Dla Alexandra ten dzień był od samego rana okrutnie stresujący.
Zaczęło się od świadomości obowiązku zmierzenia się z testami, które miały podsumować jego wiedzę matematyczną i fizyczną. Jakkolwiek to pierwsze nie wzbudzało w nim dużego niepokoju — jego pewność siebie graniczyła wręcz z arogancją — fizyka stanowiła obraz nie tyle co ponury, ale bezlitośnie nudny i mroczny w swej beznadziei. Wciągając zbyt ciasne spodnie na nogi, Hamilton zdołał wyliczyć ponad siedem sposób, jak mógłby spędzić te kilka godzin pożyteczniej niż rozmyślając nad wyimaginowanymi problemami twórców testów.
Zdecydował jednak skupić się na testach bardziej niż na planie finansowym, w którego sprawie zrobił już wszystko, co mógł zrobić. Te pseudo testy nic nie znaczyły na dłuższą metę, ale mogły przełożyć się na następny rok szkolny. Gdyby z któregoś przedmiotu nauczyciele wyczuli u niego jakiekolwiek braki, po wakacjach nie miałby spokoju pod tym względem.
Zazwyczaj koniec roku był dla niego pełen nerwowej, chaotycznej nauki, uzupełniania braków na własną rękę nie tyle co z powodu samoświadomości, ale przeważnie bezpodstawnej paniki. W tym momencie, stojąc przed lustrem w marynarce z widniejącym na piersi godłem szkoły, które uczniowie nosić musieli jedynie na szczególne okazje, zdawał sobie sprawę z tego jak spokojnie podszedł w tym roku do tematu testów. Nie do końca potrafił stwierdzić, jak się z tym czuł. Nie oszczędził sobie stresu — po prostu przelał go na inny obiekt.
Był na siebie minimalnie zły za to wyjątkowo jak na niego lekceważące podejście, jednak z drugiej strony gdzieś w tyłach jego czaszki dryfowała świadomość, że skupienie się na planie finansowym było rozsądne. Rozsądniejsze niż łamanie sobie głowy nad egzaminami, będącymi niczym więcej niż dyrektorskim kaprysem.
— Wcześnie wstałeś — przywitał go głos ojca, gdy Alexander zszedł do jadalni, witając się cicho. Odpowiedział niejasnym pomrukiem, poświęcając już większą część swojej uwagi ekspresowi do kawy. — Ciężka noc? — zapytał, niezrażony Washington, podczas gdy Alex już wskakiwał na blat, następnie nalewając sobie kawy do I love NYC kubka.
— Po prostu życie — odparł pesymistycznie i wzruszył ramionami. Washington zaśmiał się cicho, chociaż gdy spojrzał na Hamiltona, wydawał się nieco zaniepokojony.
— Nie denerwuj się — polecił spokojnie, tylko połowicznie odgadując powód niewyspania Alexandra. — Za rok będziemy się stresować. Teraz możesz do tego jeszcze podejść spokojnie — stwierdził. Hamilton skinął głową.
— Pewnie masz rację — westchnął. — Nie stresuję się. Po prostu źle spałem — wyjaśnił. Washington uniósł brwi.
— Bo się stresujesz — dopowiedział, czego Hamilton jednak nie skomentował, zamiast tego dopijając kawę. Udawał, że nie widzi zaniepokojonego spojrzenia, jakie wbił w niego Washington. — Zjesz coś? — Pokręcił przecząco głową. — Alex, proszę. Lepiej będzie ci się myśleć, jeśli nie pójdziesz głodny.
— Nie mam ochoty — urwał dyskusję Hamilton. — Zjem coś na lunch. Obiecuję. Możemy już wyjść? Wolałbym być wcześniej.
Washington skinął głową, po czym wyszedł wyjechać autem. Alexander szybko do niego dołączył po wzięciu torby ze swojej sypialni. Ostatecznie do szkoły wszedł dobre pół godziny przed dziewiątą. Okazało się, że nie on jeden wolał przyjść wcześniej, by być pewnym, że gdy o pełnej godzinie nauczyciele ogłoszą początek testu, wszyscy będą już czekać w sali. Minął niewielkie zgromadzenie osób ze swojego rocznika (byli podzieleni na trzy grupy, alfabetycznie, Alexander był w pierwszej razem z Churchem). Wyminął jednak zebranych uczniów pod klasą chemiczną (to zły znak, oznajmił tacie, gdy dowiedział się, że właśnie tam będzie pisał, ta klasa ma złą aurę) i podszedł do szafek. Szybko usłyszał za sobą pospieszne kroki i głos przyjaciela. Nie zatrzymał się, ale zwolnił, pozwalając Churchowi, zrównać się ze sobą.
CZYTASZ
Studium w nienawiści
FanficW życiu ważne jest pamiętać, że obojętnie jak wielka byłaby liczba zadanych ciosów od losu, żaden ból nie ma mocy zatrzymania toczącego się na świecie życia. Alexander Hamilton wiedział o tym od dziecka, a Thomas Jefferson dostał szansę, by się teg...