11. Iść na śródmieścia i mieszać się z biednymi

1.3K 133 120
                                    

Zgadnijcie, kto się pojawi w tym rozdziale.
Albo spróbujcie wydedukować po poprzednim.

~*~

Alexander Hamilton był najbardziej zagmatwanym człowiekiem, jakiego Thomas miał szczęście lub nieszczęście w życiu poznać. Odnosił silne wrażenie, że to tylko kwestia czasu aż dowie się, czy spotkanie Hamiltona było raczej okrutną klątwą, czy jednak osobliwym darem.

Jeszcze dzień wcześniej Jeffersona dręczyły wyrzuty sumienia, przekonanie, że Hamilton stanie się w stosunku do niego jeszcze chłodniejszy niż wcześniej, a jednak pierwszą rzeczą, jaką usłyszał rano było koleżeńskie zaproszenie na bieganie, a następnie ten nagły wykaz dobrej woli, gdy nastolatek zaoferował mu — na swój pokrętny sposób — pomoc. Szczerze powiedziawszy, nie wiedział, co o tym myśleć. Tak bardzo jak chciał zachować ostrożność i dystans, nie potrafił utożsamiać aroganckiego i przebiegłego Hamiltona ze słów Adamsa z tym, który z takim uczuciem, pasją i niemal dziecięcym zachwytem opowiadał o Nowym Jorku.

Oczywiście Hamilton nie stał się też nagle świętym bez grzechu na duszy. Nie, dalej był niebezpiecznie inteligentnym bachorem przekonanym o swojej racji w dosłownie każdej kwestii, ale w jego zachowaniu było coś zupełnie odmiennego. Coś, co czyniło go bardziej otwartym, ułatwiało przebywanie i rozmowę z nim. Jakby nagle stał się znacznie bardziej ludzki. Wciąż genialny i dziwnie absorbujący, ale już nie w ten chłodny i odstraszający sposób, który sprawiał, że Thomas wstrzymywał oddech ilekroć nastolatek pojawiał się w pomieszczeniu. Jego towarzystwo stało się nawet przyjemne.

Nawet jeśli jego opinie były całkowitym dnem.

Hamilton zabrał go metrem na Piątą Aleję, tam zaczęli wędrówkę po sklepach, aczkolwiek na samym początku Alexander zabronił Jeffersonowi odzywać się dopóki on sam nie zacznie sprzedawać. Przez pierwszą godzinę tego nie zrobił, rozmawiał tylko z doradcami w sklepach, których marki miały ubrania Thomasa, porównując materiały, wzory, kroje i zadając setki pytań o tkaniny,  kolekcje, oryginalne ceny i inne rzeczy, za którymi Jefferson szybko przestawał nadążać.

— Czemu nie sprzedajemy? — zapytał w końcu, gdy opuścili sklep saksa po dwudziestominutowym zgłębianiu przez Hamiltona różnic między obuwiem zrobionym ze skóry ekologicznej a tym z naturalnej.

— To bardzo proste — odpowiedział nastolatek z nosem w telefonie. — W handlu ważna jest dominacja, a żeby ją uzyskać trzeba posiadać wiedzę. Przyznaję, że ubrania nie są dziedziną, w której byłbym znawcą, ale wejście do sklepu z zamiarem sprzedania pary butów ze skóry naturalnej, nie znając podstawowych różnic między skórą naturalną a ekologiczną, byłoby handlowym samobójstwem — wyjaśnił. Następnie pokierował Thomasa do sklepu, tym razem bez znanej marki w nazwie, przed którym oznajmił, że teraz zaczynają sprzedawać.

Odświeżył jednak polecenie bycia cicho, dając Jeffersonowi jasno do zrozumienia, że jego wkład tylko by przeszkadzał.

I już po wizycie w pierwszym sklepie Thomas wiedział dlaczego.

Hamilton był absolutnie niesamowity od momentu reklamowania rzeczy, które chciał sprzedać, poprzez prowadzenia negocjacji aż do zakończenia transferu. Mówił w sposób tak lekki i płynny, jakby zajmował się sprzedażą ubrań dłużej niż w rzeczywistości był na świecie, co wprowadziło Thomasa w takie osłupienie, że nawet gdyby chciał się odezwać, po prostu nie dałby rady. Wykorzystywał bez zająknięcia informacje, które wcześniej zdobywał w sklepach: opowiadał o sukcesach kolekcji, z której pochodziły reklamowane ubrania, o projektantach, kłamał bez mrugnięcia okiem co do innych proponowanych cen, a gdy Jefferson zapytał już po wyjściu ze sklepu, czy nie będzie problemem, jeśli wyjdzie na jaw, że te produkty kosztowały znacznie mniej niż wmawiał to Hamilton, odpowiedział jedynie caveat emptor, jakby to wszystko tłumaczyło i wcisnął Thomasowi do rąk sumę czterystu dwudziestu dolarów.

Studium w nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz