jakoś nigdy nie potrafił odnieść tego prawa do swojego życia. Ilekroć próbował, odnosił wrażenie, że równie dobrze mógłby obliczać przeciwprostokątną w trójkącie prostokątnym za pomocą twierdzenia Talesa. Sama teoria nie była błędna — całkiem logiczną była myśl, że nie można naprawić szkody, której się nie widzi — aczkolwiek Hamilton odnosił wrażenie, jakby jego życie było zupełnie innym działem, w którym ta reguła jest — jak to ujmował jego matematyk, gdy w klasie uczniowie używali nieprawidłowych metod do podanych zadań — z dupy wzięta.

— Próbuję tylko być miły.

— Próbuj dalej.

— Aleś ty zabawny. Ptaszek wyśpiewał mi, że zaciągnąłeś się do zespołu Philipa Schuylera. Wygraliście przetarg.

Alexander był świadomy swoich problemów. Problemów, wad, słabości. Nigdy też nie powiedziałby, że lubi te swoje strony, bo ostatecznie był tylko człowiekiem. Ludzie nie lubią swoich niedoskonałości i tak samo nie lubił ich Hamilton. Nie lubił tego, jak często kłamał, manipulował i uciekał przed kłopotami. Nie znosił oskarżycielskich albo wręcz zniesmaczonych spojrzeń swoich przyjaciół, ilekroć przyznawał im się do swoich niemoralnych uczynków. Nienawidził tego, jak podejrzliwy stawał się jego tata, ilekroć Alexander choć odrobinę wykraczał poza sztywne ramy swojego rutynowego zachowania.

— Tak, wygraliśmy. Coś w związku z tym?

— Może chciałem tylko pogratulować?

— Nie jesteś zabawny.

Jednak mimo tej imponującej samoświadomości, Alexander nigdy nie poczynił kroku w stronę zmiany. Ilekroć o takiej myślał, wyobrażał sobie, kim by się stał bez swoich słabych stron i dochodził wniosku, że może nawet jeśli one są słabe jego czynią na jakiś obłędny sposób silniejszym. Jeśli świat dzieli się na ludzi z zasadami i ludzi odnoszących sukces, Alexander nie zawahałby się przed pójściem w stronę sukcesu. I chociaż istniała jakaś granica, której nigdy by nie przekroczył, naginał ją i nadwyrężał na wszystkie możliwe sposoby, znajdując coraz to nowe wytłumaczenia.

— Kiedy podpisujecie umowę?

— Czemu chcesz wiedzieć?

— Odpowiedz na pytanie, proszę.

Nie chciał się zmieniać. Nie przepadał może specjalnie za człowiekiem, którym był, ale równocześnie nie mógł się zmienić. Za dużo by stracił, gdyby to się stało. Jasne, Nathaniel mógł nazywać go geniuszem zła, aczkolwiek Hamilton nie widział niczego ani genialnego, ani złego w umiejętności zdobycia tego, czego chciał. A jeżeli to właśnie to, co było uznawane za jego wady mu te umiejętność zapewniało, dlaczego miałby z tego rezygnować?

— Jutro. O piętnastej zaczyna się spotkanie. Po co ci to wiedzieć?

Poza wszystkimi sprawami moralności, było w jego gierkach coś satysfakcjonującego i uzależniającego. Nawet jeśli momentami nienawidził ich z całego serca. Shakespeare napisał, że świat jest sceną, a ludzie na nim aktorami, ale Hamilton posuwał się dalej w metaforach i twierdził, że ludzie są hazardzistami nad stołem gry zwanej życiem. Ryzykowali lub nie, przegrywali lub zdobywali fortunę. Niektórzy posuwali się bezmyślnie, licząc na szczęście, inni analizowali, liczyli i blefowali albo grali jedną z tysiąca innych metod. I może metoda, którą obrał sobie Hamilton nie była najpopularniejszą wśród stowarzyszenia dobrych serc, ale był przekonany, że z czasem przestanie go to obchodzić. Znieczulica jest przecież zaraźliwa i bardzo powszechna w ostatnich latach.

Studium w nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz