Tu możecie się uzewnętrznić w związku z nową okładką.
~*~
Pierwszego lipca Jefferson poznał Gilberta Lafayette'a. Obecność drugiego siedemnastolatka w mieszkaniu niemożliwie wpłynęła na obecną w nim atmosferę, jednak najbardziej widocznie działanie wywarła na Hamiltonie, który z dnia na dzień utracił pokłady pyszałkowatości i megalomani, całkowitą adoracją otaczając za to młodego Francuza.
Gilbert Lafayette był siedemnastolatkiem o fizjonomii upodabniającej go znacznie bardziej do młodego mężczyzny niż chłopca i oczach świecących w sposób iście dziecięcy, kontrastujący z ostrymi rysami twarzy i zalążkami zarostu na twarzy. Był pełen energii i ekscytacji związanej z każdą, najmniejszą rzeczą począwszy od zabawnego angielskiego słówka, przez ładny obraz na ścianie (N'est-ce pas nouveau? C'est très magnifique!) kończywszy na smacznej pizzy, która według Thomasa smakowała na nieco przypaloną. Było w tym coś urokliwego, jednak Jefferson nie mógł określić, jakim cudem ten urok zadziałał na Hamiltona, który wydawał się tak uprzedzony do nadmiernego entuzjazmu, pełen nonszalancji do rzeczy, na które Gilbert Lafayette reagował niczym dziecko na ogromny prezent pod choinką. A jednak Hamilton nie wydawał się zirytowany energicznością Francuza, chociaż jemu się ona nie udzieliła. Thomas dużo rozmawiał z Lafayette'em, głównie po francusku. Chłopak był naprawdę przyjemnym towarzyszem do rozmowy, bo chociaż tak jak Hamilton mówił dużo, w przeciwieństwie do Hamilton nie mówił w sposób tak nieprzyjemnie przytłaczający, przypominający bardziej atak niż rozmowę. Lafayette był ekstrawertykiem, nosił w sobie drobną iskrę szaleństwa graniczącej z chaosem. Czarujący, owszem, ale zdecydowanie nie posiadał tego przyciągającego i uzależniającego magnetyzmu, jakim emanował Hamilton. Lafayette posiadał pozytywną energię, jego obecność wprawiała całe pomieszczenie w znakomity nastrój, któremu uległa nawet intensywność Hamiltona, choć do nie tak dawna Thomas był przekonany, że zdominowanie charakteru syna jego szefa jest niemożliwe.
Gdy Thomas zapytał Gilberta (po francusku, gdy sami siedzieli w salonie, podczas gdy Washington przebywał w swoim gabinecie, a Hamilton uciekł na górę, rozmawiając przez telefon) kiedy i jak poznał Alexandra, w odpowiedzi otrzymał cały wywód, za który szczerze był wdzięczny. Tak było wygodnie, nie musiał narażać się na sprawianie wrażenia wścibskiego, a informacje o Hamiltonie, których pragnął tak desperacko, otrzymał jak na tacy. Dowiedział się, że dwa lata temu brał udział w wymianie międzynarodowe i spędził kilka miesięcy w Stanach, uczęszczając do tego samego liceum co Alexander, który — z racji perfekcyjnego posługiwania się francuskim — został wybrany do oprowadzenia Francuza po szkole i udzielenia mu pomocy z zaaklimatyzowaniem się w nowym miejscu. Dowiedział się, że Alexander przez długi czas wydawał się Lafayette'owi osobą chłodną i raczej nieprzyjemną, ale ciekawą i w gruncie rzeczy bardzo dobrą.
— Il est charmant — powiedział Gilbert, kiedy już zeszli bezpośrednio na temat Hamiltona. — Mais aussi.... accablant. Très souvent il est triste. Et quand il est triste, je suis triste aussi — dodał po chwili, marszcząc brwi i po raz pierwszy ukazując oznaki zmartwienia, tak szczerego i przejmującego, że Thomas sam poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku. — Maintenant, il va mieux.
— Il va mieux après quoi? — zapytał Jefferson. Lafayette rzuci mu lekko zmieszane spojrzenie, po czym machnął ręką i uśmiechnął się, ponownie w ten ujmujący i prawie dezorientująco szczery sposób.
— En général — odpowiedział tuż przed tym, jak Hamilton pojawił się na schodach, wciąż z telefonem przy uchu. Przeszedł do kuchni milcząc, co jakiś czas zmieniając tylko wyraz twarzy na bardziej lub mniej zirytowany.
— W porządku — powiedział w końcu, wyciągając szklankę z szafki. — Tak, w porządku.... — Przeszedł w stronę lodówki, jednak zatrzymał się tuż przed nią, marszcząc czoło. Lafayette, podobnie jak Thomas, zwrócił się twarzą w stronę Hamiltona, z zainteresowaniem na twarzy, jakby rozgrywała się przed nimi wyjątkowo ciekawa sztuka. — Nie, to zły pomysł — oznajmił Hamilton, nie poświęcając nawet grama uwagi swojej zapewne nieproszonej widowni. — Przestań, nawet z nim nie rozmawiam... Co z tego? Ja tam nie pójdę — prychnął, odkładając nagle szklankę na blat, by wolną ręką otworzyć lodówkę. — Chryste, nie interesuje mnie to. Nawet gdybym teoretycznie z nim rozmawiał, nie pisałbym się na takie coś.... — Thomas zmarszczył brwi i zerknął na Lafayette'a, który z nieco przekrzywioną głową przyglądał się Hamiltonowi. — Bo to nie w moim stylu — powiedział tamten, już ze szklanką soku w ręce. — Nie, podoba mi się ten styl. — Przeszedł do salonu, krążąc po nim bez określonego celu, ignorując Thomasa i Gilberta. — Nie wiem, zadzwoń sobie do niego.... Mam do gdzieś... — Przeszedł między stolikiem a kanapą, zmuszając Lafayette'a do podniesienia nóg, które opierał na skraju blatu. — Widzisz, właśnie dlatego nie chciałem ci mówić. Na cholerę teraz zgrywasz adwokata? — prychnął, następnie przechodząc obok fotela, tym razem zmuszając Thomasa do przeniesienia nóg. — Nie, wcale nie przesadzam. — Zawrócił nagle, przez co Jefferson ponownie musiał przesunąć nogi, domyślając się, że jeśli tego nie zrobi, Hamilton po prostu wywinie orła przez własną nieuwagę. — Szczerze mówiąc, mam to w dupie... Tak, to całkowicie zmienia postać rzeczy, ale wciąż jestem zmuszony odmówić. — Zatrzymał się przy Lafayetcie, który tym razem nie przemieścił nóg, obserwując za to z zainteresowaniem reakcję Hamiltona. Ten jedynie zawrócił, nie poświęcając przeszkodzie najmniejszego zainteresowania. Thomas doszedł do wniosku, że Hamilton jest jedną z tych osób, które, rozmawiając przez telefon, po prosu musiały chodzić. Nieważne gdzie, byleby tylko chodzić. — Dobra, niech ci będzie, ale nic więcej... w porządku. Tak, w porządku.... W porządku — powtarzał, chodząc już tylko w kółko między Lafayette'em i Thomasem. Jefferson pomyślał, że jeśli będzie rozmawiał dłużej niż jeszcze trzy minuty, dostanie zawrotów głowy. — W porządku.... W porządku! — Urwał na moment. — Ta, w porządku — mruknął na koniec, po czym rozłączył się i opadł na kanapę obok Lafayette'a. Francuz rzucił mu ostrożne spojrzenie.
CZYTASZ
Studium w nienawiści
FanfictionW życiu ważne jest pamiętać, że obojętnie jak wielka byłaby liczba zadanych ciosów od losu, żaden ból nie ma mocy zatrzymania toczącego się na świecie życia. Alexander Hamilton wiedział o tym od dziecka, a Thomas Jefferson dostał szansę, by się teg...