Zanim cokolwiek tu napiszecie, chcę powiedzieć, że traktuję ten rozdział niezwykle poważnie i Wam też to polecam. Wszystkie XD na bok, lepiej nastawić się na przemyślenia i wielowarstwowość przekazu.
Sokrates w tytule zobowiązuje. Jak się rozpiszecie o swoich przemyśleniach też będę wdzięczna, w końcu — hej — 30 rozdział.
~*~
Piąty lipca smakował Thomasowi kawą i zmęczeniem, które jednak nie stanowiło głównej przyczyny problemów Jeffersona z koncentracją. To był Hamilton, ale Thomas nawet nie odczuwał już zaskoczenia, bo od dwóch miesięcy to zawsze był Hamilton. Od pierwszego zobaczenia tych diabelsko ciemnych oczu jeszcze nie miały okazji go opuścić i choć Thomas od jakiegoś czasu był już świadomy dziwnej obsesji, w jaką popadał, po ostatnim wieczorze był cholernie przerażony.
Czymkolwiek próbował się zająć, ostatecznie coś i tak prowadziło jego myśli w stronę Alexandra. Czuł dezorientację, czuł przerażenie i nawet panikę, gdy tylko myślał o powrocie do mieszkania Washingtona, chociaż z tą paniką wiązało się też swego rodzaju zniecierpliwienie, tworząc dziwny paradoks, który jednocześnie zachęcał Thomasa do powrotu i odpychał od niego. Czego tym razem mógł się spodziewać po powrocie z pracy? Ostatniego wieczoru zbliżył się do Hamiltona (albo to Hamilton zbliżył się do niego, a może po prostu oboje zbliżyli się do siebie) tak, jak wcześniej spodziewał się nigdy nie zbliżyć. Nie znosił tej niepewności, którą Alexander wciąż mu gwarantował, a z drugiej strony czuł, że to właśnie ta niestabilność czyniła ich relację wyjątkową, a przez to uzależniającą. Może było toksyczne dla obu stron, może Jefferson powinien się jak najszybciej od tego odciąć, może tak byłoby najlepiej dla wszystkich.
Westchnął, zerkając na zegar. Ilekroć dochodził do tych wniosków, uderzało go poczucie deja vu. Za każdym razem te postanowienia kończyły tam, gdzie kończyło ich miliony z całego świata — w niespełnieniu, gdzieś daleko poza realnym światem. Koniec końców, za każdym razem wystarczyło, żeby Hamilton pstryknął palcami, a Thomas wracał do niego jak ćma do światła, choćby jego źródłem był morderczy płomień.
Wiedział, że dla niego to niezdrowe, ale nie obchodziło go to. Obchodziło go to, jak wygląda ich relacja od strony Hamiltona. Czy Hamilton w ogóle go lubił, bo co do tego, że jakieś uczucia żywił, Thomas nie miał już wątpliwości. Zachowanie chłopaka było dezorientujące, ilekroć Jeffersonowi wydawało się, że staje na stabilnym gruncie, ponownie działo się coś, co ponownie obracało sytuację o sto osiemdziesiąt stopni. Na dłuższą metę, nie był jednak w stanie obwiniać o swoje uczucia Hamiltona, bo wiedział, że nie jest traktowany przez niego w żaden wyjątkowy sposób, że to, co on przechodził z Alexandrem w jakiś sposób przechodził też Adams, Madison, Burr i zapewne w pewnym momencie wszyscy inni ludzie w otoczeniu nastolatka. Hamilton był specyficzny i działał na ludzi w różny sposób, ale jedynie Thomas reagował na niego tak intensywnie, jedynie w Thomasie obudził tę dziwną obsesję, jednocześnie zmuszając go do poważenia własnej stabilności psychicznej, bo czuł, że to właśnie on — mimo wszystko — był tym, który zachowywał, a przynajmniej chciał zachowywać się niezdrowo i czuł się niezdrowo, myśląc o tym, o czym zdarzało mu się myśleć przy lub o siedemnastoletnim synu jego szefa.
Powinien zachować znacznie więcej dystansu. Myślał o wszystkim, co robił od poznania Hamiltona i bezrozumnie wyliczał każdy błąd, jaki popełnił od tego czasu. Głupie wymiany zdań sam na sam, przekomarzania, przepychanki słowne, wspólne wyjścia, które on traktował jak wielkie wydarzenie, a Hamilton jak nieprzyjemny warunek osiągnięcia celu. Później, już po tej aferze z planem, angażowanie się w kłótnie zdecydowanie zbyt emocjonalnie, poświęcanie Hamiltonowi każdego skrawka swojej uwagi, gdy tylko miał taką możliwość, zauważanie rzeczy, których nigdy nie powinien zauważyć, powolne popadanie w zauroczenie wszystkimi tymi rzeczami obojętnie jak dziwne by nie były.
CZYTASZ
Studium w nienawiści
FanfictionW życiu ważne jest pamiętać, że obojętnie jak wielka byłaby liczba zadanych ciosów od losu, żaden ból nie ma mocy zatrzymania toczącego się na świecie życia. Alexander Hamilton wiedział o tym od dziecka, a Thomas Jefferson dostał szansę, by się teg...